Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Ale nie Kain strzelał z tej broni. To morderstwo popełnił Carlos: to zostało potwierdzone. Kaliber jak przy wcześniejszych morderstwach, trzy opisy nieznanego, ciemnowłosego mężczyzny z jakaś torbą, na trzecim i czwartym piętrze magazynu w dzielnicy portowej. Nigdy nie było najmniejszych wątpliwości co do tego, ze Lelanda zamordował Carlos.

– Na miłość boską! – krzyknął oficer. – Już jest po fakcie, po tym zabójstwie! Tak czy inaczej, ktoś chciał się pozbyć Lelanda, nie przyszło ci to do głowy? Gdybyśmy wiedzieli o Kainie, być może potrafilibyśmy ochronić Lelanda. On był własnością wojska. Niech to diabli, może żyłby jeszcze dzisiaj!

– Mało prawdopodobne – odrzekł spokojnie Gillette. – Leland nie nadawał się do życia w bunkrze. A zważywszy na jego styl życia, nie całkiem jasne ostrzeżenie nic by nie dało. Gdyby zresztą nawet nasze strategie były zgodne ze sobą, to ostrzeganie Lelanda odniosłoby ujemny skutek.

– W jakim sensie? – zapytał cierpko Mnich.

– Oto pełniejsze wyjaśnienie. Nasz informator powinien był skontaktować się z Kainem między dwunastą a trzecia rano 23 sierpnia na rue Sarasin. Leland miał się zjawić dopiero dwudziestego piątego. Jak mówiłem, gdyby to zagrało, schwytalibyśmy Kaina. Nie zagrało – Kain nie pokazał się w ogóle.

– A wasz informator upierał się przy współpracy tylko z wami – powiedział Abbott. – Z wyłączeniem wszystkich innych.

– Tak – potwierdził Gillette, próbując bez powodzenia ukryć zakłopotanie. – Tak jak my to ocenialiśmy, niebezpieczeństwo grożące Lelandowi zostało wyeliminowane – co okazało się prawdą, jeśli chodzi o Kaina – natomiast szansę na schwytanie go były większe niż kiedykolwiek przedtem. Wreszcie znaleźliśmy kogoś, kto był skłonny wyjść z ukrycia i zidentyfikować Kaina. Czy którykolwiek z panów rozegrałby to inaczej?

Milczenie. Tym razem przerwane przez powolną wypowiedź domyślnego kongresmana z Tennessee.

– Chryste Panie… co to za zbieranina plotących trzy po trzy facetów!

Milczenie ostatecznie zakończył swoim refleksyjnym tonem Dawid Abbott.

– Pozwoli pan, że powitam w pańskiej osobie pierwszego uczciwego człowieka przysłanego z Kapitelu. Żaden z nas nie omieszkał zauważyć, że nie oszołomiła pana wysubtelniona atmosfera panująca w tym bardzo utajnionym otoczeniu. To pocieszające.

– Przedstawiciel Kongresu chyba nie w pełni pojmuje delikatność…

– Och, zamknij się, Peter – odezwał się Mnich. – Wydaje mi się, że przedstawicie! Kongresu chce coś powiedzieć.

– Tylko parę słów – odparł Walters. – Sadziłem, że wszyscy, panowie, macie więcej niż dwadzieścia jeden lat; to znaczy wyglądacie na mających co najmniej dwadzieścia jeden lat, a skoro osiągnęliście ten wiek, to należałoby się po was spodziewać czegoś lepszego. Należałoby się spodziewać, że potraficie prowadzić inteligentne rozmowy, wymieniać informacje, zachowując poufność, i szukać wspólnych rozwiązań. Zamiast tego sprawiacie takie wrażenie, jakbyście byli zgrają dzieciaków wskakujących na jakąś idiotyczną karuzelę i kłócących się o to, komu przypadnie tandetny pierścionek z tombaku. To skandal, żeby tak marnować pieniądze podatników.

– Zbytnio pan to upraszcza – wpadł mu w słowo Gillette. – Mówi pan o jakichś utopijnych organach do ustalania faktów. Nic takiego nie istnieje.

