Rzadko miała tutaj coś do załatwienia, może pięć, sześć razy do roku, głównie wtedy, gdy potrzebowała chwili spokoju, by wnieść ostatnie poprawki przed oddaniem raportu. Armanski upierał się przy oddzielnym miejscu dla Lisbeth, podkreślając, że własny pokój pozwoli jej czuć się częścią firmy, nawet jeżeli pracuje jako wolny strzelec. Natomiast Salander podejrzewała, że w ten sposób Armanski łudził się, że będzie ją miał na oku i że będzie mógł wtrącać się w jej prywatne sprawy. Początkowo przydzielił jej biurko w znacznie większym, kilkuosobowym pokoju, ale ponieważ nigdy tam nie zagościła, Armanski przeniósł ją do tej chwilowo niewykorzystanej klitki.
Wyciągnęła mankiet od Plague’a. Położyła go przed sobą na stole i pogrążona w myślach, gryząc wargę, przyglądała mu się uważnie.
Minęła jedenasta wieczorem, Lisbeth była zupełnie sama na piętrze. Nagle poczuła się zwyczajnie znudzona.
Po chwili wstała, przeszła korytarzem do samego końca i naciskając klamkę, sprawdziła drzwi do gabinetu Armanskiego. Zamknięte. Rozejrzała się. Ryzyko, że ktoś nagle pojawi się tutaj o północy w drugi dzień świąt, było minimalne. Otworzyła drzwi podróbką klucza centralnego, którą sprawiła sobie kilka lat temu.
W przestronnym pomieszczeniu znajdowało się biurko z krzesłami dla klientów, a w rogu stał niewielki stół konferencyjny na osiem osób. Było nienagannie czysto. Dawno nie szperała w rzeczach szefa, więc korzystając ze sposobności… Spędziła przy jego biurku całą godzinę, aktualizując swoją wiedzę na temat pogoni za podejrzanym o szpiegostwo przemysłowe, na temat osób zatrudnionych under cover w firmie, w której grasowała zorganizowana szajka złodziei, a także na temat podjętych w największej tajemnicy działań, które miały chronić klientkę obawiającą się o to, że jej dziecku grozi porwanie przez ojca.
Na koniec położyła wszystkie papiery na swoim miejscu, zamknęła drzwi na klucz i wróciła spacerkiem do domu przy Lundagatan. Czuła się usatysfakcjonowana minionym dniem.
MIKAEL BLOMKVIST ponownie pokręcił głową. Henrik Vanger, siedząc za biurkiem, obserwował gościa ze spokojem, jakby przygotowany na wszystkie zarzuty.
– Nie wiem, czy kiedykolwiek uda nam się dotrzeć do prawdy, ale nie chcę zejść z tego świata, nie spróbowawszy przynajmniej jeszcze jeden raz – oznajmił starzec. – Po prostu chcę cię zatrudnić, żebyś po raz ostatni przejrzał cały materiał dowodowy.
– To nie jest zbyt mądry pomysł – stwierdził Mikael.
– Dlaczego niezbyt mądry?
– Usłyszałem wystarczająco dużo. Henriku, rozumiem twój ból, ale chcę być wobec ciebie szczery. To, o co mnie prosisz, jest marnowaniem czasu i pieniędzy. Prosisz mnie, żebym wyczarował rozwiązanie zagadki, z którą przez lata nie poradziła sobie policja kryminalna i śledcza o znacznie większych możliwościach. Prosisz, żebym wyjaśnił przestępstwo, które popełniono prawie czterdzieści lat temu. W jaki sposób mam tego dokonać?
– Nie omówiliśmy twojego honorarium – odparł Vanger.
– To zupełnie niepotrzebne.
– Jeżeli odmówisz, nie mogę cię zmusić. Ale posłuchaj, co mam do zaoferowania. Dirch Frode sporządził już umowę. Możemy negocjować, jeżeli chodzi o szczegóły, ale umowa jest prosta i brakuje w niej jedynie twojego podpisu.
– Henriku, to wszystko nie ma sensu. Nie potrafię rozwiązać zagadki zniknięcia Harriet.
– Wedle umowy nie jest to konieczne. Oczekuję od ciebie, że zrobisz wszystko, co w twojej mocy. Jeżeli ci się nie uda, widocznie taka jest wola Boga, a jeśli w niego nie wierzysz – tak chciał los.
Mikael westchnął. Czuł się coraz bardziej nieswojo, chciał jak najszybciej zakończyć wizytę, a mimo to dał za wygraną.
– Słucham więc.
– Chcę, żebyś przez rok mieszkał i pracował tutaj, w Hedeby. Chcę, żebyś przejrzał całe dochodzenie w sprawie zaginięcia Harriet, dokument za dokumentem. Chcę, żebyś popatrzył na to wszystko świeżym okiem. Chcę, żebyś podał w wątpliwość wszystkie stare wnioski, dokładnie tak, jak to robi dociekliwy reporter. Chcę, żebyś szukał tego, co mogliśmy przeoczyć.
– A więc wymagasz ode mnie, żebym na cały rok zrezygnował z życia i kariery na rzecz czegoś, co według mnie jest kompletnym marnowaniem czasu.
