Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Nieszczęście polegało na tym, że zastępy Intruzów zjawiły się na Bressii jeszcze podczas mego pobytu na tej planecie. Zawinił niewielki błąd w obliczeniach. Zamiast mnie powinien tam wtedy przebywać zespół wojskowych analityków.

Okazało się jednak, że nie ma to większego znaczenia. Sprawdzono siłę bojową Armii, nie stwarzając jednocześnie poważniejszego zagrożenia dla samej Hegemonii. Gresha zginęła, ma się rozumieć. Podczas pierwszego bombardowania. Tak samo jak Alon, mój dziesięcioletni syn. Był ze mną… przeżył całą wojnę… tylko po to, by jakiś zidiociały saper zdetonował pozostawioną przez Intruzów minę zbyt blisko baraków dla uchodźców w Buckminster, stolicy planety.

Umarł, zanim zdołałem wydobyć go z rumowiska.

Po Bressii otrzymałem awans, a wraz z nim najpoważniejsze i najbardziej odpowiedzialne zadanie, jakie kiedykolwiek w historii otrzymał dyplomata średniej przecież rangi: miałem kierować bezpośrednimi negocjacjami z Intruzami.

Najpierw wezwano mnie na Pierwszą Tau Ceti, gdzie odbywałem długie spotkania z doradcami senator Gladstone oraz konsultantami z ramienia TechnoCentrum. Raz rozmawiałem także bezpośrednio z Meiną Gladstone. Plan był bardzo skomplikowany. Mówiąc w największym skrócie, polegał na tym, by sprowokować Intruzów do zmasowanego ataku, a kluczową rolę w tej prowokacji miała odegrać planeta Hyperion.

Intruzi interesowali się Hyperionem jeszcze przed Bitwą o Bressię. Nasz wywiad utrzymywał, że mają obsesję na punkcie Grobowców Czasu i Chyżwara. Atak na statek szpitalny wiozący między innymi pułkownika Kassada wyniknął z błędnej oceny sytuacji dokonanej przez ich kapitana, który uznał, że ma przed sobą jednostkę liniową Hegemonii. Co gorsza – naturalnie z punktu widzenia Intruzów – lądując w pobliżu Grobowców ten sam dowódca ujawnił, że Intruzi potrafią radzić sobie z prądami czasu. Kiedy już Chyżwar zdziesiątkował jego żołnierzy, pechowy kapitan powrócił do roju i został natychmiast zlikwidowany.

Jednak, o ile wierzyć naszym służbom wywiadowczym, pomyłka wyszła Intruzom częściowo na dobre, gdyż uzyskali wiele cennych informacji o Chyżwarze, w wyniku czego ich obsesja dotycząca Hyperiona jeszcze bardziej się nasiliła.

Gladstone wyjaśniła mi, w jaki sposób Hegemonia zamierza zbić kapitał na tej obsesji.

Podstawowym założeniem planu było to, żeby sprowokować Intruzów do zaatakowania Hegemonii. Obiektem ataku miał się stać Hyperion. Dano mi jednoznacznie do zrozumienia, iż bitwa, jaka się bez wątpienia wywiąże, wywrze znacznie większy wpływ na wewnętrzną politykę Sieci niż na stosunki z Intruzami. Już od wielu stuleci pewne elementy TechnoCentrum sprzeciwiały się przyjęciu Hyperiona do Hegemonii. Gladstone wyjaśniła mi, że taka polityka nie leży obecnie w interesie ludzkości i że zbrojne zagarnięcie planety – pod pozorem przygotowywania obrony całej Sieci – pozwoli dojść do głosu w TechnoCentrum bardziej postępowym koalicjom Sztucznych Inteligencji, co z kolei w istotny, choć niezrozumiały dla mnie sposób przyczyni się do wzmocnienia pozycji Senatu, a także całej Sieci. Pokonani Intruzi przestaną wreszcie stanowić zagrożenie, a dla Hegemonii rozpocznie się nowa, wspaniała era.

Gladstone zaznaczyła także, że mogę nie wyrazić zgody na uczestniczenie w tej misji, która z pewnością będzie obfitowała w zagrożenia zarówno dla mej kariery, jak i życia. Mimo to zgodziłem się.

Hegemonia wyposażyła mnie w prywatny statek kosmiczny. Poprosiłem o uzupełnienie wyposażenia tylko o jeden przedmiot: zabytkowego steinwaya.

Przez kilka miesięcy podróżowałem samotnie z włączonym napędem Hawkinga, przez kilka następnych miesięcy pętałem się bez celu po rejonach kosmosu, gdzie regularnie pojawiały się roje Intruzów. Wreszcie mój statek został zauważony i zatrzymany. Intruzi uwierzyli mi, że jestem posłańcem, wiedząc jednocześnie, że jestem także szpiegiem. Zastanawiali się, czy mnie zabić, ale ostatecznie postanowili tego nie czynić. Rozważali, czy podjąć negocjacje, i ostatecznie przystąpili do nich.

