Литмир - Электронная Библиотека
A
A

A Bryś-ludojad, przypomniałem sobie, pamiętasz, jak Bryś-ludojad przed nim uciekał? To było jakiś miesiąc wcześniej, sześć tygodni przed śmiercią. No tak, mówiła matka, sześć tygodni przed śmiercią zawsze się pokazują pierwsze znaki. Komendant Jeremiasz szedł z Bry-siem na spacer, przystanęli przy naszej furtce, nawet nie wchodzili do środka, matka zamieniła z komendantem jakieś nic nie znaczące słowo o pogodzie, Bryś-ludojad posłusznie warował przy nodze, ale gdy tylko zobaczył ojca stojącego na ganku, zaczął wyć rozpaczliwie i rozdzierająco i rzucił się do nieporadnej, bezładnej ucieczki, śmialiśmy się z niego, że mu się całkiem pomieszało ze starości we łbie. Najstarszy, bo pięćdziesięcioletni pies świata -tłumaczył komendant – ma prawo do nie takich fanaberii, śmialiśmy się z ledwo dyszącego staruszka, a on dobrze wiedział, co robi, wył i uciekał tak strasznie, jakby czuł idący od ojca nieziemski zapach śmierci albo jakby widział, że obok ojca stoi ktoś niewidzialny, ktoś, kogo lęka się wszelkie stworzenie.

W milczeniu, w zupełnym milczeniu, bez słowa, matka pokazywała zegarek ojca, który zdjęła mu z ręki, zegarek zatrzymał się równo z jego ostatnim oddechem o trzeciej dwadzieścia, potem pokazywała swój zegarek, którego wskazówki też się zatrzymały na trzeciej dwadzieścia, i jeszcze pokazywała oba sekundniki, oba równo i identycznie znieruchomiałe na dwunastkach i jeszcze przypominała sobie, że ojcu w ostatnim tygodniu życia ubzdurało się, że musi w jakiejś pilnej sprawie jechać do Warszawy, jej dosłownie ręce opadały, upierał się wściekle, dosłownie jakby coś go naszło, w końcu go przekonała, został, został i umarł w domu, to też w końcu jest znak łaski Bożej, bo co by to było, jakby się gdzieś w świecie przewrócił.

I tak przypominaliśmy sobie znaki i czyniliśmy znaki, dociekaliśmy, czy śmierć ojca była przypadkowa czy nieunikniona, czy była mu pisana, czy była przezeń zawiniona, czy mógł jej uniknąć i czy chciał jej uniknąć, czy przeciwnie, świadomie zmierzał w jej kierunku, stawialiśmy znaki zapytania i przywoływaliśmy na pomoc wskazówkę zegara, uciekającego psa i wszystkie przedmioty, których umarły dotykał, próbowaliśmy przebić ciemność, czyniliśmy to wszystko, a przecież wiedzieliśmy także, że od dawna był ciężko chory na serce i już na rok przed śmiercią lekarze dawali mu co najwyżej rok życia.

***

Ambulans. W rozmowach ojca i pana Trąby bardzo często pojawiało się słowo „ambulans". Pojawiało się ono tak często i tak natrętnie, że zabawa w przewidywanie jego i tak ciągłej obecności była nudna i jałowa. „Dla mnie żaden problem, pojadę ambulansem" – mówił ojciec. „Wyślę to ambulansem", „zabierze nas ambulans". „Wszystko, co trzeba, da się do ambulansu". Ambulans, ambulans, ambulans – rozważałem ruch, ciemność i kulistość tego słowa i czułem zapach pieczęci lakowych. Potem niepostrzeżenie słowo „ambulans" zniknęło z naszego domowego języka, może w ogóle zniknęło z polszczyzny. Z całą pewnością w żadnym z setek tysięcy, a może milionów przeczytanych przeze mnie tymczasem zdań nie było słowa ambulans, dostrzegłbym je niechybnie i z całą intensywnością, tak jak natychmiast z całą proustowsko-magdalenkową intensywnością dostrzegłem je w pozostałych po ojcu papierach. Przeglądałem te pożółkłe podania do Ministerstwa Łączności i Dyrekcji Okręgu Poczty i Telekomunikacji, odczytywałem mroczne maszynopisy pracowicie wystukiwane przez ojca na starej angielskiej maszynie do pisania „Everest", odczytywałem wydrukowane na blankietach firmowych Dyrekcji Okręgu Poczty i Telekomunikacji oskarżenia i powiadomienia o wszczęciu postępowania.