– Mówię o ludziach sensownych, proszę pana. Jestem prawnikiem i zanim trafiłem do tego koszmarnego cyrku, miałem na co dzień do czynienia ze stopniowaniem poufności. Cóż w tym nowego?

– A do czego pan zmierza? – spytał Mnich.

– Chcę uzyskać wyjaśnienia. Od ponad osiemnastu miesięcy zasiadam w podkomisji Izby Reprezentantów do spraw zabójstw. Przekopałem się przez tysiące stron zapełnionych setkami nazwisk i zawierających drugie tyle teorii. Nie ma chyba takiego domniemanego spisku ani takiego potencjalnego mordercy, o którym bym nie wiedział. Mam z tymi nazwiskami i tymi teoriami do czynienia już bez mała dwa lata i wreszcie doszedłem do wniosku, że niczego więcej się nie dowiem.

– Powiedziałbym, że pańskie kwalifikacje robią wielkie wrażenie – przerwał Abbott.

– Tak zakładałem; dlatego właśnie zgodziłem się przewodniczyć w Nadzorze. Sądziłem, że mogę wnieść jakiś konkretny wkład, ale teraz nie jestem tego taki pewny. Nagle zacząłem się zastanawiać, co ja w tej chwili robię.

– Dlaczego? – zapytał Manning, domyślając się odpowiedzi.

– Ponieważ siedzę tutaj i słucham, jak wy czterej omawiacie operację, która trwa trzy lata przy zaangażowaniu całych siatek personelu, informatorów i ważnych placówek wywiadu w różnych punktach Europy, a wszyscy oni koncentrują się na osobie mordercy, którego „rejestr dokonań” jest zadziwiający. Czy dobrze oddaję istotę rzeczy?

– Proszę mówić dalej – odparł spokojnie, z wyrazem skupienia na twarzy, trzymający fajkę Abbott.

– Kto to jest? Kto to, do cholery, jest, ten Kain?

16

Milczenie trwało dokładnie pięć sekund, w którym to czasie oczy jednych spotkały się z oczyma innych obecnych, ten i ów chrząknął i nikt nie poruszył się na swoim krześle. Było to tak, jakby bez żadnej dyskusji podejmowano decyzję – na unik nie można sobie pozwolić. Kongresmana Efrema Waltersa, przybyłego spomiędzy wzgórz Tennessee, z przystankiem w „Yale Law Review”, nie da się zbyć byle jakim opowiadaniem o tajnikach manipulacji wywiadu. Mydlenie oczu jest wykluczone.

Dawid Abbott położył fajkę na stole – ten cichy dźwięk stanowił uwerturę.

– Im mniej reklamuje się kogoś takiego jak Kain, tym lepiej dla wszystkich.

– To nie jest odpowiedź – rzekł Walters. – Ale przypuszczam, że jest to początek odpowiedzi.

– Tak. On jest zawodowym mordercą, to znaczy specjalistą wyszkolonym w stosowaniu najróżniejszych sposobów pozbawiania życia. Ta sprawność jest na sprzedaż; ani polityka, ani jakiekolwiek motywy osobiste nie mają w jego przypadku znaczenia. Zajmuje się tym tylko dla zysku i jego zyski rosną – wprost proporcjonalnie do reputacji.

Kongresman przytaknął.

– A więc tłumiąc tę reputację tak bardzo, jak to możliwe, przeciwdziałacie darmowej reklamie.

– Właśnie tak. Na tym świecie jest sporo maniaków mających zbyt wielu prawdziwych albo wyimaginowanych wrogów – łatwo trafiliby do Kaina, gdyby wiedzieli o jego istnieniu. Niestety więcej, niż byśmy sobie życzyli, już trafiło do niego; dotychczas bez żadnej wątpliwości można przypisać Kainowi trzydzieści osiem morderstw i ze dwanaście do piętnastu z pewną dozą prawdopodobieństwa.

– To jest ten jego „rejestr dokonań”?

– Tak. I my przegrywamy tę bitwę. Po każdym kolejnym mordzie jego reputacja wzrasta.

– Przez jakiś czas nie działał – powiedział Knowlton z CIA. – Niedawno przez kilka miesięcy sądziliśmy, że on sam wpadł. Było parę zdarzeń z takim prawdopodobieństwem, w których sami mordercy zostali zlikwidowani: sądziliśmy, że mógł być jednym z nich.

