Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Tak. Wiedziałem. To wszystko, co mogę powiedzieć.

– Ale skąd?

– Chciałbym znać odpowiedź na to pytanie. Nie znam.

– Możesz zrobić mi drinka?

– Oczywiście. – Jason wstał i podszedł do biurka. Do dwóch szklanek nalał whisky i spojrzał na Marie. – Mam zadzwonić po lód? Herve szybko przyniesie.

– Nie. Nie przyniesie wystarczająco szybko. – Trzasnęła tygodnikiem o łóżko i rzuciła Bourne’owi gniewne spojrzenie. – Zaraz zwariuję!

– To będzie nas dwoje.

– Chciałabym ci wierzyć. Wierzę ci. Ale ja… ja…

– Nie masz pewności – dokończył Bourne. – Ja też nie. – Podał jej szklankę. – Czego chcesz się ode mnie dowiedzieć? Co mogę powiedzieć? Czy jestem jednym z żołnierzy Carlosa? Czy złamałem nakaz milczenia lub lojalności i dlatego znam metodę egzekucji?

– Przestań!

– Często tak sobie mówię. „Dość tego. Przestań”. Nie myśl, próbuj sobie przypomnieć, ale jak już będziesz blisko, naciśnij pedał hamulca. Nie posuwaj się zbyt daleko, zbyt głęboko. Zdemaskujesz jedno kłamstwo, tylko po to, by pojawiło się dziesięć kolejnych pytań w nim zawartych. Może to jest jak przebudzenie po długim pijaństwie, kiedy nie jesteś pewny, z kim się biłeś lub spałeś lub… do diabła z tym… kogo zabiłeś.

– Nie!… Ty jesteś sobą – Marie położyła nacisk na ostatnie słowo. – Nie zabieraj mi tego.

– Nie chcę. Sobie też nie chcę tego odebrać. – Jason wrócił do krzesła i usiadł na nim z twarzą zwróconą do okna. – Przeczytałaś o… metodzie egzekucji… Ja natomiast przeczytałem o czymś innym. Wiedziałem o tym tak jak o Howardzie Lelandzie. Nawet nie musiałem tego czytać.

– Czego?

Bourne sięgnął po egzemplarz „Time’a” sprzed czterech lat. Złożony na pół tygodnik otwarty był na stronie, na której widniał rysunek brodatego mężczyzny. Szkic był toporny, nieprzekonywający, tak jakby rysownik korzystał z mętnego opisu. Podał magazyn Marie.

– Przeczytaj – powiedział. – Zaczyna się po lewej stronie, pod nagłówkiem „Postać z bajki czy potwór?”. A potem chcę się zabawić w pewną grę.

– Grę?

– Tak. Przeczytałem tylko dwa pierwsze ustępy; musisz mi uwierzyć na słowo.

– W porządku. – Marie przyglądała mu się ze zdziwieniem. Opuściła tygodnik, tak by padało na niego światło i zaczęła czytać.

POSTAĆ Z BAJKI CZY POTWÓR?

Przez ponad dekadę imię Carlosa wymieniano szeptem w zaułkach tak różniących się między sobą miast, jak Paryż, Teheran, Bejrut, Londyn, Kair, Amsterdam. Jest uważany za terrorystę doskonałego, przez co należy rozumieć, że dla niego morderstwo i zabójstwo jest celem samym w sobie, pozbawionym jakiegokolwiek politycznego podłoża. Istnieją jednak konkretne dowody, że organizował on egzekucje dla takich grup ekstremalnych radykałów, jak OWP i Baader-Meinhof, czerpiąc z tego duże zyski. Występował w tych przypadkach zarówno w roli instruktora, jak i wykonawcy wyroków pobierającego wygórowane honoraria. W wyniku jego sporadycznych kontaktów z tymi organizacjami, a także wewnętrznych konfliktów w ich łonie, zaczyna wyłaniać się coraz bardziej wyraźny obraz Carlosa. Pojawiają się bowiem powodowani pragnieniem zemsty informatorzy.

