– Jeszcze w ruinach starożytnego miasta zdawało mi się, że Dingo trafił na jakiś znajomy ślad – odezwał się Tomek. – Zapewne Smuga nieraz tam bywał.
– Wprost nie mogę uwierzyć, że naprawdę odnaleźliśmy pana Smugę – powiedziała Natasza. – Zatrwożyły mnie jego słowa.
– Ba, sytuacja nie jest wesoła, ale nie w takich już bywaliśmy opałach – rzekł kapitan Nowicki. – Skoro Smuga już od kilku dni wiedział, że pakujemy się wilkowi w gardło, to na pewno rozmyślał również nad sposobami ratunku. Poza tym my także poruszymy mózgownicami. Zaufajmy Smudze i Tomkowi. Oni we dwóch coś wymyślą.
– Racja, kapitanie! Nic a nic się nie boję – wtrąciła Sally.
– Ciekaw jestem, w jaki sposób Smuga dowiedział się tutaj o naszej bitwie? – powiedział Tomek. – Czyżby Kampowie na wzór dawnych Inków przekazywali wiadomości sposobem sztafetowym?
– Zapewne tak właśnie robią – przywtórzyła Sally. – Poszczególni gońcy mogą przebiegać z wiadomością od plemienia do plemienia. Słyszałam, że za czasów Inków wiadomość przekazywana w taki sposób w ciągu dnia docierała do miejscowości odległej o około dwustu pięćdziesięciu kilometrów.
W tej chwili do rozmawiających zbliżył się Haboku, który przez cały czas przyglądał się przez okno okolicy.
– Tutaj dużo wojowników – odezwał się. – Naokoło wysokie skały. Ucieczka niemożliwa, a duchy w wielkiej górze bardzo się gniewają. Zasłaniają słońce czarnymi chmurami. Kampowie przestraszeni, może być źle.
– Masz rację, Haboku – odparł Tomek. – Warto by rozejrzeć się w sytuacji.
– Już zerknąłem na korytarz, nikt nas nie pilnuje – cicho powiedział Nowicki. – Nie wiem jednak, czy to rozsądnie już robić coś na własną rękę. Kampowie wzburzeni, lepiej poczekajmy do rozmowy ze Smugą.
Zanim ktokolwiek zdążył coś odpowiedzieć, Indianki wniosły misy z jedzeniem. Postawiły je na matach i zaraz wyszły.
– Proszę, a więc nie zamierzają morzyć nas głodem – ucieszył się Nowicki. – Ho, ho! Ryż, fasola, gotowana kura i coś w dzbanie do popicia. Siadajmy, burczy mi w brzuchu. Na głodniaka nigdy nic mądrego nie przyjdzie człowiekowi do głowy.
Po skończeniu posiłku Tomek polecił dwom Cubeom, aby pilnowali, czy ktoś nie nadchodzi korytarzem, gdyż uczestnicy wyprawy chcieli rozważyć sytuację, w jakiej się znajdowali. Wkrótce jednak doszli do wniosku, że bez Smugi nie mogą ułożyć planu działania. Cóż mogli począć bez broni w mieście pełnym wrogich Kampów? Tylko szczęśliwy zbieg okoliczności lub jakiś fortel mógł ich uratować.
– Najlepiej uczynimy kładąc się spać – w końcu rzekł Nowicki. – Licho wie, co przyniesie nam dzień jutrzejszy. Wulkan dymi jak setka parowców na wyścigach… Nabierzmy sił.
– Rada dobra, wszyscy jesteśmy zmęczeni i podenerwowani. Kładźcie się, a ja jeszcze spróbuję uzupełnić moją mapę – powiedział Tomek.
Usiadł przy otworze okiennym, rozłożył mapę na parapecie i długo nad nią pracował. Potem, gdy zapadł wieczór, zatroskany spoglądał w niebo. Czerwone odblaski ognia ziejącego z krateru wulkanu załamywały się w czarnych chmurach dymu. Wewnętrzny niepokój coraz bardziej ogarniał Tomka, wyczuwał, że śmiertelne niebezpieczeństwo nadchodzi wielkimi krokami.
Krwawa ofiara
Była noc. Tomek siedział na macie rozłożonej pod otworem okiennym i przygnębiony spoglądał w niebo. Czarne chmury dymu rozbłyskiwały ogniem. Głuche, przeciągłe grzmoty odzywały się coraz częściej.
Zanim zapadł wieczór, Tomek przyjrzał się przez okno głównej kwaterze wojowniczych Kampów. Niewielkie miasteczko było niezdobytą twierdzą. Leżało na wysokiej platformie skalnej, półkoliście obramowanej przez pionową ścianę potężnej góry. Większość kamiennych domów bezpośrednio przylegała do potężnego skalnego zbocza.
Tomek doskonale wyczuwał obawy nurtujące towarzyszy wyprawy. Wiedzieli, że znajdują się w niezwykle niebezpiecznej sytuacji. Sam Smuga ostrzegł ich, że igrają ze śmiercią. Mimo to nie żałował ryzykownego przedsięwzięcia, jakim okazała się wyprawa ratunkowa do Grań Pajonalu. Przecież odnaleźli Smugę… Czuł jednak, że zabranie kobiet było wielkim błędem. O nie też tylko obawiał się teraz.
