Nie zaniedbywał pan swoich obowiązków, nie sprzedał pan swojego sklepu, jak pana sąsiedzi, tylko z uśmiechem patrzył pan na moją budowę. Ja mam dla pana propozycję. Czy nie zostałby pan dyrektorem działu mięsnego w moim supermarkecie?”.
– Ładne – powiedziała Basia – tylko niewykonalne.
– Wiem, szczególnie dla ciebie. Przemyślałyśmy to. – Julia mrugnęła w stronę Róży i Buby. – Ty szybko likwidujesz swój sklepik, i wiesz co, dobrze robisz. Piotr cię nigdy nie kochał.
– Kiedyś mnie na pewno kochał – zaprzeczyła żywo Basia.
– Nie pamiętał o twoich imieninach – dodała Róża.
– Akurat o imieninach pamiętał! Zresztą to nie ma znaczenia. Ale zawsze pamiętał.
– I kiedyś spóźnił się sześć godzin i na niego czekałaś.
– Bo wracał z Rzeszowa i śnieg ich zasypał, w telewizji nawet potem pokazywali!
– Nie martw się, już jutro będzie po wszystkim. Basia się zaniepokoiła. Czy one nie rozumieją, że to dla niej nie jest bułka z masłem? Co się dzieje? Tu nie chodzi o to, że Piotr był niedobry, chodzi o to, że ją zdradził! Owszem, nie powiedziała nikomu o Iris, ale w środę na rozprawie same zobaczą… Jakoś nie mogła się przemóc i przyznać do tak upokarzających posunięć. Ale co innego jest rozwieść się z powodu zdrady, a co innego oskarżać Piotrka o rzeczy, które nigdy nie miały miejsca.
– On cię nigdy nie kochał – powtórzyła Julia. Co za przyjaciółka! Ale jak da sobie to odebrać, to co jej zostanie?
– O, tak nie możesz mówić! Myśmy się pobrali z miłości!
– Każdy tak mówi.
– Pamiętasz wtedy na Mazurach, jak skończyłaś w szpitalu?
Basia zaczyna się na dobre złościć, nie, nie na Piotra, ale na nie. To są przyjaciółki?
– Skręciłam nogę na łódce…
– No właśnie, macho! Sebek tak samo!
– Skręciłaś nogę, bo zmuszał cię do ekstremalnych sportów, pamiętam – mówi Julia i wcale nie wydaje się zmartwiona.
– Byłam nieuważna, potknęłam się o fok, a on mnie odwiózł do szpitala…
– A o urodzinach nie pamiętał.
– A właśnie że pamiętał!
– A o rocznicy ślubu? – Tak!
– Rocznicy poznania, imieninach matki, ojca, moich!
– Tak, tak, tak! Kiedyś go tylko nie było, bo był za granicą…
– Sama widzisz!
– Nic nie widzę, przywiózł mi perfumy, jesteście perfidne.
– Na całe szczęście nie macie dzieci – dorzuca Buba.
– I nie masz rozstępów ani celulitisu…
– Spotkasz innego faceta, bez obciążeń.
Tego już za wiele, one w ogóle nie rozumieją jej dramatu!
– Nie chcę innego mężczyzny! – wyrywa się bezwiednie Basi.
Julia pochyla się nad nią – Zechcesz, zechcesz, ja ci to mówię, zapomnisz o nim.
– Nigdy nie zapomnę – płacze Basia. – Piotr pracował…
Głupie dziewuchy!
– Trudno, żeby siedział cały czas w domu! Róża mówi spokojnie:
– A mnie się wydaje, że przedkładał pracę i karierę nad małżeństwo.
Buba dolewa oliwy do ognia.
– I wiedział, że nienawidzisz żółtego koloru… a przyniósł ci kaczeńce.
Mój Boże, kaczeńce, jak to było dawno temu, kiedy jeszcze myślała, że jest kochana…
– No, nie ma tego złego… Wreszcie będziesz mogła zająć się sobą… On cię ograniczał…
– Akurat Piotrek mnie w niczym me ograniczał!
– Musiałaś mówić, o której wrócisz, a teraz będziesz robiła, co chcesz.
Perspektywa robienia tego, co chce, nagle wydała się Basi przerażająca. Już nigdy nikt nie będzie na nią czekał, nikt nie przytuli się do jej pleców, nikt nie przegoni gołębi, nikt dla niej nie wsiądzie na karuzelę.
– Przecież on mnie zdradził, nie rozumiecie tego! – krzyczy Basia i wybiega do łazienki, odkręca kurki.
Woda leje się do wanny; a ona płacze rozpaczliwie. Nikt nie usłyszy przez szum wody.
Buba patrzy na Różę i Julię.
– Może coś dotarło…
– Jesteśmy straszne – mówi Julia i parskają śmiechem.
