Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Wyciągnąłem do niej ramiona.

Lisa lubiła się przytulać. Na początku ja nie bardzo, po pięćdziesięciu latach, w czasie których zawsze spałem sam. Ale bardzo szybko spodobało mi się. I właśnie w takiej sytuacji podjęliśmy na nowo naszą przerwaną rozmowę. Po prostu leżeliśmy, trzymając się nawzajem w ramionach, i rozmawialiśmy o różnych sprawach. Nikt jeszcze nie mówił nic o miłości, ale ja wiedziałem, że ją kocham. Nie miałem pojęcia, co z tym począć, ale coś na pewno się wymyśli. – Masa krytyczna – odezwałem się. Potarła mnie nosem w szyję i ziewnęła. – Co masz na myśli?

– Jaka by ona miała być? Wydaje się, że miałaby olbrzymią inteligencję. Taka szybka, taka wszechwiedząca. Jak Bóg. – Możliwe.

– Czy nie… panowałaby nad naszym życiem? Chyba zadaję to samo pytanie, od którego zacząłem. Czy kontrolowałaby świat? Zamyśliła się na dłuższą chwilę. – Zastanawiałam się, czy miałaby co kontrolować. To znaczy, po co by jej to było? Jak moglibyśmy dojśc do tego, czego ona chce? Czy na przykład chciałaby, żeby oddawano jej cześć? Wątpie. Czy chciałaby "zracjonalizować ludzkie zachowanie, by wyeliminować wszelkie emocje", jak zapewne jakiś komputer z filmu sf z lat pięćdzisiątych powiedział do znajdującej się w opałach pięknej heroiny? Można mówić o świadomości, ale co to słowo właściwie znaczy? Ameba musi mieć świadomośc. Mają ją zapewne rośliny. W jednym neuronie może być jakiś stopień świadomości. Nawet w układzie scalonym. Nie wiemy nawet, czym jest nasza własna świadomość. Nigdy nie umieliśmy naświetlić tego do końca, przeanalizować, zrozumieć, skąd pochodzi i dokąd idzie, kiedy umieramy.Stosowanie ludzkich wartości do czegoś takiego, jak owa hipotetyczna świadomość sieci komputerowej, byłoby bardzo głupie. Nie widzę żadnej możliwości interakcji między nią a świadomością ludzką. Ona może nawet nas nie zauważać, tak jak my nie zauważamy komórek w naszym ciele albo neutrin przebiegających przez nas, albo wibracji atomów w otaczającym nas powietrzu. I doszło do tego, że musiała mi wyjaśnić, co to takiego neutrino. Jedna rzecz, którą zawsze mogłem jej zapewnić, to słuchacz-laik. A po tym wszystkim prawie całkowicie zapomniałem o naszym mitycznym hiperkomputerze. – A co się stało z twoim kapitanem? – spytałem Lisę znacznie później. – Naprawdę chcesz wiedzieć, Jankesie? – mruknęła sennie.

– Nie obawiam się tej informacji.

Usiadła i sięgnęła po papierosy. Wiedziałem już, że czasem paliła w chwilach stresu. Mówiła mi, że pali po kochaniu się, ale przy mnie było to tylko raz. W ciemności zamigotał płomyk zapalniczki. Słyszałem, jak wypuszcza dym. – Właściwie to majorem – odezwała się.

