– Ależ panie sierżancie, niech pan wejdzie, niech pan zrewiduje… Nie mamy nic do ukrycia…
– Nie trzeba!
– Ale ja zapraszam…
– Nie trzeba! Co inszego, gdyby my byli z kapłanem… Kapłan i na rosomaka zna egzorcyzm… Z kapłanem byłaby całkiem insza rzecz. A tak, to mus nam jechać, jechać, jechać precz. Ale… – Tu sierżant zawahał się i powrócił do tonu oficjalnego. – Ale byś gdzie zdrajcę zoczył, masz do miasta szybko kroczyć. O tym wrednym szpionie trzeba zaraz donieść.
– A jak on wygląda?
– On z tych pięknych, z tych uszatych, co są wredne jako katy! Przyjechał do miasta wysłaniec i posłał na polowanie! Mówi: „Gdzie las jest i bagno, i diuna, szukajcie chłopaki wiju… zdrajcy. On jest piękny, on jest zdrajca, urżniem uszy, urżniem jajca”. Pamiętaj – i tu już sierżant zrobił się bardzo oficjalny. – Pamiętaj, południowa przywłoko, gdy padnie na niego twe oko, masz w dyrdy być na komendzie, by zdać nam sprawę o mendzie.
– Nie omieszkam – zawołał jeszcze Zio za odjeżdżającymi wojakami i już miał wejść do chaty, gdy usłyszał ze środka jakieś głosy. Przyczaił się za drzwiami.
– Nieprawda! On jest dobry i mnie kocha!
– To jest bardzo zły człowiek.
– Niepra… aj… Nieprawda! On tak musi! Bo tak chcą kapłani, tutejsi kapłani!
– To jest bardzo zły człowiek!
– Co ty wiesz, jaki to jest człowiek?! Co… oj… Co ty wiesz o ludziach? Sam nie jesteś człowiek.
– Co? Skąd ty to wiesz?
– Tata mi powiedział.
– To wy wiecie?
– Wszyscy wiedzą – rzekł Zio, wchodząc do domu. – Wszyscy wiedzą, tylko się boją mówić, bo zakazano. Wszyscy wiedzą, że jesteście wijuny.
– Wi… Wi co?
– Wijuny. Fullecci. Kami. Chochliki. Elfy. Czy jak was tam jeszcze zwą.
– I wiecie, co chcę zrobić?
– A co możesz chcieć? Pewnie uciekasz, jak wszystkie wijuny, żeby ocalić uszy. I powiem ci, że dobrze wam tak. Krasnoludów trochę żal, bo jak one były, to żelastwa nigdy nie zabrakło. Ale wyście nas zawsze chcieli wykończyć.
– Szczerze ze mną rozmawiasz.
– Bo co mi możesz zrobić? Jesteś wywołaniec i banita. Nie pójdziesz na mnie donieść, bo sam pierwszy dasz swoje spiczaste uszka razem z głową.
– Uszka już są ścięte. Głowa jeszcze nie i może gadać. Nie boisz się, że jak mnie złapią, to im powiem, co mi powiedziałeś?
– Powiesz im przede wszystkim, że cię przechowałem. Choćbyś nie chciał, na torturach powiesz. Albo i bez tortur, ze zwykłej wijuńskiej złośliwości. A to już wystarczy, żebym powędrował do Rombu, ja i moja córa.
– Którą bardzo kochasz. I robisz jej to wszystko z miłości.
– Zamknij się.
Hengist przez cały czas rozmowy leżał pod łóżkiem, na zewnątrz wystawała tylko jego głowa. Zio popatrzył przez chwilę na tę głowę, a potem się odwrócił do swojej kasztanowłosej, szczupłej, zgrabnej córki.
– Już dobrze, kochanie. Już dobrze. Możesz schować pupkę.
– Nazwisko?
– Vortici.
– Prawdziwe!
– Frangipancia, ale rodzina już przed wiekami zmieniła…
– Haaaa!!! Wspaniałą Cesarską Sprawiedliwość interesuje wyłącznie prawda, prawda, prawda, z jakiegokolwiek wieku by była! Proszę dopisać oskarżonemu jedną godzinę poprzesłuchaniowych tortur.
– Nie! Słuchajcie…
– Dwie godziny.
– Dziękuję.
– O, chłopczyk się uczy. I chce nas przechytrzać. Trzy godziny za obłudę. Trzy godziny tortur, to-o-o-o-rtur, to-ho-ho-ho-ho-rtur!!! Imię.
– Zio.
– Pełne brzmienie!
– Ziofilattu.
– Naucz się, gównoszczurku, że Wspaniałą Cesarską Sprawiedliwość interesuje wyłącznie pełna, pełna, pełna prawda! Cztery godziny po przesłuchaniu. I zaraz, o co ja jeszcze miałem zapytać… Aha, kim jest ta młoda osoba, którą znaleźliśmy u ciebie w domu?
– Nie! Ona nic… Ona jest zupełnie niewinna…
– Po trzech nocach spędzonych we Wspaniałym Cesarskim Więzieniu IV kategorii na pewno nie jest niewinna, hehhe, hehehe! Ale nie to nas interesuje, czy jest niewinna, czy nie, tym zajmiemy się podczas odrębnego i zapewne bardzo detaliczniuteńkiego badania, ale na razie interesuje nas, kto to jest Vortici i co was łączy z tą apetyczną osóbką. Pięć godzin. Poza tym słyszałem, że nasz kat ma popsutą klepsydrę, strasznie wolno ciurka…
– To moja córka. Ma dwanaście…
– Kłamiecie, Vortici. Sześć godzin.
