Литмир - Электронная Библиотека
A
A

«Co takiego? – Hugh popatrzył na mnie okrągłymi jak spodki oczyma. – Pokój panny Rossi też splądrowano? Czy w hotelu ucierpiał ktoś jeszcze?»

«Bardzo wątpię» – odparłem ponuro.

Siedzieliśmy w ogródku jednej z restauracji w Budzie, nieopodal Góry Zamkowej, skąd mieliśmy przepyszny widok na Dunaj i rozciągający się na jego drugim brzegu Peszt z masywną sylwetką gmachu parlamentu. Na dworze wciąż jeszcze było jasno i zaróżowione przedwieczorną łuną niebo odbijało się barwnie w falach rzeki. Hugh specjalnie wybrał to miejsce. Jak mi wyjaśnił, pojawiali się tam budapeszteńczycy w różnym wieku, włóczyli się po ulicach, przystawali przy kamiennej balustradzie, poniżej której toczył swe wody Dunaj, podziwiając z zachwytem wspaniałą panoramę, jakby zawsze było im jej mało. Hugh zamówił kilka miejscowych potraw, które kazał mi próbować, oraz wszechobecny, brązowy, chrupiący chleb. Zaordynowaliśmy też butelkę tokaju, wyśmienitego wina tłoczonego w północno-zachodnich Węgrzech, jak wyjaśnił mi Anglik. Obaj już przekroczyliśmy nasze budżety uniwersyteckie, moją zaliczkę na poczet doktoratu (James zachichotał, kiedy powiedziałem mu, jak bardzo opaczne pojęcie o mojej pracy miał profesor Sandor), fundusz Hugh przeznaczony na studia na Bałkanach i pieniądze, które dostał a conto książki o osmańskich miastach w Europie. Miała ona niebawem ukazać się drukiem.

«Czy coś wam ukradziono?» – zapytał Hugh, napełniając kieliszki.

«Nic – mruknąłem posępnie. – Oczywiście nie zostawiłem w pokoju ani pieniędzy, ani cennych rzeczy, a mój paszport spoczywa zapewne bezpiecznie albo na biurku, albo już na komendzie policji».

«Czego więc szukali?» – zapytał Hugh, wznosząc toast kieliszkiem wina.

«To bardzo długa historia – odparłem z ciężkim westchnięciem. – Ale dokładnie pasuje do pewnych rzeczy, o których powinniśmy porozmawiać^

Skinął głową.

«W porządku, mów».

«Jeśli później ty opowiesz mi swoją historię».

«Naturalnie».

Aby dodać sobie animuszu, wypiłem pół kieliszka wina i zacząłem wszystko od początku. Opowiedziałem ze szczegółami całą historię Rossiego. Niczego nie opuściłem, by Hugh później powiedział mi wszystko, co sam wie. Słuchał w milczeniu i dopiero kiedy wspomniałem o decyzji Rossiego, żeby podjąć badania w Stambule, podskoczył jak oparzony.

«Na Boga! – wykrzyknął. – Też myślałem o tym, żeby udać się tam osobiście… to znaczy wrócić, gdyż wcześniej bywałem w tym mieście dwukrotnie. Ale nigdy nie tropiłem tam Draculk.

«Zaoszczędzę ci zatem fatygi».

Tym razem to ja napełniłem kieliszki i zrelacjonowałem dokładnie przygody Rossiego w Stambule, po czym opowiedziałem o tajemniczym zniknięciu profesora. Hugh milczał jak zaklęty, ale jego odrobinę wyłupiaste oczy jeszcze bardziej wyszły na wierzch. Następnie opisałem spotkanie z Helen, nie ukrywając prawdziwych powodów, dla których poszukuje Rossiego. Poinformowałem go szczegółowo o naszych podróżach i poszukiwaniach aż do tej chwili. Nie pominąłem też wątku Turguta.

«Sam więc widzisz – zakończyłem – że nie dziwi mnie to, iż ktoś wywrócił nasze pokoje do góry nogami».

