Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Nie, skąd. Jestem w najlepszej formie.

Ton Ilonki przeczył jej własnym słowom. Podniosła mopsa z podłogi i posadziła przed sobą na biurku. Początkowo trochę się wiercił, ale ostatecznie usiadł na stercie konspektów Magazynu Motoryzacyjnego i wpatrzył się wiernie w swoją panią. Wyglądał jak nieduży kosmita.

– Nasza koleżanka ma cyklofrenię. – Michał specjalizował się w materiałach o służbie zdrowia i miał nieźle opanowaną terminologię fachową. – Fazy pobudzenia na zmianę z fazami… no właśnie, wystarczy na nią popatrzeć. Z tymi drugimi. Teraz ma tę drugą.

Zaraz ją pobudzimy. – Krysia machnęła Ilonce przed nosem jakimś papierkiem. Nie zareagowała, natomiast Gizmo zawarczał i fuknął przez nos. – Nie śpij, koleżanko. Dostałam mejla w twojej sprawie. Od pani dyrektor nieodżałowanej pamięci!

– Zza grobu ci przysłała? – spytała apatycznie Ilonka. – Pokaż.

– Wysłała w środę po naszej wiekopomnej próbie, ale wczoraj byłam zajęta programem, a potem tym całym cyrkiem z policją i dopiero teraz otworzyłam pocztę. No i co ty na to?

Ilonka, której oczy pod wpływem lektury Krysinego wydruku otwierały się coraz szerzej, wypowiedziała bardzo głośno kilka słów absolutnie niestosownych w ustach kobiety. Uczciwie mówiąc w ustach majstra budowlanego również brzmiałyby nieprzystojnie. Faza depresji znalazła się w odwrocie.

Misterna wiącha zaintrygowała obecnych. Redakcja informacji uniosła głowy znad komputerów i jednym głosem zażądała wyjaśnień.

Ilonka jak eksplodowała, tak zamilkła.

– Kryśka, co jest w tym kwicie?

– Pani dyrektor prosi mnie, żebym załatwiła wszystkie formalności związane z przejęciem Magazynu Motoryzacyjnego przez Żoża. Od następnego wydania. I żebym zawiadomiła o tym panią redaktor Kopeć. Patrzcie, ona nawet nie zauważyła, że Ilonka zmieniła nazwisko…

W newsroomie rozbrzmiał tym razem niecenzuralny wielogłos. Magazyn Motoryzacyjny wymyśliła Ilonka, załatwiła sobie sponsora, niezwykle starannie opracowała formułę i od trzech lat realizowała program wspólnie z policją drogową. Zebrała za niego mnóstwo pochwał i nagród, i właśnie niedawno udało jej się sprzedać go ogólnopolskiej Trójce.

– Jestem bardzo ciekawa, czy to był jej własny pomysł, czy Żożo ją poprosił… w ramach rewanżu!

– Rewanżu za co? Za interesy, czy wprost przeciwnie, życie prywatne?

– Za jedno i drugie. Ciekawe, czy już ktoś podkablował policji, żeby się zajęła Żożem…

– Słuchajcie, a kto z was go ostatnio widział? – Depresja Ilonki chwilowo znikła. – Bo ja bym go chętnie zapytała…

Zwariowałaś, Bucka chcesz pytać? A co on ci odpowie? Że pani dyrektor mu zaproponowała, a on nie zamierza się jej sprzeciwiać.

– Przecież baba zeszła!

– No i jeszcze gorzej. Kolega Bucek przez nieodżałowaną pamięć nieboszczki poleci do Eugeniusza i zaklepie sobie twój magazyn. Jeżeli już tego nie zrobił…

– O cholera! Niedoczekanie!

Ilonka zdecydowanym gestem przesunęła Gizma, który zdążył przysnąć na jej biurku i złapała za telefon.

– Halo, halo! Pani Jolu, niesłychanie pitna sprawa do szefa!… No, mówię przecież, że pilna! Oczywiście, że w sprawie morderstwa!

Newsroom słuchał z dużym zaciekawieniem.

– Geniusz! To ja. Ilona. Muszę do ciebie natychmiast przyjść. Masz teraz jakichś gości? Nie, nie zajmę ci dużo czasu. Chyba Jola ci już powiedziała? Oczywiście, że sprawa morderstwa! Lecę!

Rzuciła słuchawką, poderwała się z miejsca, chwyciła opierającego się mopsa, umieściła sobie pod pachą i wybiegła.

Newsroom nie krył rozczarowania. Wszyscy chętnie posłuchaliby wymiany zdań między rozjuszoną Ilonką a szefem, a tak, niestety, będą musieli zadowolić się ustną relacją. To zdecydowanie nie to samo. Westchnęli zbiorowo i wrócili do przerwanej pracy nad dzisiejszym wydaniem codziennego programu informacyjnego.

Ilonka wtargnęła do sekretariatu jak burza… a może nawet, zważywszy na to, co mamrotała pod nosem, jak burza z piorunami. W drzwiach zderzyła się z wysokim facetem, co spowodowało zdecydowaną reakcję Gizma, który niechcący został amortyzatorem.