– Nie!
– Co „nie!”?
– To naprawdę moja córka!
– A już myślałem, że wyobraziliście sobie plastycznie sześć, a może siedem godzin spędzonych w pracowni naszego poczciwego kaciska. Nieważne. Kłamiecie, Vortici. Kiedy zamiast zabić was w co najmniej kilkumiesięcznych męczarniach, w drodze nadzwyczajnej łaski przywieźli was na Północ, mieliście lat kilkanaście. Teraz wy sy stary dziad, jak mawia okoliczna ludność. Twoja suka rzeczywiście była szczenna i się oszczeniła, a dopiero jakiś czas potem zdechła, ale swojego dzieciaka wypiździła ze trzydzieści parę lat temu. Więc twoja córka teraz musiałaby mieć trzydzieści parę, a nie dwanaście, jak ta tutaj smaczna fląderka, którą schrupię z ościami.
– To też jest moja córka.
– O, to ciekawe. O, to wy sy dzieciaty chłop, jak mawia okoliczna ludność. I jurny. Dzieciątka płodzić w tak późnym wieku, ciekawe, z kim, ale tego też się zaraz dowiemy. Przecież ona ma tylko dwanaście wiosenek, delikatnych, apetycznych wiosenek, a wy jesteście łykowaty dziad, Vortici! Przecież to mogłaby być wasza wnuczka? Ha? Czemu tak milczycie? Czemu tak milczu-milczu-milczycie? Czemu tak milczuńkacie, Vortici-Vortici-Vorticiellu? Hehhe, hehehe. Hehhe, hehehe.
– Bo to jest moja wnuczka.
– O! A przed chwilą była córka! Siedem godzin z naszym poczciwym kaciskiem, za nieścisłości w zeznu-zeznu-zeznańkach, zeznu-zeznu-zeznulańkach.
– Bo to jest też moja córka.
– To w końcu córka czy wnuczka?
– I jedno, i drugie.
– O! O! O, o, o! To się zaczyna robić ciekawiuteńkie, Vortici. Możecie nam objaśnić z łaski swojej?
– Co tu objaśniać.
– Osiem godzin z kaciskiem.
– To bardzo proste. To córka, którą miałem z córką.
– Mieliście córkę ze swoją córką?
– Tak.
– A więc kazirodztwo. Kolejna zbrodnia do kompletu, Vortici. Ogólne nieposłuszeństwo mentalne, przechowywanie, ukrywanie i oprowiantowanie buntownika, szerzenie informacji o rzekomym istnieniu nieistniejących mniejszości etnicznych, a teraz kazirodztwo. Trzy pierwsze wykroczenia karane są Rombem, za czwarte karą jest publiczne zjedzenie przynajmniej części własnych genitaliów, oczywiście po uprzednim odcięciu. W przypadku kobiety… A, nie będę się rozwodził nad tym, co spotyka kobietę. Jasne jest, że nic lepszego, hehhe, hehehe. Następnie zszywa się obu partnerów biorących udział w kazirodztwie sutkami, tak żeby nie mogli się od siebie oderwać, i w takiej postaci pędzi lub ciągnie się ich przez miasto. Tak długo, dopóki nie dopędzi się ich na szafot, gdzie poddani zostają tak zwanemu śmiertelnemu piekłu. Niektóre autorytety prawne twierdzą, że przed zszyciem powinno odbyć się także przedziurawienie języka i podniebienia, bo dopiero wtedy kara zbliża się ciężarem i wagą do ohydy samej zbrodni. Ale ponieważ kara absolutna, nieodwołalna i bezwzględnie najcięższa znosi pozostałe, to w tym przypadku Romb znosi tamte łagodne kary. Wierzaj mi jednak, mój malu-malu-malusieńki, żadna to pocieszka. No dobrze… A właściwie źle, źle, źle, mój Vortici. Dla ciebie źle. I dobrze, że źle, bo ty na nic innego nie zasługujesz! Powiedz mi, czy ty się nie wstydzisz?
– Mniej niż ty.
– O! Pyskateńki się robi nasz Vorticiellu! No dobrze, wiemy, jak traktować małych pyskaczy, niejednego tu mieliśmy, bo wszyscy prędzej czy później do nas trafiają. Osiem godzin z kaciskiem, czyli łącznie szesnaście. Oj, będzie pomstować nasze kacisko, on nie lubi zostawać po godzinach. A na kim się to wszystko skrupi? Na kim wywrze swoją złostkę kacisko? Kto będzie uroczo drżącym, zwijającym się, wyjącym obiekcikiem takiej kompensacji? Hehhe, hehehe. Ty kazirodcza glizdo, to będziesz ty. Jak śmiesz w ogóle patrzeć w moją twarz, która jaśnieje prawdą, dobrem i mocą? No nie, przecież on się w ogóle nie wstydzi! To fenomen! To ciekawostka! Ludzie to naprawdę niezwykłe istoty! Zobaczymy, jak to będzie! Jeżeli teraz się nie wstydzisz, gdy wyłażą na jaw twoje nieprawości, zobaczymy, jak to będzie, gdy wylezą na jaw twoje jelita, gdy wyleje się z ciebie twoje gówno przez dziurę w brzuchu, a my każemy ci je zjeść jeszcze raz, tak jak robią glizdy. Glizdy to gównojady i ty jesteś gównojadem i udowodnimy ci to bardzo, och, jak bardzo dokładnie.