– Dlaczego chce się ze mną spotkać? – zadał to najbardziej oczywiste z pytań.
– Przykro mi. Jestem jego adwokatem od wielu lat, ale to on musi panu powiedzieć, o co chodzi. Mogę natomiast powiedzieć, że Henrik Vanger chciałby przedstawić panu ofertę pracy.
– Pracy? Nie mam najmniejszego zamiaru pracować dla koncernu Vangera. Potrzebujecie sekretarza prasowego?
– Nie, to nie ten rodzaj pracy. Nie wiem, jak się wyrazić… nie mogę powiedzieć więcej niż to, że mojemu klientowi bardzo zależy na spotkaniu z panem i konsultacji w prywatnej sprawie.
– Wyraża się pan nieprzyzwoicie dwuznacznie.
– Proszę mi to wybaczyć. Ale czy możliwe jest przekonanie pana do spotkania w Hedestad? Oczywiście pokryjemy koszty podróży i wypłacimy stosowne honorarium.
– Dzwoni pan w trochę nieodpowiedniej porze. Mam nawał pracy i… wychodzę z założenia, że widział pan, co o mnie pisano w ostatnich dniach.
– W sprawie Wennerströma? – Dirch Frode nagle zaśmiał się po drugiej stronie słuchawki. – Taaak, ta cała afera miała pewną wartość rozrywkową. Prawdę mówiąc, właśnie to poruszenie wywołane procesem spowodowało, że Vanger zwrócił na pana uwagę.
– Ach tak? A kiedy pan Vanger chciałby mnie widzieć?
– Tak szybko, jak to tylko możliwe. Jutro jest Wigilia, przypuszczam, że chciałby pan mieć wolne. A co powie pan o drugim dniu świąt? Albo po świętach, a przed sylwestrem?
– A więc bardzo mu się spieszy. Przykro mi, ale jeżeli nie otrzymam bliższej informacji o celu spotkania, to…
– Drogi panie, zapewniam, że zaproszenie jest jak najbardziej poważne. Henrik Vanger chce skontaktować się z panem i z nikim innym. Ja jestem tylko posłańcem. Sam musi wyjaśnić, o co dokładnie chodzi.
– Dawno nie odebrałem tak absurdalnego telefonu. Proszę mi dać trochę czasu do namysłu. Jak mogę się z panem skontaktować?
ODŁOŻYWSZY SŁUCHAWKĘ, Mikael siedział przez chwilę, przyglądając się rupieciom na biurku. Za żadne skarby nie mógł pojąć, dlaczego Vanger chce się z nim spotkać. Właściwie nie był szczególnie zainteresowany podróżą do Hedestad, ale adwokatowi Frodemu udało się wzbudzić jego ciekawość. Włączył komputer, wszedł na www.google.com i wpisał „firmy Vangera”. Rezultatem wyszukiwania były setki stron. Koncern może wypadł z głównego nurtu zdarzeń, ale pojawiał się w mediach prawie codziennie. Mikael zapisał kilkanaście artykułów analizujących sytuację przedsiębiorstwa i zaczął szukać pod hasłami: Dirch Frode, Henrik Vanger i Martin Vanger.
Ten ostatni występował głównie w roli obecnego dyrektora naczelnego koncernu. Adwokat Frode nie wyróżniał się niczym szczególnym. Był członkiem zarządu klubu golfowego w Hedestad, wspomniano go też w artykule o Rotary. Nazwisko Henrika Vangera, z jednym tylko wyjątkiem, pojawiało się wyłącznie w tekstach dotyczących historii koncernu. Lokalna gazeta „Hedestads-Kuriren” dwa lata wcześniej poświęciła mu uwagę z okazji osiemdziesiątych urodzin, zamieszczając sylwetkę jubilata. Mikael wydrukował kilka zawierających sporą ilość informacji artykułów i włożył około pięćdziesięciu stron do osobnej teczki. Dokończywszy sprzątanie biurka i pakowanie kartonów, poszedł do domu. Nie wiedział, kiedy i czy w ogóle jeszcze wróci.
LISBETH SALANDER spędziła Wigilię w Upplands-Väsby, w domu opieki dla przewlekle chorych. Kupiła kilka drobiazgów, wodę toaletową Diora i świąteczne ciasto. Pijąc kawę, obserwowała czterdziestosześcioletnią kobietę niezdarnie usiłującą rozsupłać węzeł świątecznej paczuszki. W oczach Salander przebłyskiwała czułość, ale ani przez chwilę nie mogła wyjść ze zdumienia, że siedząca przed nią kobieta to jej matka. Mimo usilnych prób nie udało się jej nigdy znaleźć choćby najmniejszego podobieństwa, ani w wyglądzie, ani w charakterze.
Matka w końcu zaprzestała starań i spoglądała bezsilnie na zapakowany prezent. To nie był jej najlepszy dzień. Lisbeth przysunęła bliżej nożyczki, które cały czas leżały na stole. Twarz kobiety rozjaśniła się, jakby nagle obudziła się z letargu.