– Na przykład? – spytał Walters.

– Pewien bankier w Madrycie, który przekazywał łapówki Europolitan Corporation dla uzyskania zakupów ze strony rządów państw afrykańskich. Został zastrzelony z pędzącego samochodu na Paseo de la Castellana. Ale jego szofer-goryl trafił i kierowcę, i mordercę; przez pewien czas uważaliśmy, że tym mordercą był Kain.

– Pamiętam ten wypadek. Kto mógł za to zapłacić?

– Wszelkie możliwe firmy – odparł Gillette – które chciały sprzedawać chwilowym dyktatorom pozłacane samochody albo instalacje sanitarne.

– Co jeszcze? Kto jeszcze?

– Szejk Mustafa Kalig w Omanie – powiedział pułkownik Manning.

– Jak donoszono, został zabity w czasie nieudanego puczu.

– Niezupełnie tak – mówił dalej oficer. – Nie było żadnej próby puczu. Informatorzy G-2 co prawda potwierdzali, że Kalig nie jest popularny, ale inni szejkowie nie są durniami. Historia z puczem była kamuflażem zabójstwa, którego nie powstydziłby się żaden zawodowy morderca. By uwiarygodnić kłamstwo, dokonano egzekucji trzech niezdyscyplinowanych pionków z korpusu oficerskiego. Jakiś czas sądziliśmy, że jednym z tych ludzi był Kain – termin akcji zbiega się z okresem braku aktywności Kaina.

– Kto miałby zapłacić Kainowi za zamordowanie Kaliga?

– Sami nieraz stawialiśmy sobie to pytanie – rzekł Mannmg. – Jedynej możliwej odpowiedzi udzielił pewien informator, który twierdził, że wie, jak było, ale nie mogliśmy tego w żaden sposób sprawdzić. Mówił on, że Kain zrobił to, by udowodnić, iż jest to do zrobienia. Przez niego. Szejkowie naftowi podróżują z najlepszą ochroną na świecie.

– Było też kilkadziesiąt innych wypadków – dodał Knowlton. – Przypadki prawdopodobne, gdzie tak samo zabijano mocno chronione osobistości i pojawiali się informatorzy, którzy obciążali Kaina.

– Rozumiem. – Kongresman wziął ze stołu sprawozdanie dotyczące Zurychu. – Ale domyślam się, że nie wiecie, kto to jest.

– Nie było nawet dwóch podobnych rysopisów – wtrącił Abbott. Kain jest najwidoczniej mistrzem w maskowaniu się.

– A jednak ktoś go widział, ktoś z nim rozmawiał. Wasi informatorzy, ten facet w Zurychu; żaden z nich nie zechce być może się ujawnić, żeby złożyć zeznania, ale z pewnością ich przepytaliście. Musieliście uzyskać coś spójnego, coś musieliście uzyskać.

– Uzyskaliśmy bardzo dużo – odrzekł Abbott – ale nie spójny rysopis. Po pierwsze, Kain nigdy nie pozwala, by go widziano przy dziennym świetle. Spotkania odbywa w nocy, w ciemnych pokojach albo alejach. Jeśli kiedykolwiek spotkał się – jako Kain – z dwiema osobami naraz, to nam nic o tym nie wiadomo. Mówiono nam też, że nigdy nie stoi, zawsze siedzi – albo na krześle stojącym w kącie jakiejś kiepsko oświetlonej restauracji, albo w zaparkowanym samochodzie. Czasem nosi mocne okulary, czasem jest w ogóle bez okularów: podczas jednego rendez-vous ma ciemne włosy przy innej okazji blond albo rude, lub też ma na głowie kapelusz.

– Jaki język?

– Tu jesteśmy bliżsi prawdy – powiedział dyrektor CIA, któremu zależało na przedstawieniu tego, co ustaliła jego firma. – Biegle angielski i francuski oraz kilka dialektów orientalnych.

– Dialektów? Jakich dialektów? Czy nie należałoby raczej najpierw powiedzieć o jakimś języku?

53
{"b":"97694","o":1}