Литмир - Электронная Библиотека
A
A

A nawet, jeśli tak nie jest, jak myślę i ona mnie tak po chamsku nie zrobi i mnie nie zakapuje, to zawsze ona może wziąć i mnie opisać w jakimś swoim utworze, a co jej zależy, z użyciem prawdziwego mego nazwiska i danych osobowych, niech nie wychodzi ten prorusek z domu na miasto do końca życia ze wstydu.

Teraz tak – ja mówię fuli powaga, bo dowcipy i żarty się skończyły, więc popycham nawet oburęcznie biurko dla wywołania u widzów grozy. Skąd znasz mą ksywę? Tylko bez żadnej ścierny.

Na to ona trochę się miesza, trochę nie wie, co powiedzieć. Rozgląda się, gdzie by się tu schować przed moim gniewem, może do szuflady, proszę bardzo, ja i tak ją stamtąd wywlekę ze włosy, jak się dosyć tyle podkurwię. Wtem ona mówi tak.

Skąd znam twoją ksywę? No znam, to się nie da ukryć. I wtedy wyjmuje jakieś teczki, akta, cały burdel, całą swą hodowlę papierzysk, białych ptaszysk gruntownie rozprasowanych na płask, pospinanych w pliki. I zaczyna mi czytać, co ma opanowane biegle mimo wieku ewidentnie dziecięcego. „Andrzej Robakoski, pseudonim „Silny”, nazwisko panieńskie matki Maciak Izabela rozwódka zatrudniona oficjalnie przy promocji artykułów higienicznych Zepter przez Zdzisława Sztorma numer pesel, to nieważne. Widziany w dniu dzisiejszym 15 sierpień 2002 na festynie w amfiteatrze miejskim pod hasłem „Dzień Bez Ruska” z niejaką Arletą Adamek pseudonim „Arleta”, skazaną w zawieszeniu za współudział w pobiciu paragraf numer, to nieważne, w rozprawie z dnia 22 luty 1998, numer seryjny rozprawy jeden trzy osiem trzy jeden jeden, numer seryjny pobicia tysiąc siedemdziesiąt osiem, numer seryjny oskarżenia jaki, to już nieważne. Podejrzewany o doprowadzenie do upadku mieszkańca miasta Adama Witkowskiego i przewrócenie go w błoto, jak również prowokacyjnego zniszczenie jego mienia w postaci kiełbasy zwyczajnej w barwach manifestujących sympatie pronarodowe. Poszkodowany Adam Witkowski zeznaje…”

Dość – mówię, gdyż zaczyna mi się kręcić w głowie. Gdyż również może i w wannie, i nawet moje sny są być może permanentnie inwigilowane. Masz tego więcej? – dodaję słabo.

Wtedy ona wzrusza ramionami, odsuwa jakąś szufladę i wtem ja mówię: ja pierdolę, bo ujawnia się moim oczom jakieś całe wypasione archiwum kagiebe rodem z filmów sensacyjnych USA, gdzie niczym osobne zwierzęta, poprasowane i pospinane, są akta, istne laboratorium, gdzie na masową skalę kwitnie inwigilacja i mentalne ocieractwo.

Lecz nim ona to zdąży zamknąć, to już wchodzi jeden jakiś suk i mówi tak: Masłoska, streszczaj się i do komendanta, on czeka na ciebie, ma zero towarzystwa, jest całkiem o to rozkurwiony. To po pierwsze. Kazał, żebyś się przedtem przyzwoicie uczesała, a ogólnie narzekał na twoje odrosty. A po drugie teraz zostaw tego buca na moment, bo jest taka sprawa, którą komendant nakazał w trybie ściśle pilnym. Podobno jacyś kazachstańscy szpiedzy, co przyjechali na wycieczkę, dostali po pyskach od wracających z festynu – tłumaczy ten suk – lecz dowodów nie ma i zero świadków.

To ona szybko zmienia kartki w maszynie i zaraz tamten jej dyktuje tak z kartki:

„Do ambasady kazachstańskiej w Warszawie – ambasady z małej litery pisz. To ma być bardziej pośrodku. I teraz tak, od akapitu. Informujemy, iż Rada Miasta – to dużą czcionką walnij – nie przyznaje, jakoby doszło do napaści ze strony rdzennych polskich – polskich z dużej – mieszkańców miasta na wycieczkę krajoznawczą z Kazachstanu. Rada Miasta z przykrością – to dużą czcionką – zaprzecza, jakoby doszło do zamieszek, a cztery obywatelki kazachstańskie zostały poturbowane i znieważone ze względu na pochodzenie (legitymowały się one nieudowodnionymi korzeniami polskimi prawdopodobnie sfałszowanymi, śledztwo w toku). Wyrażamy ubolewanie nad tymi nieudowodnionymi napaściami ze strony Kazachstanu, a także tolerowaniem i wspieraniem szpiegostwa. Z bólem ogłaszamy zerwanie stosunków dyplomatycznych oraz całkowity zakaz wjazdu na teren miasta autokarów i wycieczek krajoznawczych z Kazachstanu. Z Kazachstanu – to walnij dużą czcionką, a pod spodem: podpisano, Prezes Rady Miasta Niezależny Przedsiębiorca -Mgr inż. administracji zasobami naturalnymi i stosunków wodnych -Roman Widłowy”.