– Dostał awans. Czy chcesz wiedzieć, jak się nazywał? – Słuchaj, Lisa, ja nie chcę wiedzieć nic, jeśli mi sama tego nie chcesz powiedzieć. Ale jeśli mi powiesz, to mnie interesuje tylko, czy zajął się tobą. – Nie ożenił się ze mną, jeśli o to ci chodzi. Powiedział, że to zrobi, kiedy wiedział już, że musi wyjechać, ale odwiodłam go od tego. Może to najszlachetniejsza rzecz, jaką w życiu zrobiłam. A może najgłupsza. To nie przypadek, że wyglądam na Japonkę. Moja babkę zgwałcił w 1942 roku Japoniec z sił okupacyjnych. Babka była Chinką, zamieszkała w Hanoi. Tam urodziła się moja matka. Po Dien Bien Phu przeniosły się na południe. Moja babka umarła. Już jeśli ktoś był Chińczykiem, nie miał za dobrze, ale pół-Chinka i pół-Japonka miała jeszcze gorzej. Mój ojciec był pół-Francuzem i pół-Annamitą. Jeszcze jedna parszywa kombinacja. Nigdy go nie znałam. Tak więc stanowię historię Wietnamu w kapsułce. Papieros rozżarzył się raz jeszcze. – Mam twarz jednego dziadka, a wzrost innego. Oraz cycki z przemysłu chemicznego. Chyba tylko zabrakło mi amerykańskich genów, ale o nie starałam się dla moich dzieci. Kiedy zbliżał się upadek Sajgonu, usiłowałam dostać się do ambasady amerykańskiej. Nie udało się. Resztę znasz, aż do chwili, gdy znalazłam się w Tajlandii; i kiedy w końcu Amerykanie zauważyli mnie, okazało się, że mój major wciąż mnie szuka. Zapłacił za moją podróż tutaj i zdążyłam przyjechać, by zobaczyć, jak umiera na raka. Spędziłam z nim dwa miesiące, cały czas w szpitalu. – O mój Boże.

– Przyszła mi do głowy straszna myśl.

– To nie było też przez wojnę, prawda? To znaczy, historia twego życia… -…to historia gwałtu zadanego Azji. Nie, Victor. W każdym razie nie przez tę wojnę. On był wśród tych, którzy oglądali z bliska wybuchy atomowe, w Nevadzie. Był zbyt zdyscyplinowany, żeby się uskarżać, ale myślę, że wiedział, co go zabiło. – Kochałaś go?

– Co mam ci odpowiedzieć? Wyciągnął mnie z piekła.

Papieros znowu się rozjarzył, po czym zobaczyłem, jak go gasi. – Nie – odrzekła.

– Nie kochałam go. Wiedział o tym. Nigdy nikogo nie kochałam. Był mi bardzo bliski, był kimś szczególnym. Zrobiłabym dla niego prawie wszystko. Był dla mnie jak ojciec. – Poczułem, że patrzy w ciemnościach w moją stronę.

– Nie zapytasz, ile miał lat? – Koło pięćdziesiątki – odparłem. – Co do grosza. Czy ja mogę cię o coś zapytać?

– Twoja kolej chyba.

– Ile miałeś dziewczyn, odkąd wróciłeś z Korei?

Uniosłem dłoń i udawałem, że liczę na palcach.

– Jedną – powiedziałem w końcu.

– A ile, zanim się tam znalazłeś?

– Jedną. Zerwaliśmy, zanim mnie powołano.

– Ile w Korei?

– Dziewięć. Wszystkie w uroczym burdeliku pani prezydentowej w Pusanie. – Tak więc kochałeś się z jedną białą i dziesięcioma Azjatkami. Chyba żadna z pozostałych nie była taka wysoka, jak ja. – Koreanki mają też wydatniejsze policzki. Ale wszystkie miały takie same oczy, jak ty. Potarła nosem o moją pierś, wzięła głęboki oddech i westchnęła. – Ale z nas klawa para, co?

Przytuliłem ją i poczułem znowu na piersi jej gorący oddech. Myślałem o tym, jak zdołałem przeżyć tyle czasu bez tak prostego cudu, jak ten. – Tak. Myślę, że masz rację.

Tydzień później znowu pojawił się Osborne. Wyglądał na przybitego. Słuchał tego, co Lisa zdecydowała się mu przekazać, ale bez większego zainteresowania. Wziął od niej wydruk i przyrzekł dostarczyć go do działów, które się tym zajmowały. Ale nie zbierał się do odejścia. – Myślę, że powinienem to panu powiedzieć, Apfel – odezwał się w końcu. – Sprawa Gavina została zamknięta. Minęła chwila, nim przypomniałem sobie, że prawdziwe nazwisko Kluge'a brzmiało Gavin. – Koroner dawno już zdecydował, że to samobójstwo. Udawało mi się przez pewien czas trzymać sprawę otwartą na podstawie moich podejrzeń. – Skinął głową w kierunku Lisy. Oraz na podstawie tego, co ona powiedziała o tym liście samobójczym. Ale nie było po prostu żadnych dowodów. – To prawdopodobnie stało się szybko – powiedziała Lisa. Ktoś go wyłapał, dotarł do niego – to można zrobić; Kluge miał szczęście, że stało się to tak późno – i załatwił go tego samego dnia. – Pan nie uważa, że to było samobójstwo? – spytałem Osborne'a. – Nie. Ale ktokolwiek to zrobił, jest nadal na wolności, chyba że znajdzie się coś nowego. – Powiem panu, jeśli będę coś miała – rzekła Lisa.