Choć opowieści o jego wspaniałych wyczynach ukazują świat przemocy i konspiracji, materiałów wybuchowych i jeszcze bardziej wybuchowych spisków, szybkich samochodów i jeszcze szybszych kobiet – jednak fakty wydają się wskazywać na interesujące połączenie teorii ekonomicznych Adama Smitha i sensacyjnej prozy Iana Fleminga. Carlos zostaje zredukowany do ludzkich wymiarów i z tej kondensacji wyłania się prawdziwie przerażający człowiek. Romantyczno-sadystyczna postać z bajki zmienia się w błyskotliwego, ociekającego krwią potwora, który handluje zabójstwami z precyzją znawcy rynku potrafiącego właściwie oszacować płace, wydatki i podział pracy w podziemnym światku. To skomplikowany interes, a Carlos jest mistrzem w wycenianiu jego wartości w dolarach.

Szkic do portretu Carlosa rozpoczyna się od jego domniemanego nazwiska, równie dziwnego jak sama profesja właściciela, Iljicz Ramirez Sanchez. Powiadają, że jest Wenezuelczykiem, synem niezbyt wybitnego, ale fanatycznie oddanego sprawie marksistowskiego adwokata (Iljicz jest wyrazem hołdu dla Włodzimierza Iljicza Lenina, co poniekąd tłumaczy okazjonalne ciągoty Carlosa w stronę lewackiego terroryzmu), który wysłał młodego chłopca do Rosji, by tam zdobył podstawy wykształcenia, między innymi w dziedzinie szpiegostwa w radzieckim ośrodku w Nowogrodzie. Jego obraz z tego okresu jest nieco mniej wyraźny; na pierwszy plan wysuwają się pogłoski i spekulacje. Według nich jedna z komórek Kremla, która z myślą o przyszłej infiltracji bezustannie zajmuje się obserwacją zagranicznych studentów, rozpracowała go. Wyniki tej obserwacji nie wprawiły ich w zachwyt. Carlos był paranoikiem, dla którego dobrze ulokowana bomba lub kula rozwiązywała wszystkie problemy. Komórka poleciła odesłać młodego człowieka do Caracas i zerwać wszelkie kontakty z jego rodziną. W rezultacie – odrzucony przez Moskwę i wrogo nastawiony do zachodnich społeczności – Sanchez zabrał się do budowy własnego świata, w którym był niekwestionowanym przywódcą. Czy istnieje lepsza droga, by zostać apolitycznym zabójcą, z którego płatnych usług mogą korzystać klienci wszelkiej politycznej i ideologicznej maści?

W owym czasie wizerunek znów nabiera ostrzejszych konturów. Sanchez, biegle władający wieloma językami, włączając w to ojczysty hiszpański, jak również rosyjski, francuski i angielski, wykorzystał swoje zdobyte w ZSRR umiejętności jako niezwykle pomocne w doskonaleniu metod, działania. Po wydaleniu z Moskwy następne miesiące poświęcił na naukę; niektóre źródła podają, że pod kubańskim patronatem, w szczególności Che Guevary. Posiadł wiedzę i umiejętności w posługiwaniu się wszelkiego rodzaju bronią i materiałami wybuchowymi; nie było takiej broni, której nie potrafiłby rozłożyć i złożyć z zawiązanymi oczami; nie było materiału wybuchowego, którego nie rozpoznałby po zapachu lub smaku. Umiał je detonować na tuzin różnych sposobów. Był gotów. Na swoją bazę operacyjną wybrał Paryż; w świat poszła wieść, że pojawił się człowiek do wynajęcia, który mógł zabić każdego, nawet kogoś, kogo inni by się nie odważyli.

Po raz kolejny wizerunek staje się mniej wyraźny. Chodzi o brak metryki urodzenia i inne zagadki. Właściwie ile lat ma Carlos? Jak wiele zamachów można mu przypisać, a ile jest mitem – rozpowszechnianym przez niego samego lub innych? Korespondenci akredytowani w Caracas nie byli w stanie odszukać metryki urodzenia Ramireza Iljicza Sancheza. Z drugiej strony, w Wenezueli żyją miliony Sanchezów i setki Sanchezów w zestawieniu z Ramirezem. Ale nie ma żadnego o imieniu Iljicz figurującym na początku. Czy zostało dodane później, czy też celowo je opuszczono? To ostatnie pasowałoby do dbałości Carlosa o szczegóły. Panuje zgodna opinia, że zabójca ma od trzydziestu pięciu do czterdziestu lat. Nikt naprawdę nie wie ile.

TRAWIASTY PAGÓREK W DALLAS?