Masłoska wyjmuje wtedy kartkę z maszyny, dmucha na nią, poczym w miejscu na podpis składa zamaszysty podpis „Roman Widłowy mgr inż” i wali odpowiednią pieczątkę.

Suk bierze ją od niej, patrzy, czy nie narobiła literówek, czy wszystko jest fuli powaga i mówi: spisz tego buca i idź do starego. Poczym wtedy wychodzi.

Co ty tu jesteś, dupa komendanta? – pytam się jej wtedy wprost, jak jest. Gdyż ona tu taka nieśmiała, cienki głosik, wielka satysfakcja z tytułu własnego krzesła obrotowego, wstukuje skromnie po jednej literce na minutę, a po cichu zapewne wykrada komendantowi order generała, kompas i lampas, i z ukrycia trzęsie całym przedsiębiorstwem, popalając jego fajki. Jooo – ona mówi pełna goryczy – wręcz odwrotnie, ten Landau istny mnie zabija. Co piętnaście minut on mnie woła, bo mu się nudzi. Każe sobie malować pejzaże, swoje portrety en face na tle niby lasu. Go kręci, że ja czytam różne książki. Każe mi najpierw powiedzieć tytuł i autora, co sobie notuje. Obiecuje mnie za to niby przenieść na inny pokój z podnoszącą się żaluzją. I niby mundur w moim rozmiarze, ale to niepewne, bo niby budżet. Muszę mu zawsze wszystko powiedzieć, plan ramowy tej przeczytanej książki, okej. Cały świat przedstawiony. On wszystko notuje sobie do kalendarza, a potem uczy się na pamięć. Potem jak coś, jakieś starcie z Zakładem Oczyszczania Miasta, jakiś protest anarchistów, to on przez mikrofon wali odwołaniami literackimi na prawo i lewo, i udaje wykształconego. Naprawdę. Na tej podstawie zresztą on w Komendzie Wojewódzkiej nakręcił Ogólnopolicyjny Klub Czytelnika, tak zwane tu Okace. Wyjmuje za to kasę. Jest tam przewodniczącym. W wolnych chwilach muszę mu pisać referaty na zebrania, czaisz? Przykładowo ten ostatnio, co pisałam – tu Masłoska wyciąga jakieś pokreślone kartki – „w ostatnich tygodniach czytelnictwo w służbie porządku wzrosło nawet o 25%. Wypożyczane są najczęściej pozycje fantasy i przygodowe. Najniższym zainteresowaniem cieszy się półka z literaturą radziecką, są to sporadyczne i szybko wykrywalne przypadki wśród personelu niższego. Najwięcej wypożyczeń odnotowano natomiast w dziale polskiej literatury romantycznej, w związku z czym komitet OKC zadecydował o zakupie nowych wznowień Mickiewicza i Słowackiego”.

Takie rzeczy muszę pisać, a czasami celowo robię błędy. Przykładowo dwa dni temu nawet ostentacyjnie zrobiłam kilka antysystemowych ortograficznych i interpunkcja, policja maską Babilonu. A nikt się nie skapnął nawet, ci z klubu pewnie w ogóle tego nie słuchają, jak on czyta, tylko ukradkiem żrą słone paluszki i rzucają się papierkami.

Wtedy wzrusza ramionami i mówi tak: bo to ich wszystkich to tu wszystko tak naprawdę gówno obchodzi. I tak tego miejsca tak naprawdę nie ma, to po co się męczyć, po co brać to na poważnie, przykładać się, mieć motywację do lepszego udawania? Wtedy ona głośno puka w ścianę i mówi tak: tu przecież w ścianach nie ma żadnego żelazobetonu ani muru nawet, ani nic, Silny. Sprawdź sobie, tam są napchane stare gazety. To wszystko jest prowizorka, Silny, tego wszystkiego tu nie ma.

Jak ja na nią patrzę, to mi się robi słabo. Bo to już jest grubsza przesada, ostentacyjny prowokacyjnie robiony mi na moich oczach halun, jak ja mam patrzyć na takie rzeczy, to chyba wolę zacząć chodzić do kościoła. Przecież albo ona jest spalona tak bardzo, że jej złącza poszły na bańce, albo ma jakiś grubszy schiz, drzwi percepcji z nawiasów na amen wywichnięte i tak chodzi tu po komisariacie, złorzeczy swoje chore doszczętnie filmy o tworzywach sztucznych. A że co ma zrobić, wpisać do maszyny – to wpisze, to dają jej spokój, czasami jej najwyżej doleją nervosol do herbaty, by za dużo nie przepowiadała komendantowi pójścia do piekła za malwerchy.

41
{"b":"100384","o":1}