*
– Przemyślałem sprawę. Widzę pozytywy – mówi Krzysztof i bacznie przygląda się Piotrowi.
– Jakie?
– Możesz chodzić z nami na piwo. – I tak mogłem, idioto!
– Po prawdzie – dołącza się Sebastian – to była z niej egoistka!
– Akurat tego o Baśce nie można było powiedzieć.
– A pamiętasz, jak sobie skręciła nogę na łódce? Piotrowi staje przed oczami Basia, niósł ją do samochodu, patrzyła na niego tak pięknie…
– Potknęła się o szot… – I zepsuła ci urlop…
– No, ale z nimi tak zawsze – mówi Krzysztof i wyciąga do Piotra piwo. – Będziesz to miał z głowy.
– Kobiety trzeba trzymać krótko… Miesiąc, dwa… – Sebastian stuka się z Piotrem. – Jak jest źle, to lepiej się rozstać…
– Człowieku, jakie źle? Myśmy byli bardzo dobrym małżeństwem. Coś się musiało stać…
– Bałagan był u was – mówi Krzysiek i rozgląda się po domu. W rogu stoją pudełka, przyniesione przez Piotra, Baśka będzie się w nie pakować.
– Zwariowałeś? Bałagan!
Piotr nie może zrozumieć, o co im chodzi. Myślał, że są przyjaciółmi. Zresztą większej pedantki niż Basia to chyba nie ma. Czego oni chcą od jego żony? Rozwodu jeszcze nie było.
– Gotować nie umiała…
– Baśka? Zawsze mi zazdrościłeś… Baśka wszystko umiała ugotować i jeszcze kończy studia zaocznie…
– Krupnik?
– Sam chwaliłeś!
– A pomidorową?
– Coś ty się tak przyczepił do jej kuchni!
– A kluski kładzione na parze?
– Odwal się, nie w głowie mi żarty.
– No widzisz. Nawet ci kluseczek na parze nie zrobiła…
– Nogi to miała nie najlepsze…
Och, Piotr czuje, że przesadzili, i to porządnie. Nie ma nikt prawa mówić źle o nogach jego żony! Nikt. Też mi kumple! Gnoje, zazdrosne gnoje i tyle!
– Nogi ma idealne!
– Całe szczęście, że nie mieliście dzieci…
I teraz nagle Piotr rozumie. Robią go w konia. Tylko, że oni nie rozumieją nic, tępaki.
– Nie wysilajcie się, ja wiem, co tracę, ale to Baśka wnosi o rozwód.
– Nie musisz się zgadzać, palancie, powalcz o nią, jak ci zależy!
Krzysztof klepie Piotra po plecach.
– Nie bądź idiotą.
– Coś się skończyło – mówi Piotr. Docenia teraz ten cały cyrk, lecz oni nie wiedzą, że coś się skończyło, zepsuło, nigdy nie będzie tak jak było. Żal. Ale żal minie i tyle. – Problem w tym, że nie mam już o co walczyć – dodaje.
*
– W ”New England Journal of Medicine” jest opisanych tylko sześć przypadków, w których taki nowotwór całkowicie się cofnął. Nie, nie musi być ta sama grupa krwi, skądże, zrobimy badanie molekularne antygenu i jeśli zgodność struktury tkankowej wykaże wysokie podobieństwo genów dawcy i biorcy, jest szansa, że przeszczep się uda. Problem tkwi w czym innym – w Graft versus Host Disease. To choroba „przeszczep przeciw gospodarzowi”. Założenie jest w dużym uproszczeniu takie: przeszczep szpiku, rozpoznanie nowotworu biorcy i zaatakowanie go. Pani układ odpornościowy to już nie są szkoleni w taekwondo wojownicy, to starcy, którzy niedowidzą. Więc najpierw trzeba będzie zniszczyć do końca pani system odpornościowy, wyczyścić do cna, potem dać szpik biorcy i liczyć na cud, bo niestety GvHD to wredne postępowanie – jeśli nowy system odpornościowy się przyjmie, istnieje niebezpieczeństwo, że znajdzie antygeny, które nie będą mu się podobały, i wtedy zaatakuje biorcę jako najgorszego wroga i doprowadzi do śmierci.
Jestem uczciwy – na świecie odnotowano tylko sześć takich przypadków, w których nastąpiło całkowite usunięcie nowotworu i biorca zasymilował nowy system odpornościowy, a właściwie system potraktował biorcę przyjaźnie.
Tak, jeden to więcej niż nic, a sześć to więcej niż pięć.
Nie chcę odbierać pani nadziei, jeśli są pieniądze na przeszczep, niech pani jedzie. Za miesiąc będzie za późno.
Potem zostanie tylko leczenie paliatywne.
To znaczy przeciwbólowe.
Przykro mi.
*