«No tak – mruknął Hugh i nieco się zasępił. Wbiliśmy już w siebie wprawdzie masę mięsa, przypraw i pikli, a mimo to Anglik z wyraźnym żalem odłożył nóż i widelec. – Nasze nieoczekiwane spotkanie rzeczywiście daje wiele do myślenia. Jednocześnie strapiła mnie wieść o zniknięciu profesora Rossiego… bardzo strapiła i zdumiała. To dziwne. Gdybyś nie opowiedział mi tej historii, nie wpadłoby mi do głowy, że Rossi do tego stopnia zaangażował się w tropienie Draculi, iż porzucił swoje zwykłe badania. Ale i mnie przez cały czas dręczyły paskudne odczucia dotyczące mojej książki».

«Widzę, że nie rozbudziłem jednak w tobie ciekawości swoją opowieścią, jak się spodziewałem».

«Te książki… – powiedział z zadumą. – Naliczyłem ich już cztery: moją, twoją, profesora Rossiego i tę, należącą do profesora ze Stambułu. To bardzo dziwne, że istnieją tylko cztery takie woluminy».

«A może spotkałeś się z Turgutem Borą? – zapytałem. – W Stambule byłeś już kilkakrotnie».

Potrząsnął przecząco głową.

«Nie, nawet nigdy nie słyszałem jego imienia i nazwiska. Ale to literaturoznawca, nie miał więc okazji bywać na wydziale historycznym czy brać udziału w naszych sympozjach. Byłbym jednak niebywale rad, gdybyś przy najbliższej, sprzyjającej okazji mnie z nim poznał. Nigdy nie byłem w archiwum, o którym wspomniałeś, lecz czytałem o nim w Anglii i myślałem nawet, by przy najbliższej okazji je odwiedzić. Rzeczywiście, zaoszczędziłeś mi fatygi, jak sam to powiedziałeś. Nigdy nie pomyślałbym o tym stworze jako o mapie… Mówię o wizerunku smoka w książce. To niesamowity pomysł».

«Tak, zwłaszcza że jest to kwestia życia lub śmierci profesora Rossiego – burknąłem. – Ale teraz kolej na ciebie. Jak wszedłeś w posiadanie swojej książki?»

Spojrzał na mnie z poważnym wyrazem twarzy.

«W przeciwieństwie do okoliczności, w jakich ty i dwaj twoi znajomi dostaliście swoje, ja o mojej nie wiem nic poza tym, że ją dostałem, choć nie mam zielonego pojęcia, skąd i od kogo. Muszę zresztą opowiedzieć ci całą historię. – Długo milczał, a ja odniosłem nieprzeparte wrażenie, iż to wyznanie nie będzie dla niego sprawą prostą. – Widzisz, studia na Oksfordzie ukończyłem przed dziewięciu laty, po czym zacząłem wykładać na Uniwersytecie Londyńskim. Moja rodzina, mieszkająca w okręgu jezior w Górach Kumbryjskich, nie była zamożna. Robiła wszystko i ja też – abym zdobył jak najlepsze wykształcenie. W szkole publicznej czułem się trochę na uboczu, ale w tamtych czasach bardzo pomógł mi wuj. Nauce poświęcałem więcej czasu niż inni i osiągałem celujące oceny. Historia od samego początku była moim ukochanym przedmiotem^

Wytarł usta serwetką i potrząsnął głową, jakby wspominał czasy młodzieńczych fantazji.

«Pod koniec drugiego roku na uniwersytecie zrozumiałem, że idzie mi całkiem dobrze, co jeszcze dodawało mi ochoty do dalszej nauki. Wtedy przyszła wojna i wszystko się skończyło. Byłem właśnie na trzecim roku studiów na Oksfordzie. Słyszałem o Rossim, ale nigdy go osobiście nie spotkałem. Musiał wyjechać do Ameryki kilka lat wcześniej, nim wstąpiłem na uniwersytet».

Potarł brodę dużą, niezbyt wypielęgnowaną dłonią.

«Najbardziej przepadałem za studiami, ale kochałem też ojczyznę, więc zaciągnąłem się do marynarki. Wysłano mnie do Włoch, a następnie, w rok później, z powrotem do kraju, z poranionymi kończynami».

Dotknął szyi tuż nad kołnierzykiem białej, bawełnianej koszuli z krótkimi rękawami, jakby zdziwiony, że nie widzi krwi.

