Литмир - Электронная Библиотека
A
A

- A pani skonasz na konwulsje i będą cię w piekle maglować na moich maglach

- odrzekł jej antagonista.

- Ciszej! - zawołał sędzia. - Co pani Krzeszowska mówi o sprawie?

- Wysłuchaj mnie, panie sędzio! - zaczęła deklamować pani baronowa

wysunąwszy nogę naprzód. - Po zmarłym dziecku została mi, jako najdroższa

pamiątka; lalka, która bardzo podobała się tej oto pani - wskazała na Stawską - i

jej córce...

- Oskarżona bywała u pani?

- Tak, wynajmowałam ją do szycia...

- Alem jej nic nie zapłaciła! - huknął z końca sali Wirski.

- Ciszej! - zgromił go sędzia. - Tak i cóż?

- W dniu, w którym tę panią oddaliłam od siebie - mówiła baronowa - zginęła

mi lalka. Myślałam, że umrę z żalu, i zaraz na nią powzięłam podejrzenie...

Miałam dobre przeczucia, gdyż w kilka dni później przyjaciel mój, pan

Maruszewicz, zobaczył z okna, że ta pani (która mieszka vis á vis niego) ma u

siebie moją lalkę i dla niepoznaki przebiera ją w inną suknię.

Wtedy poszłam do jego mieszkania z moim doradcą prawnym i zobaczyłam

przez lornetkę, że moja lalka jest rzeczywiście u tej pani. Na drugi dzień więc

udałam się do niej, zabrałam lalkę, którą tu widzę na stole, i podałam skargę.

- A pan Maruszewicz jest pewny, że to ta sama lalka, która była u pani

Krzeszowskiei? - spytał sędzia.

- To jest... właściwie mówiąc... pewności nie mam żadnej.

- Tak dlaczegóż pan Maruszewicz powiedział to pani Krzeszowskiej?

- Właściwie... ja nie w tym znaczeniu...

- Nie kłam pan! - zawołała baronowa. - Przybiegłeś do mnie, śmiejąc się,

powiedziałeś, że Stawka ukradła lalkę i że to do niej podobne...

Maruszewicz zaczął mienić się, potnieć i nawet przestępować z nogi na nogę, co

jest chyba dowodem wielkiej skruchy.

- Podlec - mruknął Wokulski dosyć głośno.

466

Spostrzegłem jednak, że uwaga ta nie wzmocniła w Maruszewiczu otuchy.

Owszem, zdawał się być jeszcze więcej zmięszany.

Sędzia zwrócił się do służącej pani Krzeszowskiej.

- U was była ta lalka?

- Nie wiem która... - szepnęła zapytana.

Sędzia wyciągnął do niej lalkę, ale służąca milczała mrugając oczyma i

załamując ręce.

- Ach, to Mimi!... - zawołała Helunia.

- O, panie sędzio! - krzyknęła baronowa. - Córka świadczy przeciw matce...

- Znasz tę lalkę? - spytał sędzia Heluni.

- O, znam!... Zupełnie taka sama była u pani tam w pokoiku...

- Czy to jest ta sama?

- O, nie, nie ta... Tamta miała popielatą sukienkę i czarne buciki, a ta ma

brązowe buciki!...

- Nu, tak... - mruknął sędzia kładąc lalkę na stole. - Co pani Stawka powie?... -

dodał.

- Lalkę tę kupiłam w sklepie pana Wokulskiego...

- A ile pani dała za nią?... - syknęła baronowa.

- Trzy ruble.

- Cha! Cha! Cha!... - zaśmiała się baronowa. - Ta lalka kosztuje piętnaście...

- Kto pani sprzedał tę lalkę? - zapytał sędzia Stawskiej.

- Pan Rzecki - odparła rumieniąc się.

- Co powie pan Rzecki?... - rzekł sędzia.

Tu właśnie była pora wypowiedzieć moją mowę. Jakoż zacząłem:

- Szanowny sędzio!... Z bolesnym zdumieniem przychodzi mi... To jest... widzę

przed sobą triumfującą złość i tego... uciśnioną...

Nagle tak mi zaschło w ustach, że już nie mogłem słowa przemówić.

Szczęściem, odezwał się Wokulski:

- Rzecki był tylko obecny przy kupnie, lalkę ja sprzedałem.

- Za trzy ruble? - spytała baronowa błysnąwszy oczyma jaszczurki.

- Tak, za trzy ruble. Jest to towar wybrakowany, którego się pozbywamy.

- Czy i mnie pan sprzedałby taką lalkę za trzy ruble? - indagowała baronowa.

- Nie! Pani już nic i nigdy nie sprzedadzą w moim sklepie.

- Jaki pan ma dowód, że ta lalka jest kupiona u pana? - spytał sędzia.

- Otóż to! - zawołała baronowa. - Jaki dowód?...

