Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Ciri uniosła głowę, głos uwiązł jej w krtani. Yennefer objęła ją, przytuliła mocno.

— Niestety — powiedziała cicho. - Niestety, masz rację, brzydulko. Gdyby umiejętność korzystania z doświadczeń i wyciągania wniosków decydowały, dawno już zapomnielibyśmy, czym jest wojna. Ale tych, którzy do wojny dążą, nigdy nie powstrzymywały i nie powstrzymają doświadczenia ani analogie.

— A więc jednak… Jednak to prawda. Będzie wojna. Czy to dlatego musimy wyjechać?

— Nie mówmy o tym. Nie martwmy się na zapas.

Ciri pociągnęła nosem.

— Ja już widziałam wojnę — szepnęła. - Nie chcę jej już oglądać. Nigdy. Nie chcę znowu być sama. Nie chcę się bać. Nie chcę znowu stracić wszystkiego, jak wtedy. Nie chcę stracić Geralta… i ciebie, pani Yennefer. Nie chcę cię stracić. Chcę być z tobą. I z nim. Zawsze.

— Będziesz — głos czarodziejki drgnął lekko. - I ja będę z tobą, Ciri. Zawsze. Obiecuję ci.

Ciri znowu pociągnęła nosem. Yennefer kaszlnęła cicho, odłożyła nożyce i grzebień, wstała, podeszła do okna. Kruki wciąż krakały, lecąc w kierunku gór.

— Gdy tu przyjechałam — odezwała się nagle czarodziejka swym zwykłym dźwięcznym, lekko drwiącym głosem. - Gdy spotkałyśmy się po raz pierwszy… Nie lubiłaś mnie.

Ciri milczała. Nasze pierwsze spotkanie, pomyślała. Pamiętam. Byłam z innym dziewczętami w Grocie, Zarzyczka pokazywała nam rośliny i zioła. Wtedy weszła Iola Pierwsza, szepnęła coś do ucha Zarzyczce. Kapłanka skrzywiła się niechętnie. A Iola Pierwsza podeszła do mnie z dziwną miną. Zbieraj się, Ciri, powiedziała, idź prędko do refektarza. Matka Nenneke cię wzywa. Ktoś przyjechał.

Dziwne, znaczące spojrzenia, podniecenie w oczach. I szept. Yennefer. Czarodziejka Yennefer. Prędzej, Ciri, pospiesz się. Matka Nenneke czeka. I ona czeka.

Od razu wiedziałam wtedy, pomyślała Ciri, że to ona. Bo widziałam ją. Widziałam ją poprzedniej nocy. W moim śnie.

Ona.

Nie znałam wtedy jej imienia. W moim śnie milczała. Patrzyła na mnie tylko, a za nią w ciemności widziałam zamknięte drzwi…

Ciri westchnęła. Yennefer odwróciła się, obsydianowa gwiazda na jej szyi zaskrzyła się tysiącem refleksów.

— Masz rację — przyznała poważnie dziewczynka, patrząc wprost we fiołkowe oczy czarodziejki. - Nie lubiłam Cię.

*****

— Ciri — powiedziała Nenneke. - Podejdź tu do nas. To jest pani Yennefer z Vengerbergu, Mistrzyni Magii. Nie obawiaj się. Pani Yennefer wie, kim jesteś. Można jej zaufać.

Dziewczynka ukłoniła się, składając dłonie w pełen szacunku gest. Czarodziejka, szeleszcząc długą czarną suknią, zbliżyła się, ujęta ją pod brodę, dość bezceremonialnie uniosła jej głowę, obróciła w lewo, w prawo. Ciri poczuła złość i rodzący się bunt — nie przywykła, by ktoś traktował ją w taki sposób. A jednocześnie doznała ukłucia palącej zazdrości. Yennefer była bardzo piękna. W porównaniu z delikatną, bladą i raczej pospolitą urodą kapłanek i adeptek, które Ciri oglądała co dnia, czarodziejka jaśniała urodą świadomą, wręcz demonstracyjną, zaakcentowaną, podkreśloną w każdym szczególe. Jej kruczoczarne loki, kaskadą opadające na ramiona, lśniły, odbijały światło jak pawie pióra, wijąc się i falując przy każdym poruszeniu. Ciri zawstydziła się nagle, zawstydziła swych podrapanych łokci, spierzchniętych dłoni, połamanych paznokci, włosów zbitych w szare strączki. Nagle przemożnie zapragnęła mieć to, co miała Yennefer — piękną, odsłoniętą głęboko szyję, a na niej śliczną czarną aksamitkę i śliczną skrzącą się gwiazdę. Wyrównane, podkreślone węgielkiem brwi i długie rzęsy. Dumne usta. I te dwie okrągłości, unoszące się przy każdym oddechu, opięte czarną tkaniną i białą koronką…

— A więc to jest słynna Niespodzianka — czarodziejka lekko skrzywiła wargi. - Spójrz no mi w oczy, dziewczyno.

Ciri drgnęła i wtuliła głowę w ramiona. Nie, tego jednego nie zazdrościła Yennefer, tego jednego nie pragnęła mieć i nawet nie życzyła sobie oglądać. Tych oczu, fiołkowych, głębokich jak bezdenne jeziora, dziwacznie błyszczących, beznamiętnych i złych. Strasznych.

