«A wiesz czyja?"
«Tak, twoja".
«Dlaczego? Ja tylko ją znalazłem na moim… – Wyraz jego twarzy powstrzymał mnie przed dalszymi pytaniami. W półmroku zalegającym pokój Rossi sprawiał wrażenie o dziesięć lat starszego. – Dlaczego mówisz, że jest moja?"
Rossi powoli wstał zza biurka, podszedł do małej drabinki, wspiął się po niej po dwóch stopniach i wyciągnął niewielką książkę w ciemnej oprawie. Przez chwilę obracał ją w dłoniach, po czym niechętnie mi ją podał.
«Co o tym myślisz?" – zapytał.
Książka była mała, oprawiona w aksamit jak stary modlitewnik, bez żadnych napisów na grzbiecie i froncie. Spięta była mosiężnym klipsem. Otworzyła się natychmiast pośrodku. Na rozłożonych stronach ujrzałem swego… mówię swego… smoka. Tym razem znów miał wysunięte szpony, w rozwartej paszczy bielały ogromne kły, w pazurach powiewał ten sam proporzec z gotyckim napisem.
«Naturalnie – powiedział Rossi. – Znam to doskonale. To druk z Europy Środkowej, z około tysiąc pięćset dwunastego roku – pisany już ruchomą czcionką".
Powoli kartkowałem książkę. Na pierwszych stronicach nie było ani tytułów, ani paginacji.
«Co za dziwny zbieg okoliczności".
«Poplamiła ją morska woda, zapewne podczas podróży przez Morze Czarne. Nawet Smithsonian Institution nie jest w stanie powiedzieć, co działo się podczas tego rejsu. Ostatnio poddałem ją analizie chemicznej. Kosztowało mnie to trzysta dolarów. Dowiedziałem się, że znajduje się na niej kurz sprzed tysiąc siedemsetnego roku. Ponadto osobiście udałem się do Stambułu, by dowiedzieć się czegoś więcej o pochodzeniu tej książki. Ale najdziwniejszy jest sposób, w jaki ją zdobyłem".
Oddałem mu stary i kruchy starodruk.
«Gdzie ją kupiłeś?" – zapytałem.
«Znalazłem ją na swoim biurku, kiedy byłem jeszcze magistrem".
Po krzyżu przeszedł mi zimny dreszcz.
«Na biurku?"
«W moim gabineciku w uniwersyteckiej bibliotece. Też takie mamy. Ich tradycje sięgają aż siedemnastowiecznych klasztorów".
«Ale… ale skąd masz tę książkę? Czy to jakiś prezent?"
«Może. – Rossi tajemniczo się uśmiechnął. Najwyraźniej panował nad swym zachowaniem. – Jeszcze filiżankę kawy?"
«Poproszę" – odparłem ze ściśniętym gardłem.
«Wszelkie moje wysiłki znalezienia jej właściciela zawiodły. Biblioteka nie przyznawała się do tej księgi. O tym woluminie nie wiedziano nawet w bibliotece British Museum, która oferowała mi za niego znaczną cenę".
«I nie chciałeś go sprzedać?"
«Oczywiście, że nie. Przecież lubię zagadki. To sól i pieprz każdego historyka. To nagroda za to, że spogląda historii prosto w oczy i mówi: «Wiem, kim jesteś. I nie oszukasz mnie»".
«Więc co? Czy sądzisz, że ten większy egzemplarz został wykonany przez tego samego drukarza w tym samym czasie?"
Zabębnił palcami po okiennym parapecie.
«Od wielu lat o tym nie myślałem… a w każdym razie starałem się nie myśleć. Ale tak naprawdę sprawa ta ciągle mi ciąży. – Wskazał czarną lukę między książkami. – Na tej najwyższej półce jest wiele braków. Książki, o których wolę nie myśleć".
«Ale tę możesz tam wstawić. Nie ma książek niezastąpionych".
«Nie ma" – odparł do wtóru z ponownym świstem ekspresu do kawy.
