«Jak tu pięknie – oświadczyła spontanicznie Helen, odwracając się do naszego gospodarza. Zapamiętałem, jak uroczo wyglądała, kiedy w chwilach szczerości miękły twarde rysy jej twarzy. – Jak w Baśniach tysiąca i jednejnocy '«.
Turgut roześmiał się i niedbale machnął ręką, ale najwyraźniej był bardzo rad z pochwały.
«To wszystko jest zasługą i dziełem mojej żony – wyjaśnił. – Uwielbia naszą dawną sztukę i rzemiosło. Wiele przepięknych przedmiotów dostaliśmy od jej rodziny. Zapewne znalazłoby się tutaj kilka rzeczy pochodzących z czasów imperium sułtana Mehmeda. – Przesłał mi serdeczny uśmiech. – Nie umiem parzyć tak dobrej kawy jak ona… sama mi to zresztą powiedziała… ale zajmę się wami najlepiej, jak umiem».
Posadził nas na niskich meblach, a mnie ogarnął błogi nastrój na widok tych starodawnych i wypieszczonych przedmiotów oznaczających komfort: poduszki, dywan, a przede wszystkim otomany.
Turgut chciał zająć się nami najlepiej, jak umiał, a to oznaczało lunch, który przyniósł z niewielkiej kuchni mieszczącej się po drugiej stronie holu. Zdecydowanie odrzucił naszą pomoc. Przechodziło moje pojęcie, jak szybko i z jaką wprawą wokół wszystkiego się zakrzątnął. Zapewne przygotował posiłek wcześniej. Wniósł na tacach sosy i sałatki, na salaterce kawałki melona, mięso duszone w warzywach, kurczaka na szpadkach, wszechobecne ogórki utarte z jogurtem i czosnkiem, kawę oraz wielką ilość ciasteczek obtoczonych w orzechach i miodzie. Jedliśmy z wilczym apetytem, a Turgut nas tylko zachęcał, podsuwając coraz to nowe smakołyki.
«Nie mogę pozwolić na to, by moja żona pomyślała, że was głodziłem^
Lunch zakończyliśmy szklanką wody z czymś białym i słodkim, co stało w dzbanuszku pośrodku stołu.
«01ejek różany – wyjaśniła Helen, próbując odrobinę tego specjału. Bardzo smaczny. W Rumunii też to piją».
Wlała do szklanki kilka kropel białego, gęstego płynu i wypiła to wszystko ze smakiem. Poszedłem jej śladem. Nie byłem pewien, jaki skutek wywrze ten specjał na moje trawienie, ale nie była to pora na takie zmartwienia.
Kiedy już prawie pękaliśmy z przejedzenia, oparliśmy się plecami o niskie otomanki. Wtedy dopiero zrozumiałem, jak doskonale wypoczywa się na nich po obfitym posiłku. Turgut popatrzył na nas z zadowoleniem.
«Naprawdę nie chcecie więcej jeść?»
Helen wybuchnęła śmiechem i cicho jąknęła, ale Turgut i tak ponownie napełnił nasze szklanki różaną wodą, a filiżanki kawą.
«Zatem dobrze. Porozmawiajmy teraz o rzeczach, których nie mieliśmy jeszcze okazji przedyskutować. Po pierwsze, jestem zdumiony, że pan również zna profesora Rossiego, ale zupełnie nie rozumiem waszego związku z tą sprawą. Jest pańskim promotorem, młody człowieku?»
Przysiadł obok nas na otomanie i wyczekująco pochylił się w naszą stronę.
Zerknąłem pytająco na Helen, a ona lekko skinęła głową. Przez chwilę zastanawiałem się, czy to olejek różany sprawił, że tak szybko pozbyła się podejrzeń.
«Profesorze Bora, obawiam się, że nie do końca byliśmy z panem szczerzy. Ale musi pan zrozumieć, iż nasza misja jest bardzo dziwaczna, a nie wiedzieliśmy, komu ufać».
«Doskonale to rozumiem – odparł z uśmiechem. – Jesteście chyba bardziej przezorni, niż sami sądzicie».
Helen znów skinęła głową, więc ciągnąłem dalej:
«Profesorem Rossim interesujemy się ze szczególnych powodów. Nie tylko dlatego, że jest moim promotorem, ale też ze względu na to, iż przekazał nam pewne informacje… przekazał je konkretnie mnie… po czym… hmmm… znikł».
