mogę patrzeć na tego drugiego... bo on ciągle robi miny jak nieboszczyk... Ja
niedawno straciłam córkę!.:. - zakończyła ze łzami.
- Słowo honoru, że ta pani ma halucynacje - rzekł Maleski. Kto tu jest podobny
do nieboszczyka?... Patkiewicz?... taki przystojny chłopak!... - dodał
wypychając naprzód mizernego kolegę, który...w tej chwili właśnie już po raz
piąty udawał trupa.
W sali wybuchnął śmiech; sędzia dla uratowania powagi zanurzył głowę w
papierach i po dłuższej pauzie surowo zapowiedział, że śmiać się nie wolno i że
każdy, zakłócający porządek, ulegnie karze pieniężnej.
Korzystając z zamieszania Patkiewicz szarpnął kolegę za rękaw i szepnął
ponuro :
- Cóż ty, świnio Maleski, kpisz sobie ze mnie w publicznym miejscu.?
Bo jesteś przystojny, Patkiewicz. Kobiety wściekają się za tobą.
- To przecież nie dlatego... - mruknął Patkiewicz znacznie spokojniejszym
tonem.
- Kiedyż panowie zapłacą dwanaście rubli kopiejek pięćdziesiąt za miesiąc
styczeń? - spytał sędzia.
Pan Patkiewicz tym razem udał człowieka, który ma bielmo na lewym oku i
lewą część twarzy sparaliżowaną; pan Małeski zaś pogrążył się w głębokim
zamyśleniu.
- Gdybyśmy - rzekł po chwili - mogli zostać do wakacyj, to... Ale tak!... Niech
nam pani baronowa zabierze umeblowanie.
463
Ach, nic już nie chcę, nic... Tylko wyprowadźcie się, panowie! Nie mam żadnej
pretensji o komorne... - zawołała baronowa.
- Jak się ta kobieta kompromituje - szepnął nasz adwokat. Włóczy się po sądach,
bierze takiego szubrawca na doradcę...
- Ale my mamy do pani pretensję o szkody i straty! - odezwał się Maleski. - Kto
słyszał o tej porze wymawiać przyzwoitym ludziom komorne?... Gdybyśmy
nawet znaleźli lokal, to będzie taki podły, że przynajmniej ze dwu z nas umrze
na suchoty...
Pan Patkiewicz zapewne w celu dodania większej wagi słowom mówcy zaczął
poruszać uchem i skórą na głowie; co w sali wywołało nowy atak wesołości.
- Pierwszy raz widzę coś podobnego! - rzekł nasz adwokat.
- Taką sprawę? - spytał Wokulski.
- Nie, ale żeby człowiek uchem ruszał. To artysta!...
Sędzia tymczasem napisał i przeczytał wyrok, mocą którego panowie: Maleski i
Patkiewicz, zostali skazani na zapłacenie dwunastu rubli i pięćdziesięciu
kopiejek komornego tudzież na opuszczenie lokalu przed 8 lutym.
Tu zdarzył się fakt nadzwyczajny. Pan Patkiewicz usłyszawszy wyrok doznał
tak silnego wstrząśnienia moralnego, że twarz zrobiła mu, się zieloną i -
zemdlał. Szczęściem, spadając trafił w objęcia pana Maleskiego; inaczej
strasznie rozbiłby się nieborak.
Naturalnie w sali odezwały się głosy współczucia, kucharka pani Stawskiej
zapłakała. Żydki zaczęły pokazywać palcami na baronowę i chrząkać.
Zakłopotany sędzia przerwał posiedzenie i kiwnąwszy głową Wokulskiemu
(skąd oni się znają?)” poszedł do swego pokoju, a dwaj stójkowi prawie
wynieśli na rękach nieszczęśliwego młodzieńca, który tym razem był naprawdę
podobny do trupa.
Dopiero w przedpokoju, gdy złożono go na ławce, a jeden z obecnych zawołał,
ażeby oblać go wodą; chory nagle zerwał się i rzekł groźnie:
- No, no!... tylko bez głupich żartów...
Po czym natychmiast sam ubrał się w palto, energicznie naciągnął niezbyt całe
kalosze i lekkim krokiem opuścił sądową salę ku zdziwieniu stójkowych,
oskarżonych i świadków.
W tej chwili zbliżył się do naszej ławki jakiś oficjalista sądowy i szepnął
Wokulskiemu, że sędzia prosi go na śniadanie. Stach wyszedł, a pani
Misiewiczowa zaczęła nawoływać mnie rozpaczliwymi znakami.
- Jezus! Maria!... - rzekła - nie wiesz pan, po co sędzia wezwał tego
najszlachetniejszego z ludzi?.. Pewnie chce mu powiedzieć, że Helenka
zgubiona!... O, ta niepoczciwa baronowa musi mieć wielkie stosunki... już jedną
sprawę wygrała i pewnie będzie to samo z Helenką... O, ja nieszczęśliwa!... ,
czy nie masz, panie Rzecki, jakich kropli trzeźwiących?