Jedynym faktem, którego nikt nie podaje w wątpliwość, są zyski osiągnięte po kilku pierwszych zabójstwach, które pozwoliły mu założyć organizację, mogącą wzbudzić zazdrość u specjalistów od zarządzania w General Motors. To szczytowe osiągnięcie kapitalizmu: lojalność i służba egzekwowane za pomocą strachu i nagrody. Konsekwencja nielojalności jest natychmiastowa śmierć: w przypadku wiernej służby pojawiają się profity: szczodre premie i olbrzymie pieniądze na wydatki. Wygląda na to, że organizacja ma wszędzie swoich starannie dobranych przedstawicieli i te niebezpodstawne pogłoski nasuwają oczywiste pytanie: Skąd wzięły się początkowe zyski? Kto był pierwszą ofiarą?

Zabójstwo, wokół którego powstało najwięcej spekulacji, miało miejsce trzynaście lat temu w Dallas. Mimo wielu dyskusji na temat zamordowania Johna F. Kennedy’ego, nikt w zadowalający sposób nie potrafił wyjaśnić sprawy obłoku dymu unoszącego się nad porośniętym trawą pagórkiem trzysta metrów od autostrady. Dym został sfilmowany przez kamerę; dwa mikrofony w policyjnych radiostacjach na motocyklach zarejestrowały odgłos lub odgłosy. Nie znaleziono jednak łusek ani odcisków stóp. W rzeczywistości jedna informacja na temat tak zwanego „trawiastego pagórka” została uznana za tak nieistotną, że zatonęła w aktach śledztwa prowadzonego przez FBI w Dallas i nigdy nie pojawiła się w raporcie Komisji Warrena. Informacja pochodziła od przygodnego obserwatora. K.M. Wrighta z North Dallas, który podczas śledztwa zeznał, co następuje:

– Do diabła, jedynym sukinsynem w pobliżu był stary Billy „Płótniak”, a stał ze dwieście metrów dalej.

„Billy”, o którym mowa, to podstarzały włóczęga z Dallas. Wielokrotnie widziano go, jak żebrał w miejscach odwiedzanych przez turystów. Przydomek „Płótniak” pochodził stąd, że miał zwyczaj owijania butów w płótno, by wzbudzić współczucie. Według informacji naszego korespondenta zeznanie Wrighta nigdy nie zostało opublikowane. Sześć tygodni temu, podczas śledztwa w Tel-Awiwie załamał się pewien schwytany libański terrorysta. Błagając o darowanie życia powiedział, że ma informacje wyjątkowej wagi o zabójcy Carlosie. Wywiad izraelski przekazał raport do Waszyngtonu; nasz korespondent w Kapitelu uzyskał dostęp do jego fragmentów.

Zeznanie: Carlos był w Dallas w listopadzie 1963 roku. Podawał się za Kubańczyka i opracował plan działania dla Oswalda. Sam ubezpieczał akcję. To była jego operacja.

Pytanie: Jakie masz na to dowody?

Zeznanie: Słyszałem, jak o tym opowiadał. W czasie zamachu był na małym nasypie porośniętym trawą. Ukrył się za występem. Do karabinu przymocował druciany chwytak na łuski.

Pytanie: Nie ma na ten temat żadnych zeznań. Dlaczego nikt go nie widział?

Zeznanie: Widziano go, ale nikt nie wiedział, że to on. Przebrał się za starego człowieka w postrzępionym płaszczu, a buty owinął w płótno, żeby nie pozostawić śladów na ziemi.

Informacje uzyskane od terrorysty to nie dowód, ale nie powinny być lekceważone. Zwłaszcza kiedy dotyczą czołowego zamachowca, nazywanego mistrzem podstępu. To zeznanie zostało poparte innymi, zadziwiająco zgodnymi dowodami, zawartymi w nie publikowanych oświadczeniach dotyczących tego nigdy do końca nie wyjaśnionego kryzysu narodowego. Trzeba traktować to z powagą. Tak jak wielu innych ludzi, nawet w odległy sposób związanych z wypadkami w Dallas, „Płótniaka” Billy’ego kilka dni potem znaleziono martwego. Przyczyną śmierci było przedawkowanie narkotyku. Wszyscy znali go jako starego pijaka, notorycznie upijającego się tanim winem; lecz nikt nie widział, żeby kiedykolwiek zażywał narkotyki. Nie było go na nie stać.

43
{"b":"97694","o":1}