«Znikł, przyjacielu?» – zapytał Turgut, przeszywając mnie ostrym spojrzeniem.
«Tak».
Opowiedziałem mu o moich związkach z Rossim, o wspólnej pracy nad moją dysertacją i o dziwnej książce, jaką znalazłem w swym bibliotecznym gabineciku. Kiedy zacząłem opisywać tę książkę, Turgut gwałtownie wyprostował się na otomanie, splótł kurczowo dłonie, ale nie odezwał się słowem i jeszcze uważniej słuchał mojej opowieści. Opowiedziałem, jak zaniosłem tę książkę do Rossiego oraz o tym, jak on znalazł swoją. Trzy książki – pomyślałem, wstrzymując oddech. Teraz już wiedzieliśmy o istnieniu trzech książek… magiczna liczba. Ale jaki dokładnie istniał między nimi związek – bo jakiś przecież musiał istnieć? Poinformowałem Turguta, że Rossi zrelacjonował mi swoje badania w Stambule… tu profesor Bora potrząsnął w oszołomieniu głową… oraz o jego odkryciu w archiwum, iż wizerunek smoka pokrywał się z zarysami starodawnych map.
Opisałem okoliczności zniknięcia Rossiego, opowiedziałem o groteskowym cieniu, jaki na chwilę pojawił się w oknie jego gabinetu, o tym, jak rozpocząłem własne badania, nie do końca jeszcze wierząc w jego opowieść. Zamilkłem na chwilę i popatrzyłem na Helen. Nie chciałem mówić o niej bez jej przyzwolenia. Poruszyła się na otomanie, obrzuciła nas spokojnym wzrokiem i ku memu zdumieniu podjęła temat. Przekazała Turgutowi wszystko o sobie. Mówiła niskim, czasami schrypniętym głosem o swych narodzinach, o prywatnej zemście, jaką zamierzała wywrzeć na profesorze Rossim, o gorączkowych studiach nad dziejami Draculi i zamiarze poszukiwania śladów tej legendy właśnie w Stambule. Turgut uniósł brwi tak wysoko, że prawie dotykały wypomadowanej czupryny spadającej mu na czoło. Jej słowa, głęboka, czysta artykulacja, klarowność umysłu, a także lekkie rumieńce na policzkach wywołały na jego twarzy wyraz niekłamanego podziwu. Po raz pierwszy ogarnęły mnie wyrzuty sumienia, że początkowo odnosiłem się do niego dosyć nieufnie.
Kiedy Helen skończyła, długą chwilę siedzieliśmy pogrążeni w milczeniu. Zielone, słoneczne światło napływające przez okna do pokoju jakby zgęstniało. Ogarnęło mnie jeszcze większe poczucie nierealności całej sytuacji.
«Pani doświadczenia są wprost zdumiewające i jestem wdzięczny, że pani mi o nich opowiedziała – przerwał milczenie Turgut. – Przykro mi jest z powodu smutnych kolei losów pani rodziny, panno Rossi. Chciałbym wiedzieć, co tak naprawdę skłoniło profesora Rossiego, że napisał do mnie, iż nic nie wie o naszym archiwum. To było oczywiste kłamstwo, prawda? Ale to straszne, że tak wyśmienity naukowiec zaginął bez śladu. Profesor Rossi został za coś ukarany… lub wciąż ponosi karę. Nawet teraz, gdy tak tu siedzimy».
W jednej chwili odzyskałem trzeźwość umysłu, jakby podmuch wpadającego przez okna wiatru odpędził ogarniającą mnie ociężałość po obfitym posiłku.
«Ale skąd ma pan taką pewność? Jeśli to prawda, jak, na Boga, go odnajdziemy?»