- Pani słabo?
- Jeszcze nie, choć tu jest zaduch... Ale strasznie boję się o Helenkę... Jeżeli ją
skażą, zemdleje, i może umrzeć, jeżeli prędko jej nie otrzeźwimy... Czy nie
464
sądzisz, kochany panie, że dobrze bym zrobiła, gdybym upadła do nóg sędziemu
i zaklęła go....
- Ależ, pani, to wszystko niepotrzebne... Właśnie mówił nasz adwokat, że
baronowa może by i chciała cofnąć skargę, tylko już nie wolno.
- Ależ my ustąpimy! - zawołała staruszka.
- O, co to, to nie, szanowna pani - odezwałem się trochę niecierpliwie. - Albo
wyjdziemy stąd kompletnie oczyszczeni, albo...
- Umrzemy, chcesz powiedzieć? - przerwała staruszka. - O, nie mów tego... Pan
nawet nie wiesz, jak przykro w moim wieku słyszeć o śmierci...
Cofnąłem się od zrozpaczonej staruszki i podszedłem do pani Stawskiej.
- Jakże się pani czuje?
- Doskonale! - odpowiedziała z mocą. - Jeszcze wczoraj bałam się okropnie; ale
już po spowiedzi lżej odetchnęłam, a od chwili kiedy tu jestem, czuję się
zupełnie spokojną.
Uścisnąłem ją za rękę długo... długo... tak, jak umieją ściskać tylko prawdziwie
kochający, i pobiegłem do swej ławki, gdyż Wokulski, a za nim sędzia weszli do
sali.
Serce mi uderzyło jak młot. Spojrzałem wokoło. Pani Misiewiczowa widocznie
modliła się z zamkniętymi oczyma, pani Stawka była bardzo blada, lecz
zdecydowana, pani baronowa szarpała swoją salopę, a nasz adwokat spoglądał
na sufit i tłumił ziewanie.
W tej chwili i Wokulski spojrzał na panią Stawską i - niech mnie diabli wezmą,
jeżeli nie dostrzegłem w jego oczach rzadko trafiającego się tam wyrazu
rozczulenia!...
Żeby jeszcze parę takich procesów, jestem pewny, że zakochałby się w niej na
śmierć.
Sędzia przez parę minut coś pisał, a skończywszy zawiadomił obecnych, że
teraz toczyć się będzie sprawa Krzeszowskiej przeciw Stawskiej o kradzież
lalki.
Jednocześnie zawezwał strony i ich świadków na środek.
Stałem przy ławkach, dzięki czemu mogłem słyszeć rozmowę dwu kumoszek, z
których młodsza i czerwona na twarzy tłomaczyła starszej :
- To, widzi pani: ta ładna pani ukradła tamtej pani lalkę...
- Także miała się na co łakomić!...
- Ha, trudno. Nie każdy może kraść magle...
- To pani ukradłaś magle - odezwał się spoza kumoszek gruby głos. - Nie ten
złodziej, co zabiera swoją własność, ale ten, co da piętnaście rubli zadatku i
myśli, że już kupił...
Sędzia wciąż pisał, a ja chciałem przypomnieć sobie mowę, którą ułożyłem
wczoraj na obronę pani Stawskiej, a na pohańbienie baronowej. Ale że mi się w
głowie plątały wyrazy i zdania, więc zacząłem oglądać się po sali.
Pani Misiewiczowa wciąż modliła się w ławce po cichu, a siedząca za nią
Marianna płakała. Pani Krzeszowska miała szarą twarz, przycięte usta i
465
spuszczone oczy; ale z każdego fałdu jej ubrania wyglądała złość... Obok niej
stał Maruszewicz wpatrzony w ziemię, a za nim służąca baronowej, tak
przestraszona, jakby ją miano prowadzić na szafot...
Nasz adwokat tłumił ziewanie.
Wokulski ściskał pięści, a pani Stawka spoglądała kolejno na wszystkich z
takim łagodnym spokojem, że gdybym był rzeźbiarzem, wziąłbym ją za model
do posągu oskarżonej niewinności.
Wtem, pomimo protestu Marianny, Helunia wybiegła na salę i schwyciwszy
matkę za rękę spytała półgłosem:
- Mamo, czego ten pan kazał mamie tu przyjść?... Ja coś powiem do uszka:
pewnie mama była niegrzeczna i teraz będzie stać w kącie...
- To wyuczone!... - rzekła czerwona kumoszka do starszej.
- Żebyś pani tak zdrowa była! - mruknął za nią gruby głos.
- Pan będziesz zdrów za moją krzywdę... - odparła z gniewem kumoszka.