Czarodziejka odwróciła się w stronę tęgiej arcykapłanki. Gwiazda na jej szyi zapłonęła refleksem słońca wpadającego przez okna refektarza.

— Tak, Nenneke — powiedziała. - Nie ma wątpliwości. Wystarczy zajrzeć w te zielone oczęta, by wiedzieć, że coś w niej jest. Wysokie czoło, regularne łuki brwiowe, ładny rozstaw oczu. Cienkie skrzydełka nosa. Długie palce. Rzadki pigment włosów. Ewidentna krew elfów, choć niedużo w niej tej krwi. Elfi pradziadek lub prababka. Trafiłam?

— Nie znam jej rodowodu — odrzekła spokojnie arcykapłanka. - Nie interesowało mnie to.

— Wysoka, jak na jej wiek — kontynuowała czarodziejka, wciąż taksując Ciri wzrokiem. Dziewczynka gotowała się ze złości i zdenerwowania, walczyła z przemożnym pragnieniem, by wrzasnąć wyzywająco, wrzasnąć, ile mocy w płucach, zatupać nogami i uciec do parku, po drodze zwalając wazon ze stołu i trzaskając drzwiami tak, by tynk posypał się z powały.

— Nieźle rozwinięta — Yennefer nie spuszczała z niej oczu. - Przechodziła w dzieciństwie jakieś zakaźne choroby? Ha, o to pewne też jej nie pytałaś. U ciebie nie chorowała?

— Nie.

— Migreny? Omdlenia? Skłonność do przeziębień? Bolesne menstruacje?

— Nie. Tylko te sny.

— Wiem — Yennefer odgarnęła włosy z policzka. - Pisał o tym. Z jego listu wynikało, że w Kaer Morhen nie próbowano z nią żadnych… eksperymentów. Chciałabym wierzyć, że to prawda.

— To prawda. Dawali jej wyłącznie naturalne stymulanty.

— Stymulanty nigdy nie są naturalne! — podniosła głos czarodziejka. - Nigdy! To właśnie stymulanty mogły nasilić u niej objawy… Cholera, nie posądzałam go o aż taki brak odpowiedzialności!

— Uspokój się — Nenneke spojrzała na nią zimno i nagle jakoś dziwnie bez szacunku. - Mówiłam, to były naturalne, absolutnie bezpieczne środki. Wybacz, kochana, ale w tej dziedzinie jestem większym niż ty autorytetem. Wiem, że niezmiernie trudno przychodzi ci akceptować czyjś autorytet, ale w tym przypadku jestem zmuszona ci go narzucić. I nie mówmy już o tym.

— Jak chcesz — Yennefer zacisnęła usta. - No, chodź, dziewczyno. Czasu za dużo nie mamy, grzechem byłoby go tracić.

Ciri z trudem opanowała drżenie rąk, przełknęła ślinę, spojrzała pytająco na Nenneke. Arcykapłanka miała twarz poważną i jakby zmartwioną, a uśmiech, którym odpowiedziała na nieme pytanie, był brzydko sztuczny.

— Pójdziesz teraz z panią Yennefer — powiedziała. - Przez pewien czas pani Yennefer będzie twoją opiekunką.

Ciri opuściła głowę, zacisnęła zęby.

— Z pewnością zdziwiona jesteś — ciągnęła Nenneke — że nagle bierze cię pod opiekę Mistrzyni Magii. Ale ty jesteś rozsądną dziewczynką, Ciri. Domyślasz się, co jest powodem. Odziedziczyłaś po przodkach pewne… właściwości. Wiesz, o czym mówię. Przychodziłaś do mnie, wtedy, po tych snach, po nocnych alarmach w dormitorium. Ja nie umiałam ci pomóc. Ale pani Yennefer…

— Pani Yennefer — przerwała czarodziejka — zrobi to, co należy. Idziemy, dziewczyno.

— Idź — kiwnęła głową Nenneke, nadaremnie próbując nadać uśmiechowi choćby pozory naturalności. - Idź, dziecko. Pamiętaj, że mieć za opiekuna kogoś takiego, jak pani Yennefer, to wielki zaszczyt. Nie przynieś wstydu świątyni i nam, twoim nauczycielkom. I bądź posłuszna.

Ucieknę dziś w nocy, postanowiła Ciri. Z powrotem do Kaer Morhen. Ukradnę konia ze stajni i tyle mnie będą widzieli. Ucieknę!

— Akurat — powiedziała półgłosem czarodziejka.

— Słucham? — kapłanka podniosła głowę. - Co mówiłaś?

— Nic, nic — uśmiechnęła się Yennefer. - Zdawało ci się. A może to mnie się zdawało? Spójrz no na twoją podopieczną, Nenneke. Zła jak kotka. Iskry w oczach, tylko patrzeć, jak parsknie, a gdyby umiała położyć uszy, zrobiłaby to. Wiedźminka! Trzeba będzie ostro wziąć za karczek, spiłować pazurki.

— Więcej wyrozumiałości — rysy arcykapłanki stwardniały wyraźnie. - Proszę, okaż jej serce i wyrozumiałość. Ona naprawdę nie jest tą, za kogo ją uważasz.

60
{"b":"100372","o":1}