W tamtych czasach wciąż brakowało mi snu i byłem przepracowany. Zniecierpliwiony zapytałem:
«A twoje badania? Chodzi mi nie tylko o analizy chemiczne. Czy próbowałeś dowiedzieć się czegoś więcej?"
«Próbowałem – ujął w drobne dłonie kubek z kawą. – Obawiam się, że muszę powiedzieć ci coś więcej – dodał cicho. – Być może muszę też prosić cię o wybaczenie… sam zrozumiesz dlaczego… jakkolwiek nigdy świadomie nie przekazywałem tego swoim studentom. Żadnemu z nich. Uśmiechnął się smutno. – Słyszałeś o Vladzie Tepesie-Palowniku?"
«Tak, o Draculi. Feudalnym księciu z Karpat, znanym jako Bela Lugosi".
«Był nim… lub jednym z nich. Starożytny ród, którego najbardziej odrażający przedstawiciel doszedł do władzy. I ty wpadłeś na jego trop w bibliotece… prawda? To zły znak. Kiedy w tak dziwaczny sposób trafiła do mnie książka i przeczytałem to słowo… jak też nazwy Transylwania, Wołoszczyzna, Karpaty…"
Zastanawiałem się, czy był to zawoalowany komplement… Rossi lubił studentów bez reszty oddanych nauce, ale nie chciałem przerywać jego zwierzeń.
«Tak więc Karpaty. Zawsze stanowiły mistyczne miejsce dla historyków. Jeden z uczniów Occama wybrał się w tamte strony – podejrzewam, że przez czystą głupotę – a wynikiem jego wyprawy była śmieszna broszurka zatytułowana Filozofija zgrozy. Niewątpliwie historia Draculi jest zagmatwana i pełna znaków zapytania. W piętnastym wieku władał Wołoszczyzną hospodar, znienawidzony zarówno przez poddanych, jak i imperium osmańskie. Uważany jest za jednego z najokrutniej szych tyranów Europy. Szacuje się, iż podczas swoich rządów zamordował co najmniej dwadzieścia tysięcy rodaków z Wołoszczyzny i Transylwanii. Dracula znaczy dosłownie «syn tego, który nazywał się Dracul» – syna smoka. Jego ojciec wziął udział w krucjacie cesarza rzymskiego Zygmunta i został przez władcę wprowadzony do Zakonu Smoka [4] . Istnieją dokumenty świadczące, iż ojciec Draculi, w ramach politycznych przetargów, oddał Turkom syna jako zakładnika, gdzie młodzieniec, poznawszy tortury stosowane przez Osmanów, nabrał do nich zamiłowania. – Rossi potrząsnął głową. – Tak czy owak Vlad zginął w walce z Turkami lub też zabili go przez pomyłkę jego żołnierze. Pochowano go na wyspie na jeziorze Snagov, znajdującym się obecnie na terenie zaprzyjaźnionej z nami Rumunii. Wspomnienie o nim stało się legendą, zwłaszcza wśród przesądnych wieśniaków. A pod koniec dziewiętnastego wieku skandalizujący i melodramatyczny autor – Abraham Stoker – wziął na warsztat Draculę i dostosował go do swojej wyobraźni, tworząc z niego wampira. Vlad Tepes. był niewiarygodnym okrutnikiem, ale naturalnie żadnym wampirem. W samej książce Stokera nie ma ani jednej wzmianki o Vladzie. Jego Dracula wspomina tylko o wspaniałej przeszłości swego rodu – wielkich wojowników zwalczających Turków. – Rossi ciężko westchnął. – Ale Stoker zgromadził wszystkie przydatne mu legendy o wampirach – również te pochodzące z Transylwanii, choć sam Vlad Dracula rządził Wołoszczyzną graniczącą tylko z Transylwanią. W dwudziestym wieku legendy te wskrzesiło Hollywood. I tu zakończyło się moje nonszalanckie podejście do tych spraw".
Rossi odsunął filiżankę i założył ręce na piersi. Przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby nie był w stanie kontynuować opowieści.
«Mogę sobie żartować z legend, które są w monstrualny sposób skomercjalizowane, ale nie z wyników swoich badań. Tak naprawdę, nie mogłem ich opublikować, częściowo właśnie z powodu tych legend. Pomyślałem sobie, że nikt nie potraktowałby mnie poważnie. Istniał jednak jeszcze inny powód".