– To inna sprawa – powiedział Osborne.

– Nie mogę już pani zezwolić na pracę tutaj. Władze miejskie przejęły dom wraz z jego zawartością. – Niech się pan o to nie martwi – odrzekła cicho Lisa. Nastąpiła chwila milczenia, w czasie której Lisa sięgnęła do leżącej na stoliku paczki papierosów, by wytrząsnąć z niej jednego; zapaliła go, wypuściła dym i odchyliła się do tyłu w fotelu obdarzając Osborne'a jednym ze swoich najbardziej nieprzeniknionych spojrzeń. Porucznik westchnął. – Nie chciałbym grać z panią w pokera – odezwał się.

– Co to miało znaczyć: "Niech się pan nie martwi"? – Kupiłam ten dom cztery dni temu. Wraz z zawartością. Jeśli wydarzy się coś, co pozwoli panu wznowić śledztwo w sprawie morderstwa, dam panu znać. Osborne poniósł zbyt ciężką porażkę, by odczuć gniew. Przyglądał się Lisie w milczeniu. – Chciałbym wiedzieć, jak pani to załatwiła.

– Nie zrobiłam nic nielegalnego. Może pan to sprawdzić. Zapłaciłam za to wszystko żywą gotówką. Dom został wystawiony na sprzedaż. Udało mi się uzyskać dobrą cenę na aukcji u szeryfa. – A co by było, gdybym posadził moich najlepszych ludzi nad tą transakcją? Żeby sprawdzili, czy nie ma w tym jakiejś lewej forsy? Może oszustwa? A jakbym poprosił FBI, żeby się temu przyjrzało? Obrzuciła go chłodnym spojrzeniem. – Bardzo proszę. Szczerze mówiąc, poruczniku Osborne, gdybym chciała, mogłabym ukraść ten cały dom, park Griffith oraz Autostradę Portową i nie sądzę, żeby udało się panu mnie złapać. – W takim razie, co ja mam robić?

– To samo, co przedtem. Ma pan zamkniętą sprawę i obietnicę ode mnie. – Nie podoba mi się, że pani ma to wszystko, jeśli można tym zrobić to, o czym pani mówiła. – Nie spodziewałam się, że będzie się panu podobało. Ale to nie pańska działka, prawda? Dom był przez jakiś czas własnością władz, poprzez zwykrła konfiskatę. Nie wiedzieli, co mają w ręku, i wystawili go na sprzedaż. – Może uda mi się nasłać tu Wydział Oszustw, żeby skonfiskowali pani oprogramowanie. Są w nim dowody przestępstw. – Zawsze wolno panu próbować – zgodziła się.

Patrzyli przez chwilę na siebie; Lisa wygrała ten pojedynek. Osborne potarł oczy i skinął głową. Potem uniósł się ciężko i powlókł do drzwi. Lisa zgasiła papierosa. Słyszeliśmy, jak porucznik odchodził dróżką. – Dziwię się, że tak łatwo ustąpił – odezwałem się.

– Ale czy ustąpił? Nie sądzisz, że spróbuje nalotu na dom? – To mało prawdopodobne. Wie, co jest grane. – Może poinformowałabyś i mnie?

– Po pierwsze, to nie jego działka i on o tym wie.

– Dlaczego kupiłaś dom?

– Powinieneś zapytać, jak.

Spojrzałem na jej twarz. Pod maską pokerzysty pojawił się cień rozbawienia. – Słuchaj, Lisa. Coś ty zrobiła?

– To pytanie zadał sobie Osborne. Znalazł właściwą odpowiedź, bo rozumie, jak działają maszyny Kluge'a. I wie, jak załatwia się różne sprawy. To nie był przypadek, że dom został wystawiony na sprzedaż, i nie przypadkiem byłam jedynym reflektantam. Wykorzystałam jednego z zaprzyjaźnionych radnych Kluge'a. – Przekupiłaś go?

10
{"b":"93892","o":1}