Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Muszę zadzwonić.

– Do kogo?

– Do kogoś, kto dla mnie pracuje. Uciekaj już, Emmy. Wpadnę na lunch. Nie zawracaj sobie głowy robieniem kawy. Przyniosę swoją.

– Tak łatwo się poddajesz? – uśmiechnęła się.

– Absolutnie nie. Po prostu wydaje mi się, że nie powinienem cię uczyć zbyt wielu rzeczy naraz. Postanowiłem na razie skupić swoje wysiłki na tych dziedzinach, w których wykazujesz znaczny talent.

Emelina poczerwieniała i szybko zbiegła ze schodów.

Na świecie było tylu mężczyzn. Dlaczego musiała się wplątać akurat w kogoś takiego, jak Julian Colter? Dlaczego nie mogła sobie znaleźć kogoś konserwatywnego, niegroźnego i bezpiecznego?

Godzinę później wyjrzała przypadkiem przez okno i ujrzała Juliana, który wychodził z domu z Kserk-sesem przy nodze. Obydwaj skierowali się w stronę wsi. Do automatu? W letnich domkach nie było telefonów. Do kogo Julian miał zamiar dzwonić? Emelina wzdrygnęła się na myśl o tym, do jakich osób dzwoni się w takiej sytuacji. Chcąc uwolnić umysł od myśli o mafii, skuliła się na krześle przy oknie i zaczęła pracę nad swym najnowszym wątkiem, ale z jakichś nieznanych powodów jej bohater zaczął wyraźnie przypominać Juliana Coltera.

Ten zaś zgodnie z obietnicą pojawił się w porze lunchu. Pod pachą miał termos z kawą, a przy nodze Kserksesa. Jedli lunch w atmosferze rodzinnej swojs-kości, gdy jednak Julian ani słowem nie wspomniał o swoich porannych telefonach, Emelina nie potrafiła pohamować ciekawości.

– No i co? – zapytała, nalewając kawę z termosu do filiżanek. – Czy ten telefon załatwił wszystko tak, jak chciałeś?

– Cardellini będzie tu dziś po południu – powiedział Julian spokojnie, przechylając się na oparcie krzesła.

– Kto to jest Cardellini?

– Mówiłem ci. Pracuje dla mnie.

– Tak, ale co właściwie dla ciebie robi?

– Zajmuje się dla mnie sprawami ochrony i bezpieczeństwa -wyjaśnił Julian łagodnie. W jego oczach pojawił się błysk, na widok którego Emelina zrezygnowała z zadawania dalszych pytań.

– Rozumiem – powiedziała słabo i zajęła się kawą. Cardellini rzeczywiście pojawił się po południu.

Emelina wyjrzała przez okno i przygryzła wargę na widok długiego, czarnego lincolna continentala, który zatrzymał się przed domem Juliana. Poważny, młody człowiek z ciemnymi włosami, ubrany w prążkowany garnitur, wysiadł z samochodu i przyjaźnie pogłaskał Kserksesa po łbie. Emelina mogłaby przysiąc, że zauważyła pod jego marynarką lekkie wybrzuszenie, jakie zwykle tworzy kabura pistoletu. Pięknie, pomyślała. Okazywało się, że wszystkie jej wyobrażenia o stylu życia Juliana Coltera miały pokrycie w rzeczywistości.

Opuściła zasłonę i z determinacją podniosła głowę do góry. Gdy zawierała ten układ, wiedziała, kim jest Julian. Nie ma sensu teraz się tym przejmować. Najważniejsze to powstrzymać Erica Leightona, a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że Julian Colter był w stanie to zrobić.

A skoro ona bierze w tym udział, to do końca, pomyślała. Wyjęła z szafy kurtkę i wyszła z domu. Zdecydowanie przeszła przez ulicę i wkroczyła na schody domu Juliana. Drzwi otworzył młody człowiek o pochmurnej twarzy.

– Jestem Emelina Strat ton – oświadczyła śmiało.

– Wpuść ją, Joe. Ta dama zarządza naszą małą operacją – zawołał Julian z kuchni. – Przyszła w samą porę, by zobaczyć, jak profesjonalista przyrządza doskonałą kawę.

Joe Cardellini poważnie skinął głową i odsunął się o krok. Emelina pospiesznie przemknęła obok niego i zajrzała do kuchni.

– Cześć, Julianie, pomyślałam, ze wpadnę na chwilę – powiedziała szybko.

Julian spojrzał na nią z ukosa.

– Chcesz powiedzieć, że przyszłaś sprawdzić, jak postępują nasze plany, tak? Poznaj Joe'ego Cardel-liniego. To jest człowiek, który zdobędzie dla ciebie dowody, jeśli będą jakieś do zdobycia.

Emelina uprzejmie wymieniła uścisk dłoni z młodym człowiekiem. Zauważyła, że nadal miał na sobie marynarkę, i ucieszyło ją to. Trudno byłoby prowadzić normalną rozmowę z człowiekiem, który ma przy sobie broń. Wolała tego nie widzieć.

– Miło mi pana poznać, panie Cardellini.

– Panno Stratton. – Skinął oficjalnie głową. Na jego twarzy malowała się spokojna rezerwa, która, zdaniem Emeliny, świadczyła o zbyt dużej ilości niewłaściwych doświadczeń życiowych. Uświadomiła sobie, że twarz Juliana miała ten sam wyraz. Jak to się stało, że wcześniej tego nie zauważyła?

Pospiesznie włączyła się w rozmowę.

– Co będziesz robił w tym domu, Joe? – zapytała z nadzieją, że ton jej głosu jest towarzyski i niezobowiązujący.

– Założę podsłuch i nagram to, co będzie się tam działo w najbliższą środę lub czwartek – wyjaśnił spokojnie.

– Och. – Emelina zmarszczyła brwi. Julian zaśmiał się za jej plecami.

– A ty myślałaś, że co on będzie robił, leżał na plaży i czekał, żeby zastrzelić Leightona, gdy ten się pojawi? To jest dwudziesty wiek, Emmy. Takie rzeczy robi się naukowo, używając najnowszych technologii. Chcesz dowodów? Będziesz je miała.

– Dziękuję -wymamrotała pokornie, nie patrząc na nich.

– Proszę bardzo. – Julian włączył ekspres do kawy.

– Strzelać będziemy później, jeśli będzie taka potrzeba. Emelina wzdrygnęła się.

– Jeśli będzie potrzeba? – wychrypiała.

– Jeśli nie uda nam się zdobyć wystarczających dowodów przeciwko Leightonowi, to będziemy musieli uciec się do bardziej prymitywnych metod, prawda?

– uśmiechnął się Julian szeroko.

16
{"b":"91877","o":1}