Vanger uśmiechnął się niespodziewanie.
– Jeżeli chodzi o twoją karierę, to… chyba jesteśmy zgodni, że akurat w tej chwili ma się dość marnie.
Mikael nie odpowiedział.
– Chcę kupić rok twojego życia. Dać ci pracę. Zaoferować pensję lepszą od jakiejkolwiek innej. Jeżeli zaakceptujesz umowę i zostaniesz tutaj przez rok, zapłacę ci dwieście tysięcy miesięcznie, czyli razem dwa miliony czterysta tysięcy koron.
Mikael siedział oniemiały.
– Nie mam złudzeń. Wiem, że szanse powodzenia są minimalne, ale gdyby ci się udało rozwiązać zagadkę, oferuję bonus w postaci podwójnej pensji, czyli cztery miliony osiemset. No dobrze, nie będę skąpił, zaokrąglę do pięciu milionów.
Vanger odchylił się do tyłu i przechylił głowę.
– Mogę wpłacić pieniądze na jakiekolwiek konto, gdziekolwiek na świecie, jak sobie życzysz. Możesz też dostać gotówkę w walizce i od ciebie będzie zależało, czy zadeklarujesz dochód w urzędzie skarbowym.
– To jest… chore – wyjąkał Mikael.
– Dlaczego? – zapytał spokojnie Vanger. – Mam ponad osiemdziesiąt lat, ciągle jeszcze przy zdrowych zmysłach. Jestem właścicielem ogromnego majątku, mogę nim dysponować, jak mi się podoba. Nie mam dzieci ani też najmniejszej ochoty na rozdawanie pieniędzy znienawidzonym krewnym. Sporządziłem testament, większość majątku przekażę WWF. Kilka bliskich mi osób dostanie sowite sumy, między innymi Anna.
Mikael pokręcił głową.
– Spróbuj mnie zrozumieć. Jestem stary, wkrótce umrę. Na całym świecie chcę tylko jednej jedynej rzeczy, chcę odpowiedzi na pytanie, które dręczy mnie od prawie czterech dziesięcioleci. Nie sądzę, że poznam tę odpowiedź, ale mam wystarczające środki, żeby podjąć ostatnią próbę. Dlaczego wykorzystanie części tych zasobów na taki właśnie cel miałoby być czymś nierozsądnym? Jestem to winny Harriet. A także samemu sobie.
– Zapłacisz kilka milionów koron za nic. Wystarczy, że podpiszę kontrakt, a później mogę przez rok siedzieć z założonymi rękami.
– Ale nie będziesz siedział z założonymi rękami. Wręcz przeciwnie, będziesz pracował tak ciężko jak nigdy wcześniej.
– Skąd ta pewność?
– Stąd, że mogę ci zaoferować coś, czego nie kupisz za żadne pieniądze, a pragniesz bardziej niż czegokolwiek na świecie.
– A co to miałoby być?
Oczy Vangera zwęziły się.
– Mogę ci podarować Hansa-Erika Wennerströma. Mogę udowodnić, że jest oszustem. Karierę zaczynał u mnie, trzydzieści pięć lat temu. Mogę ci podać jego głowę na półmisku. Rozwiąż zagadkę i zamień swoją porażkę w reportaż roku.
Rozdział 7
Piątek 3 stycznia
ERIKA POSTAWIŁA filiżankę na stole i odwróciła się plecami do Mikaela. Stała przy oknie w jego mieszkaniu, za szybą rozciągała się panorama Starówki. Była dziewiąta rano, trzeci stycznia. Wszystek śnieg stopniał w noworocznym deszczu.
– Zawsze mi się podobał ten widok – powiedziała. – Dla takiego mieszkania byłabym w stanie przeprowadzić się z Saltsjöbaden.
– Masz klucze. W każdej chwili możesz opuścić ten rezerwat dla wyższych sfer – odpowiedział Mikael.
Zamknąwszy walizkę, postawił ją w przedpokoju. Erika odwróciła się i obserwowała go z powątpiewaniem.
– Chyba sobie żartujesz. – Nie wytrzymała i podniosła głos. – Przeżywamy teraz najpoważniejszy kryzys, a ty pakujesz dwie walizki i wynosisz się do jakiegoś Herteperte.
– Do Hedestad. Kilka godzin pociągiem. I nie na całe życie.
– Równie dobrze mógłbyś wyjechać do Ułan Bator. Nie rozumiesz, że to będzie wyglądało na ucieczkę z podkulonym ogonem?
– Ale przecież uciekam z ogonem. A oprócz tego mam do odsiedzenia trzy miesiące w więzieniu.
Christer Malm siedział na kanapie. Czuł się nieswojo, po raz pierwszy od powstania „Millennium” widział Erikę i Mikaela w tak ostrym konflikcie. Przez całe lata byli nierozłączni. Wprawdzie od czasu do czasu kłócili się niemiłosiernie, ale zawsze chodziło o sprawy merytoryczne i po wyprostowaniu znaków zapytania szli w objęciach do knajpy. Albo do łóżka. Ostatniej jesieni nie było szczególnie wesoło, a teraz stali nieomalże na skraju przepaści. Malm zastanawiał się, czy nie jest świadkiem początku końca „Millennium”.