– Myślisz, że jestem głupia.
– Nie, mamo. Nie jesteś głupia. Ale życie jest niesprawiedliwe.
– Spotkałaś się z siostrą?
– Dawno się nie widziałyśmy.
– Nigdy mnie nie odwiedza.
– Wiem, mamo. Mnie też nie odwiedza.
– Pracujesz?
– Tak, mamo. Daję sobie radę.
– Gdzie mieszkasz? Nawet nie wiem, gdzie mieszkasz.
– W twoim mieszkaniu na Lundagatan. Mieszkam tam już od kilku lat. Przejęłam prawo własności.
– Może cię odwiedzę latem.
– Jasne, latem, jak najbardziej.
Kobieta w końcu otworzyła paczuszkę i napawała się zapachem perfum.
– Dziękuję ci, Camillo!
– Lisbeth. Mam na imię Lisbeth. Camilla to moja siostra.
Matka wyglądała na zażenowaną. Córka zaproponowała, żeby przeszły do pokoju telewizyjnego.
W WIGILIJNE POPOŁUDNIE o piętnastej, kiedy wszyscy Szwedzi siedzą przed telewizorami, oglądając tradycyjny program z Kaczorem Donaldem, Mikael Blomkvist odwiedził swoją córkę, mieszkającą u byłej żony i jej drugiego męża. Przedyskutowawszy wcześniej sprawę z Monicą, sprawił Pernilli dość drogi prezent gwiazdkowy – najnowszy model iPoda. Odtwarzacz, niewiele większy od pudełka zapałek, mógł zmieścić całą, dość pokaźną płytotekę nastolatki.
Ojciec i córka spędzili razem godzinę, siedząc w pokoju na poddaszu willi w Sollentunie. Mikael i Monica rozwiedli się, gdy Pernilla miała zaledwie pięć lat. Dwa lata później pojawił się w jej życiu nowy ojciec. Nieprawdą było, że Mikael unikał kontaktu. Pernilla odwiedzała go mniej więcej raz w miesiącu, spędzała też tydzień wakacji w domku letniskowym w Sandhamn. Nieprawdą było też, że Monica próbowała udaremnić ich spotkania albo że Pernilli nie odpowiadało towarzystwo ojca. Wręcz przeciwnie – z reguły dogadywali się bez problemów. Mikael zostawił córce wolną rękę i to ona decydowała, jak często ma ochotę na spotkania z ojcem, szczególnie po ponownym zamążpójściu matki. Gdy zaczęła dorastać, przez dłuższy czas nie widywali się prawie wcale, ale od dwóch lat nalegała na częste spotkania.
Śledziła uważnie proces, święcie przekonana o racji ojca, który zapewniał ją, że jest niewinny, tylko w tej chwili nie może tego udowodnić.
Opowiedziała mu o chłopaku z równoległej klasy i zaskoczyła wyznaniem, że została członkinią pewnego Kościoła i że uważa się za wierzącą. Zrezygnował z komentarzy.
Nie przyjął propozycji poczęstunku, ponieważ już wcześniej obiecał siostrze wspólną Wigilię z jej rodziną w rezerwacie japiszonów niedaleko Stäket.
Rano dostał też zaproszenie od Eriki i jej męża na bożonarodzeniową wizytę w Saltsjöbaden. Odmówił, tym razem przeświadczony o istnieniu granicy, za którą kończy się pozytywne nastawienie Gregera Beckmana do trójkątów. Nie miał ochoty sprawdzać, którędy owa granica przebiega. Erika nalegała, podkreślając, że propozycja wyszła właśnie od jej męża, i droczyła się z Mikaelem, zarzucając mu brak odwagi, aby wejść w prawdziwy trójkąt. Odparł atak ze śmiechem; wiedział bowiem, że prowokacja Eriki, świadomej jego zatwardziałej heteroseksualności, to tylko żart. Tym samym wytrwał w niezłomnym postanowieniu, że nie spędzi świąt z mężem swojej kochanki.
Zapukał do drzwi siostry, Anniki Giannini, właśnie wtedy, gdy jej pochodzący z Włoch mąż, dwoje dzieci i cały pluton rodziny ze strony męża zaczęli rozkrawać świąteczną szynkę. Podczas kolacji odpowiadał na pytania o proces, otrzymując w zamian życzliwe, ale kompletnie bezsensowne rady. Tylko Annika nie komentowała wyroku, być może dlatego, że była jedynym adwokatem w towarzystwie. Studia prawnicze poszły jej jak po maśle, przez kilka lat pracowała jako notariusz sądowy i zastępca prokuratora, by w końcu z kilkoma przyjaciółmi otworzyć kancelarię adwokacką na Kungsholmen. Specjalizowała się w prawie rodzinnym i zanim Mikael zrozumiał, jak do tego doszło, jego młodsza siostra zaczęła pojawiać się w gazetach i telewizyjnych debatach panelowych jako znana feministka i adwokatka zajmująca się prawami kobiet. Często reprezentowała kobiety zagrożone albo prześladowane przez mężów lub byłych partnerów.