«Podobnie jak wy jestem racjonalistą, ale instynkt podpowiada mi, że tamtego wieczoru profesor Rossi wyznał panu prawdę. Potwierdzają to słowa starego bibliotekarza z archiwum, że jakiś zagraniczny uczony uciekł stamtąd śmiertelnie wystraszony. Nie wspominając już o tym, iż w rejestrze odwiedzin natrafiłem na nazwisko profesora Rossiego i nie zapominając o wzmiance o smużce diabelskiej krwi… A teraz jeszcze owa przerażająca anormalność: jego nazwisko… nazwisko przy tytule napisanego przez niego artykułu… dodane w jakiś przedziwny sposób do bibliografii przechowywanej w archiwum. Wszystko to wprawia mnie w okropne zmieszanie. Słusznie postąpiliście, przyjaciele, przyjeżdżając do Stambułu. Jeśli jest tu profesor Rossi, znajdziemy go. Od dawna już zastanawiam się, czy przypadkiem grobowiec Draculi nie znajduje się właśnie w tym mieście. Przyszło mi do głowy, że jeśli ktoś ostatnio umieścił nazwisko Rossiego w bibliografii, to może i sam Rossi przebywa gdzieś w tych okolicach. Wierzycie, iż Rossiego można znaleźć w miejscu pochówku Draculi. W tej kwestii możecie na mnie całkowicie polegać. Czuję… że jestem wam to winny».
«Profesorze Bora, mam jeszcze jedno pytanie. – Helen popatrzyła nań zwężonymi oczyma. – Jak to się stało, że wczoraj wieczorem pojawił się pan w tej samej restauracji co my? To zbyt wiele jak na zwykły zbieg okoliczności. Zjawił się pan tam zaraz po naszym przybyciu do miasta, gdzie szukaliśmy archiwum, którym pan interesował się od lat».
Turgut wstał z otomany, sięgnął po niewielkie miedziane pudełko leżące na bocznym stoliku i poczęstował nas papierosami. Odmówiłem, ale Helen wzięła jednego i pozwoliła, by Turek podał jej ogień. Sam też zapalił. Przez chwilę spoglądali na siebie ze zrozumieniem, a ja, w subtelny sposób, poczułem się wykluczony z towarzystwa. Tytoń miał delikatną i bardzo wytworną woń. Zastanawiałem się, czy jest to ów słynny, turecki tytoń, tak wysoko ceniony w Stanach Zjednoczonych. Turgut wydmuchnął z płuc dym, a Helen zrzuciła z nóg pantofle i podwinęła pod siebie na otomanie nogi. Od tej strony jeszcze jej nie znałem. Pod wpływem czyjejś serdecznej gościnności stawała się kobietą pełną wdzięku i gracji.
«W jaki sposób spotkałem się z wami w restauracji? – odezwał się z zadumą w głosie Turgut. – Ha, kilkakrotnie sam zadawałem siebie to pytanie, i nie mam na nie odpowiedzi. Ale szczerze wam mówię, przyjaciele, kiedy siadałem przy sąsiednim stoliku, nie wiedziałem, kim jesteście ani po co przybyliście do Stambułu. To prawda, czasami zachodzę do tego lokalu, gdyż jest to moja ulubiona restauracyjka w starej dzielnicy. Tak samo wczoraj do niej wpadłem, a gdy zobaczyłem, że poza mną przebywa tam jedynie dwoje cudzoziemców, zatęskniłem za towarzystwem i nie chciałem samotnie tkwić w kącie. Moja żona twierdzi, że jestem beznadziejny z tym nieustannym zawieraniem nowych znajomości.
Uśmiechnął się, strząsnął tytoń z papierosa na miedzianą popielniczkę i podsunął naczynie Helen.
«Ale nie ma w tym chyba nic nagannego, prawda? Tak czy owak, kiedy zorientowałem się, że zainteresowani jesteście moim archiwum, byłem zaskoczony i do żywego poruszony, a teraz, kiedy poznałem opowiedzianą przez was nadzwyczajną historię, czuję się w jakiś sposób waszym wspólnikiem w Stambule. Ostatecznie dlaczego trafiliście akurat do mojej ulubionej restauracji? Dlaczego poszedłem na kolację z moją książką? Wiem, że traktuje mnie pani podejrzliwie, ale nie potrafię odpowiedzieć na pytanie. Mogę tylko oświadczyć, że ów zbieg okoliczności budzi we mnie głębokie nadzieje. Więcej jest rzeczy dziwnych na niebie i ziemi… .»
Popatrzył na nas z zadumą, twarz miał otwartą i szczerą. Malował się na niej wyraz ogromnego smutku.
Helen wydmuchnęła smugę dymu z tureckiego tytoniu w rozświetloną słonecznym blaskiem przestrzeń.