Wszczynam przeciwko Obywatelowi postępowanie dyscyplinarne z powodu naruszenia przez niego obowiązków służbowych przez to, że będąc zatrudnionym na stanowisku naczelnika Urzędu Pocztowo-Telekomunikacyjnego na przestrzeni roku 1959 wykorzystywał swoje stanowisko i przekazywał do ambulansów pocztowych prywatne paczki z zawartością mięsa cielęcego i nakłaniał jednocześnie obsługę ambulansów do przewożenia tych paczek pod adresem niektórych pracowników Dyrekcji Okręgu Poczty i Telekomunikacji.

Czytałem ułożone z niemałą wirtuozerią stylistyczną wnioski o ukaranie i wszechstronne uzasadnienia wniosków o ukaranie.

Ponieważ naprowadzone wyżej dowody stwierdzają niezbicie dokonanie przez oskarżonego wymienionych w tenorze oskarżenia czynów, jakim było przekazywanie do ambulansów pocztowych prywatnych przesyłek z zawartością mięsa cielęcego i nakłanianie obsługi ambulansów do przewozu tych przesyłek, proponuję wymierzenie surowej kary dyscyplinarnej. Rzecznik Dyscyplinarny przy Dyrekcji Okręgu Poczty i Telekomunikacji – magister Okoński.

Ze ściśniętym sercem i skamieniałym gardłem odczytywałem ledwo czytelne kopie rozpaczliwych pism wyjaśniających i żałobnych petycji, czytałem podania i odmowne odpowiedzi na podania, prośby i interwencje i odmowne odpowiedzi na prośby i interwencje. Linijka po linijce studiowałem ten biało-czarny zapis dialogu ojca z Pocztą wielką jak nicość.

Wyjaśniam co następuje:

W roku 1959 na terenie Katowic odczuwano przejściowy, choć poważny brak przetworów mięsnych, a przede wszystkim brak mięsa cielęcego. W związku z tym niektórzy pracownicy Dyrekcji Okręgu Poczty i Telekomunikacji w Katowicach wiedząc, że na terenie Wisły i sąsiadującej z nią Istebnej istnieją możliwości nabycia mięsa cielęcego, zwrócili się do mnie z prośbą o zakupywanie mięsa i przesyłanie im za pośrednictwem ambulansu. Sprawę tę załatwiłem grzecznościowo i bezinteresownie. Zwracam się z uprzejmą prośbą o interwencję z powodu zdjęcia mnie ze stanowiska naczelnika UPT. Zwracam się z uprzejmą prośbą o interwencję z powodu krzywdzącego mnie przeniesienia do UPT w Cieszynie.

Nawiązując do pisma obywatela Dyrekcja Okręgu Poczty i Telekomunikacji informuje, iż w związku z wszczęciem przeciwko obywatelowi postępowania dyscyplinarnego z powodu przekazywania przez obywatela do ambulansów pocztowych prywatnych przesyłek z zawartością mięsa cielęcego decyzja przeniesienia obywatela pozostaje w mocy.

Wobec powyższego raz jeszcze proszę o pomoc i interwencję. Z uwagi na chorobę, trwający w obie strony blisko trzy godziny dojazd do pracy jest niezwykle uciążliwy, a zimą prawie niemożliwy.

W związku z pismem obywatela w sprawie krzywdzącego przeniesienia, ostateczna odpowiedź zostanie udzielona obywatelowi w terminie późniejszym.

Powiadamia się, że prośba obywatela w sprawie udzielenia dwumiesięcznego urlopu bezpłatnego została zawieszona do czasu odbycia się rozprawy dyscyplinarnej.

W związku z wszczęciem przeciwko mnie postępowania dyscyplinarnego z powodu przekazywania przeze mnie do ambulansów pocztowych prywatnych przesyłek z zawartością mięsa cielęcego, proszę uprzejmie o powiadomienie, w jakim stadium sprawa moja się znajduje. Od wszczęcia postępowania minęło już osiem miesięcy.

Gabinet Ministra zawiadamia, że rozprawa dyscyplinarna przeciwko obywatelowi oskarżonemu przez Rzecznika Spraw Dyscyplinarnych z powodu przekazywania przez obywatela do ambulansów pocztowych prywatnych przesyłek z zawartością mięsa cielęcego, zostanie przeprowadzona przez Komisję Dyscyplinarną przy Dyrektorze Okręgu Poczty i Telekomunikacji w Krakowie. Posyła się w załączeniu wniosek o ukaranie oraz listę członków kompletu orzekającego i równocześnie zawiadamia się, że termin rozprawy wyznaczono na dzień 27 lipca br. godz. 9. Rozprawa odbędzie się w świetlicy Związku Zawodowego Pracowników Łączności w Krakowie, ul. Li-browszczyzna l. Na rozprawę winien obywatel zjawić się osobiście.

25
{"b":"100837","o":1}