«Szybko wróciłem do zdrowia i robiłem wszystko, by ponownie znaleźć się na froncie, ale mnie nie puszczono. W wyniku eksplozji na okręcie miałem uszkodzone jedno oko. Wróciłem więc do Oksfordu, gdzie nie zważając na dźwięk syren, pracowałem nad pracą magisterską i skończyłem ją pisać tuż po zakończeniu wojny. Byłem w tamtym czasie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi mimo wszystkich ograniczeń i braków. Zniknęło straszliwe widmo wojny, ukończyłem studia, a dziewczyna mieszkająca w moim rodzinnym miasteczku, którą kochałem nad życie, zgodziła się za mnie wyjść. Nie miałem pieniędzy, wszędzie brakowało żywności, ale ja, siedząc w swoim pokoju, zajadałem sardynki i pisałem do dziewczyny płomienne listy miłosne. Pracowałem jak szatan, przygotowując się do egzaminów… chyba nie masz nic przeciwko temu, że ci o tym wszystkim mówię? Pod koniec przypominałem cień człowieka».

Sięgnął po butelkę z tokajem, ale flaszka była już pusta, więc z ciężkim westchnieniem odstawił ją ponownie na stół.

«Prawie przeszedłem już tę próbę ognia. Datę ślubu wyznaczyliśmy na koniec czerwca. Wieczorem, przed końcowym egzaminem, do bardzo późnych godzin nocnych przeglądałem jeszcze raz notatki. Wiedziałem, że materiał mam wykuty na blachę, ale nie mogłem jakoś przestać. Siedziałem w rogu biblioteki mojego college'u, w zacisznym kącie skrytym między regałami, skąd nie musiałem patrzeć na innych, podobnych do mnie maniaków, wertujących notatki.

W tej niewielkiej bibliotece znajdowało się wiele wspaniałych dzieł. Pozwoliłem więc sobie na chwilę wytchnienia i sięgnąłem po tomik sonetów Drydena, stojący na półce tuż obok mnie. Po chwili jednak doszedłem do wniosku, że powinienem raczej trochę odpocząć od słowa pisanego i zapalić papierosa. Odstawiłem więc książkę na półkę i wyszedłem na dziedziniec. Była przepiękna, wiosenna noc. Ćmiłem papierosa i rozmyślałem o Elspeth, szykującej już dla nas przytulny, wiejski domek, oraz o moim najlepszym przyjacielu, który zginął nad polami naftowymi w Ploeszti – bombardował je wraz z Amerykanami – a następnie wróciłem do biblioteki. Ku memu zdumieniu tomik Drydena znów leżał na blacie mego stolika, zupełnie jakbym wcale nie odstawiał go na półkę. Pomyślałem, że od nadmiaru nauki zaczyna mieszać mi się w głowie. Odwróciłem się więc, by odstawić książkę na miejsce, lecz na półce nie było wolnego miejsca. Miałem pewność, że Dryden stał obok Dantego, ale tam znajdowała się inna książka. Miała bardzo stary grzbiet z wygrawerowanym niewielkim wizerunkiem jakiegoś stworzenia. Zdjąłem ją z regału, a ona otworzyła mi się w ręku na… sam wiesz».

Twarz mu śmiertelnie pobladła. Zaczął gorączkowo szukać czegoś w kieszeniach spodni i w końcu wyciągnął paczkę papierosów.

«Nie palisz? – zapytał, zaciągając się mocno dymem. – Zaintrygowało mnie tajemnicze pojawienie się książki, jej starodawny wygląd i złowróżbny wizerunek smoka – tak samo jak ciebie i twoich znajomych. O trzeciej nad ranem w czytelni od dawna nie było już bibliotekarzy, więc zszedłem do katalogów i zacząłem w nich szperać. Natknąłem się tylko na Vlada Tepesa i jego ród. Ponieważ na książce nie było bibliotecznego stempla, zabrałem ją ze sobą do domu.

Marnie spałem tamtej nocy, a rano z trudem skupiałem się nad egzaminem. Myślałem tylko o tym, by udać się do jakichś-innych bibliotek, być może nawet do samego Londynu, i poszperać w ich zbiorach. Ale choć nie miałem na to czasu, nieustannie nosiłem książkę ze sobą i przeglądałem ją przy każdej nadarzającej się okazji. Raz złapała mnie na tym Elspeth, a kiedy jej wszystko wyjaśniłem, znienawidziła książkę. Choć od ślubu dzieliło nas tylko pięć dni, nie przestawałem myśleć o tym woluminie, nieustannie jej o nim opowiadałem, aż w końcu kategorycznie zabroniła mi o tej książce wspominać.

73
{"b":"97494","o":1}