– Matko Boska – powiedział mimo woli komisarz Ogiński. – Pani tak zawsze czy znowu jakieś sensacje?

– Przepraszam – warknęła Ilonka. – A pan co? Już wszystko wiecie, skoro pan wychodzi?

– A nie, jeszcze nam trochę brakuje – odwarknął komisarz, który szedł po prostu do toalety, ale nie zamierzał się z tego tłumaczyć nadaktywnej wariatce. Wyminął ją z taką godnością, na jaką tylko było go stać.

Bonka zignorowała wymachującą rękami Jolę, uniemożliwiając jej prawidłowe zaanonsowanie gościa, zgrabnym łukiem ominęła jakiegoś człowieka siedzącego w fotelu pod drzwiami i wpadła do gabinetu dyrektora Mikły.

– Geniusz, ty coś wiesz o przejęciu przez Żoża Bucka mojego Magazynu Motoryzacyjnego? – wypaliła zamiast powitania.

– Nic nie wiem. – Eugeniusz Mikło był nieco spłoszony jej impetem. – Siadaj. Mówiłaś, że masz coś związanego z morderstwem naszej drogiej Eweliny? Kazałem czekać facetowi z Urzędu Marszałkowskiego…

– Z morderstwem, ale nie Eweliny. Ja je popełnię! Osobiście! Zabiję Żoża, jeśli tknie mój Magazyn! Naprawdę nic nie wiedziałeś?

– Przysięgam, że nie. Czekaj, chcesz kawy? Na uspokojenie. Jola zrobi.

– Ludzkie z ciebie panisko. Niech zrobi.

Dyrektor wydał krótkie polecenie przez interkom. Ilonka umościła się w wygodnym klubowcu. Sama nie rozumiała, jakim cudem Geniusz miał do niej tyle cierpliwości. Powinien był ją wyrzucić na zbity łeb, a nie zrobił tego i jeszcze kawą częstował.

– Opowiadaj.

– Tu nie ma wiele do opowiadania. Kryśka mi przed chwilą pokazała mejla od szefowej, na nasze szczęście byłej szefowej… że mam oddać Magazyn Motoryzacyjny Buckowi. Musiała go wysłać tuż przed śmiercią. Krysia dopiero co go otworzyła, no i od razu mi pokazała, przez co mnie o mało szlag nie trafił. Geniuszku, ja nie wiem, czy ty się kiedy przywiązałeś do programu, ale ten magazyn to jest moje ukochane dziecko i ja go po prostu nikomu nie dam, choćbyś mnie kazał porąbać! Nie masz pojęcia, ile on mnie kosztował ciężkiej pracy, wyrabiania sobie znajomości i stosunków przyjaznych i co, mam to teraz oddać temu bucowi, żeby się woził na moich plecach?

Wejście Joli z tacą przerwało potok wymowy Ilonki. Gizmo, poczuwszy ciasteczka, zaktywizował się znacznie, siadł przy nodze stolika i zamerdał grajcarkowatym ogonkiem. Eugeniusz dał mu pół herbatnika, co zostało przyjęte z aprobatą i wzmożonym sapaniem.

– No więc przyleciałam tu do ciebie natychmiast, żebyś mi powiedział, czy zamierzasz spełnić ostatnią wolę naszej nieodżałowanej i dać Buckowi mój program?!

– Ilonka, opanuj się. Czy ja jestem nasza nieodżałowana, co rozdaje ludziom cudze programy?

Z Ilonki zeszła spora część powietrza. Napiła się kawy i odzyskała swój normalny głos (nie zdawała sobie z tego sprawy, ale do tej chwili przemawiała dziwnie piskliwie).

– Kamień mi z serca spadł, nie masz pojęcia, jaki duży. Słuchaj, a dlaczego mnie nie wywaliłeś od razu, kiedy wdarłam się do ciebie podstępem?

– Sam nie wiem – zaśmiał się. – Chyba mam do ciebie słabość, mała wariatko. Poza tym od wczoraj nie rozmawiamy tu o niczym innym, tylko o Euglenie, więc z przyjemnością porozmawiałem o programie…

– Co ty gadasz, przecież cała Euglena w tym była! I jeszcze ten jej przydupas, Żożo. Wiesz, to naprawdę nieładnie, ale wcale mi jej nie żal. To znaczy ja nie popieram morderstwa, jestem jak najbardziej za tym, żeby znaleźć i ukarać tego… sprawcę. Tylko z drugiej strony, sam rozumiesz, mieć dyrektora idiotę to jest straszna trauma. A propos – czy ty teraz zostaniesz naszym dyrektorkiem?

– Jako idiota?

– O matko, nie o to mi chodziło. A propos dyrektora, wakatu i tak dalej mówiłam, a nie a propos idioty!

– Nie męcz się. Nie wiem, czy mnie będą chcieli. Może na te dwa lata, które zostały po Euglenie, bo, jak wiesz, miała kontrakt na cztery. A potem konkurs. A może od razu zrobią konkurs. Pożyjemy, zobaczymy.

17
{"b":"100443","o":1}