- Ciszej!... - zgromił ją sędzia.

- Gdzie pani swoją lalkę kupiła? - spytał baronowę Wokulski.

- U Lessera.

- Więc mamy dowód - rzekł Wokulski. - Lalki takie sprowadzałem z zagranicy

w kawałkach: oddzielnie głowy, oddzielnie korpusy. Niech więc pan sędzia

odpruje głowę, a wewnątrz znajdzie moją firmę.

Pani baronowa zaczęła się niepokoić.

467

Sędzia wziął do rąk lalkę, która tyle narobiła zgryzoty, i urzędowym

scyzorykiem rozciął jej naprzód stanik, a następnie począł z wielką uwagą

odpruwać głowę od tułowia. Helenka, z początku zdziwiona, przypatrywała się

tej operacji, następnie zwróciła się do matki mówiąc półgłosem:

- Mamo, dlaczego ten pan rozbiera Mimi? Przecież ona będzie się wstydzić...

Nagle zrozumiawszy, o co chodzi, wybuchnęła płaczem i kryjąc twarz w suknię

pani Stawskiej, zawołała:

- Ach, mamo, po co on ją kraje?... To strasznie boli... O mamo, mamo, już nie

chcę, ażeby Mimi krajali...

- Nie płacz, Heluniu, Mimi będzie zdrowa i jeszcze ładniejsza - uspakajał ją

Wokulski, wzruszony nie mniej od Helenki.

Tymczasem głowa Mimi spadła na papiery. Sędzia spojrzał wewnątrz i podając

maskę pani baronowej rzekł:

- Nu, niech pani przeczyta, co tam napisano?

Baronowa przycięła usta i milczała.

- To niech pan Maruszewicz przeczyta głośno, co tam jest.

- Jan Mincel i Stanisław Wokulski... - jęknął Maruszewicz.

- Zatem nie Lesser?

- Nie.

Przez cały ten czas służąca baronowej zachowywała się w sposób bardzo

dwuznaczny: czerwieniła się, bladła, kryła się między ławki...

Sędzia patrzył na nią spod oka ; nagle rzekł :

- Teraz panna nam powie, co to było z lalką? Tylko proszę prawdę, bo panna

stanie do przysięgi...

Zagadnięta, z najwyższym przestrachem schwyciła się za głowę i przypadłszy

do stołu, prędko odpowiedziała:

- Lalka stłukła się, panie...

- Ta wasza lalka, od pani Krzeszowskiej?...

- Ta...

- Nu, to stłukła się jej tylko głowa, a reszta gdzie?...

- Na strychu, panie... Oj, co ja będę miała!

- Nic panna nie będzie miała; gorzej byłoby nie odpowiedzieć prawdy. A pani

oskarżycielka słyszy, co jest?...

Baronowa spuściła oczy i skrzyżowała ręce na piersi jak męczennica.

Sędzia zaczął pisać. Siedzący w drugiej ławce (maglarz oczywiście) odezwał się

do damy czerwonej na twarzy:

A co, ukradła?... Widzisz pani, co się teraz zrobiło z paninej gęby?... Hę?..

- Jak kobieta jest ładna, to się i z kryminału wygrzebie - rzekła czerwona dama

do swojej sąsiadki.

- Ale pani się nie wygrzebiesz... - mruknął maglarz.

- Głupiś pan!...

- Paniś głupsza...

- Ciszej!... - zawołał sędzia.

468

Kazano nam wstać i usłyszeliśmy wyrok najzupełniej uniewinniający panią

Stawską.

- Teraz - zakończył sędzia skończywszy czytanie - może pani podać skargę o

potwarz.

Zeszedł na salę, uścisnął za rękę panią Stawską i dodał:

- Bardzo mi przykro, żem panią sądził, i bardzo mi przyjemnie, że mogę

powinszować.

Pani Krzeszowska dostała spazmów, a dama z czerwoną twarzą mówiła do swej

sąsiadki:

- Na ładną buzię to i sędzia jest pażyrny... Ale nie tak to będzie w dniu

ostatecznym! - westchnęła.

- Cholera!... jak to bluźni... - mruknął maglarz.

Poczęliśmy wychodzić. Wokulski podał rękę pani Stawskiej, ż którą wysunął się

naprzód, ja zaś ostrożnie zacząłem sprowadzać panią Misiewiczowę z brudnych

schodów.

- Mówiłam, że się tak skończy - upewniała mnie staruszka - ale pan to nie

miałeś wiary...

- Ja nie miałem wiary?..

- Tak, chodziłeś jak struty... Jezus Maria... A to co?..

Ostatnie te słowa skierowane były do mizernego studenta, który wraz ze swoim

towarzyszem czekał przed bramą, widocznie na panią Krzeszowską, a myśląc,

że ona wychodzi, ucharakteryzował się na trupa przed... panią Misiewiczową!...

169
{"b":"152412","o":1}