Nie będę opowiadał, jak piękne jest życie w roju. Nie będę opowiadał o kulistych, bezgrawitacyjnych miastach i rolniczych kometach, o orbitalnych lasach, ruchomych rzekach oraz dziesięciu tysiącach barw i kształtów życia podczas Tygodnia Spotkań. Wystarczy, jeśli powiem, że moim zdaniem Intruzi osiągnęli to, o czym ludzkość od kilkuset lat może tylko marzyć: rozwój. Podczas gdy my wegetujemy w ciasnych granicach archaicznych kultur, wzorowanych na kulturze Starej Ziemi, oni odkryli zupełnie nowe wymiary estetyki, etyki, nauk biologicznych, sztuki oraz wszystkiego, co musi zmieniać się i rosnąć, by obrazować przemiany zachodzące w ludzkiej duszy.

Nazywamy ich barbarzyńcami, podczas gdy to my trzymamy się kurczowo Sieci niczym Wizygoci, którzy przycupnęli nieśmiało w ruinach Rzymu i uznali się za w pełni ucywilizowanych.

W ciągu dziesięciu miesięcy standardowych wyznałem im moje najskrytsze tajemnice, a oni podzielili się ze mną swoimi. Wyjaśniłem ze szczegółami, jaki los zaplanowali dla nich doradcy Meiny Gladstone. Opowiedziałem, jak niewiele uczeni Sieci wiedzą o anomaliach związanych z Grobowcami Czasu, i zdradziłem, jak ogromny lęk wzbudza Hyperion w TechnoCentrum. Ostrzegłem ich, że gdyby chcieli okupować planetę, zamieniłaby się dla nich w śmiertelną pułapkę, gdyż zjawiłaby się tam cała potęga Armii, by uderzyć na nich z miażdżącą siłą. Odsłoniłem przed nimi duszę, a potem znowu czekałem na śmierć.

Oni jednak, zamiast mnie zabić, pokazali mi zapisy przechwyconych transmisji oraz inne dokumenty z okresu, kiedy opuścili system Starej Ziemi, czyli sprzed czterystu pięćdziesięciu lat. Fakty były oczywiste i przerażające.

Wielka Pomyłka z roku trzydziestego ósmego nie była żadną pomyłką. Zagłada Starej Ziemi została starannie zaplanowana przez niektóre elementy TechnoCentrum oraz paru ludzi zasiadających w rządzie Hegemonii. Hegira była przygotowana w najdrobniejszych szczegółach na wiele dziesięcioleci wcześniej, zanim uciekająca czarna dziura “omyłkowo” została umieszczona w samym sercu Starej Ziemi.

Sieć, WszechJedność, Hegemonia Człowieka – u podstaw tego wszystkiego legło najohydniejsze, wręcz niewyobrażalne matkobójstwo, ci zaś, którzy obecnie kierują tymi instytucjami, są zdecydowani bez mrugnięcia okiem prowadzić politykę nieco zmodyfikowanego bratobójstwa, to znaczy unicestwiać każdy gatunek, który mógłby stanowić potencjalną konkurencję. Pierwsze miejsce na liście gatunków przeznaczonych do zagłady zajmowali naturalnie Intruzi, jedyna część ludzkości nie zdominowana jeszcze przez TechnoCentrum, w dodatku będąca w stanie wędrować swobodnie między gwiazdami.

Wróciłem do Sieci, gdzie moja nieobecność trwała ponad trzydzieści lat. Meina Gladstone była przewodniczącą Senatu, Rebelia Siri zaś stała się już tylko romantyczną legendą, jednym z mało istotnych przypisów do historii Hegemonii.

Spotkałem się z Gladstone i powiedziałem jej o wielu – choć nie o wszystkich – sprawach, które ujawnili mi Intruzi. Powiedziałem, iż wiedzą o tym, że Hyperion pełni rolę pułapki, lecz mimo to postanowili go zdobyć. Powiedziałem też, że chcą, abym został konsulem na tej planecie, dzięki czemu po wybuchu wojny mógłbym pełnić rolę podwójnego agenta.

Nie powiedziałem jej natomiast, że obiecali dać mi urządzenie, które otworzy Grobowce Czasu i uwolni Chyżwara.

Przewodnicząca Gladstone odbyła ze mną wiele długich rozmów. Jeszcze dłuższe rozmowy prowadzili ze mną agenci wojskowego wywiadu i kontrwywiadu. Niektóre z nich ciągnęły się miesiącami. Najnowsza technika oraz środki psychotropowe potwierdziły, że mówię prawdę i niczego nie ukrywam. Intruzi wcale nie mieli gorszej techniki ani zabezpieczeń przed środkami psychotropowymi. Mówiłem prawdę, ale co nieco ukrywałem.

Ostatecznie postanowiono wysłać mnie na Hyperiona. Gladstone zaproponowała, by natychmiast przyłączyć planetę do Protektoratu, mnie zaś uczynić ambasadorem, ale odradziłem jej to, choć poprosiłem, by pozwolono mi zachować mój prywatny statek. Przybyłem na miejsce rejsową jednostką nadprzestrzenną; statek dotarł kilka tygodni później, w ładowni składającego kurtuazyjną wizytę okrętu wojennego. Pozostawiono go na orbicie parkingowej, skąd mogłem wezwać go w dowolnej chwili i odlecieć, dokąd tylko chciałem.

130
{"b":"102776","o":1}