Jego słowa zastanowiły mnie. Przecież Rossi nie pozostawiał ani jednego swego odkrycia bez publikacji. Dzięki temu był wyjątkowo płodnym pisarzem i naukowcem. Dlatego okrzyknięto go mianem geniusza. Stąd też srogo napominał studentów, by postępowali tak samo, żeby niczego nie pomijali ze swych badań.
«To, co odkryłem w Stambule, było zbyt istotne, by nie potraktować tego poważnie. Być może popełniłem błąd, zachowując wszystko dla siebie – i mówiąc uczciwie, wszystko to wywołując – ale każdy z nas ma swe przesądy i zabobony. Obawiam się, że i mnie trafiły się jako historykowi. – Westchnął, jakby wahał się ciągnąć dalej opowieść. – Widzisz, dzieje Vlada Draculi zawsze studiowano w ogromnych archiwach Europy Środkowej i Wschodniej, a w końcu w jego rodzinnym kraju. Karierę przecież zaczął, zażarcie walcząc z Turkami w obronie chrześcijaństwa, ale żaden z badaczy nie spojrzał na jego legendę z punktu widzenia źródeł osmańskich. Zrozumiałem to w Stambule, kiedy sekretnie zająłem się inną tematyką niż gospodarka wczesnej Grecji. Z czystej złośliwości".
Milczał dłuższą chwilę, spoglądając z zamyśleniem w okno.
«Powinienem cię poinformować o tym, co odkryłem w stambulskich zbiorach, a o czym później starałem się nie myśleć. Ale i tak odziedziczyłeś jedną z tych sympatycznych ksiąg. – Położył ciężko dłoń na obu. Jeśli sam ci o wszystkim nie opowiem, podążysz po prostu moim śladem, być może ryzykując jeszcze bardziej. – Z ponurym uśmiechem popatrzył na blat biurka. – W każdym razie zaoszczędzę ci wielkiej pracy pisania o subwencję".
Zachichotałem cicho. Na Boga, do czego zmierzał? Pomyślałem, że może nie doceniałem jego dziwacznego poczucia humoru. Może był to tylko wyrafinowany żart… może miał w swej bibliotece dwa egzemplarze złowrogiej księgi i jeden z nich podłożył mi na biurku, wiedząc, że i tak się z nią do niego zgłoszę. I wyjdę na durnia. Ale w świetle stojącej na biurku lampy jakby nagle posiwiał. Był nieogolony. Twarz mu się zapadła. Pochyliłem się w jego stronę.
«Co właściwie chcesz mi powiedzieć?" – zapytałem.
«Dracula… – urwał. – Dracula… Vlad Tapes… On ciągle żyje".
– Wielki Boże! – wykrzyknął mój ojciec, patrząc na zegarek. – Dlaczego mi nie przerwałaś? Już prawie dziewiętnasta.
Wsunęłam zziębnięte dłonie w rękawy kurtki.
– Nie wiem – powiedziałam. – Ale proszę, nie przerywaj tej opowieści. Proszę.
Nieoczekiwanie twarz mego ojca stała się wprost nierealna. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że mógłby być… nie wiem, jak to nazwać. Umysłowo niezrównoważonym? Czyżby stracił rozsądek na ten krótki czas, kiedy opowiadał mi tę historię?
– Za późno na tak długą opowieść.
Ojciec sięgnął po filiżankę, ale po chwili ją odstawił. Zauważyłam, że trzęsą się mu ręce.
– Proszę, mów dalej – powiedziałam. Puścił moją prośbę mimo uszu.
– Już sam nie wiem, kiedy cię straszę swymi opowieściami, a kiedy po prostu nudzę. A ty zapewne pragniesz usłyszeć prostą, jednoznaczną historię o smokach.
– Przecież mówiłeś o smoku – odrzekłam. Chciałam też, by dokończył zaczętą opowieść. – Nawet o dwóch. Czy przynajmniej jutro opowiesz mi tę historię do końca?