Nagle Dingo uniósł łeb, nadstawił uszu. Potem podniósł się i cicho zaskomlał.
– Spokój, Dingo… – szepnął Tomek.
Mata zasłaniająca otwór drzwiowy uchyliła się, w mdłym świetle kaganka płonącego na korytarzu zarysowała się ciemna sylwetka. Tomek powstał, przytrzymał Dinga za obrożę. Wiedział, że to Smuga nareszcie przyszedł do nich, gdyż uradowany pies wyrywał się do niego.
Smuga zasłonił matę.
– Tutaj jestem… – cicho odezwał się Tomek.
Smuga długo trzymał go w swych ramionach. Tomek z trudem opanowywał wzruszenie, łzy radości cisnęły mu się do oczu.
– Bałem się, kochany chłopcze, że będziesz mnie szukał – szepnął Smuga. – Choć bardzo źle z nami, cieszę się, że pamiętałeś o mnie. Tylko taki niezwykły chłopak, jak ty, mógł trafić tutaj.
– Nowicki, Sally, wszyscy, którzy ze mną przybyli, pragnęli pana odnaleźć – odparł Tomek.
– Wiem, tylko prawdziwi przyjaciele mogli zaryzykować swe życie dla mnie. Czy oni śpią?
– Śpią…
– Tomku, muszę z tobą porozmawiać, ale nie tutaj. Czas nagli… zbudź Nowickiego! Inni niech nic nie wiedzą…
Tomek zniknął w drugiej komnacie. Smuga przyklęknął przy poczciwym Din^u. Przytulił jego głowę do swej piersi. Po kilku chwilach Nowicki uścisnął Smugę.
– Ma nasz chłopak łepetynę, co? – mruknął wzruszony. – Byłem pewny, że doprowadzi nas do pana! No, i jesteśmy razem! Zdaje mi się jednak, że musimy rozwijać żagle póki czas.
– Nie mylisz się, kapitanie – odparł Smuga. – Czy macie broń?
– Zabrali nam nawet noże.
– Przyniosłem rewolwer, trochę nabojów i nóż. Masz tu także noże dla Haboku i jego ludzi. Dobrze ukryjcie. Teraz zabieram Tomka, a ty czuwaj, dopóki nie wróci. Do rana nic wam nie grozi.
– Czy planuje pan ucieczkę?
– Tak, ale jeszcze muszę naradzić się z Tomkiem. On wszystko ci powtórzy.
– Idźcie i radźcie, będę czuwał!
– Musimy jakoś przemknąć się przez korytarz. Nikt nie powinien zobaczyć nas razem. Zdejmij buty, Tomku!
Smuga uchylił maty i wyjrzał.
– Nie ma nikogo, chodź! – szepnął.
Bez przeszkód dotarli do końca korytarza, a potem zeszli po kamiennych schodach na półpiętro. Tutaj Smuga przystanął przed ścianą, na której widniały rzeźby głów różnych zwierząt. Oparł dłonie na głowie jaguara, po czym przekręcił ją w odwrotne położenie. Następnie pchnął ścianę. Ku zdumieniu Tomka część muru ustąpiła. Smuga wśliznął się w otwór i pociągnął Tomka za sobą. Znaleźli się na wąskich kamiennych schodach. Smuga najpierw zamknął ukryte przejście. W potajemnym korytarzyku płonął kaganek.
– Tutaj nikt nas nie znajdzie – szepnął. – Widzisz, głowa jaguara porusza dźwignię umieszczoną po drugiej stronie muru, która unosi listwę ryglującą ukryte drzwi. Gdy teraz opuszczam listwę na dawne miejsce, [130] głowa jaguara automatycznie powraca do swego pierwotnego położenia.
Smuga ujął kaganek i poprowadził Tomka wąskimi schodami. Kończyły się one w dolnym korytarzu. Po kilkunastu krokach przystanął. Przysunął kaganek do ściany, oświetlając mechanizm zamykający ukryte przejście.
– Za tą ścianą znajduje się moje mieszkanie lub krócej mówiąc, więzienie – odezwał się. – Na szczęście Kampowie nie znają tych tajemnych przejść. Sam je odkryłem. Miałem na to dość czasu, stale mnie przecież nie pilnowano. Dobrze przyjrzyj się mechanizmowi i zapamiętaj, że porusza go głowa jaguara. Jutro przed południem zostaniecie uwięzieni… w moim pokoju.
– Uwięzieni?
– Tak, Tomku! Nie traćmy czasu, chodź ze mną!
Znów poprowadził krętymi, kamiennymi schodami. Wkrótce znaleźli się w naturalnej grocie.
– Teraz słuchaj uważnie i wszystko zapamiętaj – powiedział Smuga. – Na ścianach są wyryte trzy symbole słońca. Lewy otwiera przejście do grobowca i skarbca Inków. Środkowy kryje drogę podziemną poza obręb miasta. Prawy natomiast prowadzi do pieczary pod występem skalnym, z którego zrzucano w przepaść dziewczęta na ofiarę bogom.