Angelika wyraźnie bawiła się swoim nowym imagem, niczym nową manifestacją: kocie ruchy, biodra rozkołysane, ognistoczerwone paznokcie i uśmiech femme fatale…
Podeszła do Zamoyskiego i usiadła mu na kolanach – bokiem, przerzucając nogi przez poręcz, lewym ramieniem obejmując mężczyznę za szyję. Utonął w jej zapachu,
– Byłam właśnie w Ogrodach Cesarskich. Prawie jakbym oddychała tą przestrzenią.
Tu rzeczywiście wzięła głębszy oddech i Zamoyski zapuścił spojrzenie w jej dekolt. Pokazała mu język.
– A te feniksy…! – Wzdrygnęła się. -Jeszcze mnie skóra swędzi.
– Wiem, że to daje kopa. Ale – czemu właściwie się zdecydowałaś? Judas cię wyklnie, zdradziłaś Pierwszą Tradycję.
– E, nie przesadzaj. Jakoś to przełknie.
– Nie jesteś pełnoletnia, ma prawo cię cofnąć. Założyła nogę na nogę. Szelest pończoch jak szept do
wewnętrznego ucha. Zamoyski studiował architektoniczne łuki jej łydek i ud. Lewa dłoń sama wsunęła się w rozcięcie sukni, powędrowała pod kolano i wyżej, ślizgając się po gładkiej pończosze. Zamoyski miał na podorędziu analizer be-hawioru, który z napięcia mięśni biologicznej manifestacji zbudowałby model frenu jej właścicielki i podpowiedział Adamowi powierzchowne myśli dziewczyny. Nie uruchomił go. Mięśnie uda pod jego dłonią naprężyły się i zaraz rozluźniły. Angelika z obojętną miną poprawiała ramiączko sukni.
– Od kiedy ty się taka dama zrobiłaś?
– Odkąd wybrałam mój szablon estetyczny. – Obróciła na palcu srebrny pierścionek. – A ty niby czemu nagle upodobałeś sobie te chińskie wdzianka?
– Trzeba utrzymać kompatybilność snu z rzeczywistością – mruknął.
– I sen zwycięża, prawda? Chodź, mam ochotę na zachód słońca.
Sięgając ponad jej głową, odłożył książkę na pulpit. Angelika nadal się uśmiechała. Zmarszczył brwi, nakładając maskę podejrzliwości.
McPherson parsknęła śmiechem.
– Chodź, chodź.
Przechyliwszy głowę, uniosła prawą rękę jak do pocałunku. Ujął jej dłoń, a następnie zmuszony był wytrwać w tym geście przez trzy-cztery sekundy, gdy w docelowym infie konflgurowały się ich manifestacje.
Okazało się, że poszła na całość: słońce zachodzące nad oceanem, złota plaża, białe kamienie deptaka, nad nim ciepły wiatr potrząsa pióropuszami palm.
Plaża nie była jeszcze pusta, kilkadziesiąt opalonych nagusów spacerowało wzdłuż granicy fal lub grało w siatkówkę. Dziewczynka z psem przystanęła przy schodach prowadzących na deptak i zagapiła się na Adama i Angelikę – zapewne dostrzegła ich kondensację. Zamoyski puścił do niej oko. Gwizdnęła na psa i pobiegli dalej, dziecko i zwierzę.
Adam przeciągnął się, mrużąc oczy od wielkiego słońca. Morskie powietrze wtargnęło do płuc, odetchnął jeszcze głębiej.
– Kicz, moja panno, kicz.
– Ale malowniczy – zauważyła, pociągając go ku kawiarnianym stolikom. Kolorowe parasole furkotały nad nimi miękko, w rzadkich porywach silniejszego wiatru.
– Niech zgadnę: Hawaje.
– Cóż, akurat tu wypada terminator.
Zamówili koktajle mleczne. Z zachowania kelnerki, jej nagiej nerwowości, szybkich, ukradkowych spojrzeń, sztucznej precyzji mowy, Adam wnioskował, że rozpoznała w nich stahsów.
Gdy odeszła, rozglądnął się po deptaku i plaży. Szukał w zachowaniu plażowiczów oznak napięcia i wzburzenia niedawną wojną z Deformantami, obecną – z Suzerenem, owymi masakrami ludzi z rozprutych Portów… Ale nic. Kurort pocztówkowy.
Jak wiele z informacji o tych meta-fizycznych starciach w ogóle przecieka do kulturowej gleby Cywilizacji HS, na sam dól? Gnosis tego przecież nie cenzuruje, to wszystko pływa w Plateau. Lecz najwyraźniej enstahsów niewiele obchodzi.
Ale trzeba przyznać: żyją sobie luksusowo – w luksusach XXI wieku.
– Jak sądzisz, ilu z nich posiada obywatelstwo Cywilizacji?
– Zapewne nikt. – Angelika wzruszyła ramionami.
– Pamiętasz, co mówiłaś mi wtedy, na polanie, pod Księżycem? O regułach Cywilizacji i feudalizmie?
– Aha.
– Bo dla mnie wygląda to – machnął ręką – na dwudziesty pierwszy wiek, aż do szpiku jego demokratycznych kości.
– Cóż. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent przez większość czasu żyje, jak żyliście w dwudziestym pierwszym, na tym przecież zasadza się nasza Cywilizacja, musimy mieć silne fundamenty kulturowe, pewność normalności. Ale nad tymi dziewięćdziesięcioma dziewięcioma procentami są stahsowie, jest cała hierarchia Cywilizacji, Loże i Cesarz i Gnosis i prawa prohibicyjne. No więc owa struktura polityczna, dzięki której możliwy jest dwudziesty pierwszy wiek – teraz to Angelika objęła szerokim gestem krajobraz – ta struktura jest w swej istocie feudalna.
– Nie można zarazem żyć w demokracji i w feudalizmie. To absurd jakiś jest. Kłócą się ze sobą w każdym szczególe, w języku nawet.
– Doprawdy? Przecież już w twoich czasach feudalizm zaczął się nadbudowywać nad demokracją. Nie rób takiej miny. Wiedzieliście. Im większa władza intelektu – a więc i pieniądza – tym mniejsza władza większości.
– Dobrze cię jezuici zindoktrynowali. A fakty – jakie są? Obejrzał się na plażowiczów. Mecz siatkówki zakończył
się pośród gwizdów i aplauzu. Zwycięzcy zaczęli śpiewać, klaszcząc do rytmu o uda. Przegrani, wyczerpani padli na plażę. Zaraz zaczęły się sprośne docinki, obrzucanie piachem, krzyki i piski dziewcząt. Czarnoskóry chłopczyk chodził i oblewał wszystkich czerwonym sokiem. Od palm wołali go rodzice; nie zwracał na nich uwagi. Plażowicze śmiali się głośno.
– Głupie owieczki hodowane przez światłych pasterzy z wyżyn Krzywej. Jak ładnie się bawią! Jakie szczęśliwe! Jak cudnie opalone! Jak ładnie utuczone! Wstąpimy przed snem, pogłaszczemy po główkach, połaszą się do nóg, poprawią nam samopoczucie – i niech dalej beztrosko baraszkują.
– Czy nie tak wyglądał raj demokracji za twoich czasów?
– Demokracji. Powtórz to słowo. A ci tutaj? Nie mają prawa głosu, nie są obywatelami, to nie -
– Ależ oni nie chcą być obywatelami! Jako stahsowie zostaliby ograniczeni Tradycją. A tak – są absolutnie wolni. Cywilizacja ich nie krępuje. Mogą być, kim zapragną. Robić, co zapragną. Nic nie robić, jeśli tego pragną. Inf spełnia ich marzenia, inf daje im bezpieczeństwo.
– I co robią? Wylegują się na plażach.
– A co robili za twoich czasów? Przepijali zasiłki w osiedlowych parkach. – Zaśmiała się. – Fren jest ten sam, tylko lenistwo bardziej luksusowe.
– Dlaczego jednak obywatelstwo się kupuj e? Nawet gdyby chcieli, nie byłoby ich stać.
– A jak wyróżnisz taką decyzję spośród setek innych chwilowych kaprysów, spełnianych na słowo? Jak sprawić, by poczuli, iż obywatelstwo i polityka to coś więcej niż kolejna infowa gra?
– W takiej kulturze się wychowali, czego od nich oczekujesz?
– Ależ niczego! To jest właśnie człowieka stan naturalny!
Siatkarze chlapali się na płyciźnie. Inna grupa nagusów wchodziła właśnie w fale z deskami surfingowymi nad głowami. Ostatni plażowicze zbierali z piasku swój dobytek; kilku spało.
Angelika pochyliła się ku Adamowi, sięgnęła ponad blatem.
– Przecież to widzisz – podjęła ciszej. – Wystarczy na nich spojrzeć. Sam Progres jest niedemokratyczny. Rzuć okiem na Krzywą: tu góra, tam dół. Wszechświat jest niedemokratyczny. W ogóle nie ma u Thieviego takiego nadającego się do życia wszechświata, który nie wymuszałby na frenie Formy Doskonałej, nie narzucał hierarchii. Demokracja jest sprzeczna z prawami fizyki. I podświadomie oni to wiedzą, oni wszyscy to wiedzą. – Wyprostowała się. – Popatrz.
Akurat kelnerka wróciła z koktajlami. Postawiła szklanki na stole i miała już zabrać tacę i odejść, gdy Angelika szybkim ruchem złapała ją za nadgarstek.
Kelnerka – kobieta, sądząc po pustaku, starsza od Angeliki o co najmniej piętnaście lat – wzdrygnęła się. Za-moyski widział, jak, przygryzając dolną wargę, powstrzymuje odruch wyrwania się z uścisku.
Miast tego pochyliła się ku McPherson, uśmiechając się z przymusem.