Byli obaj tak podnieceni możliwością rychłego rozwiązania tajemnicy, że zapomnieli o ewentualnych niebezpieczeństwach. Zapalili świecę i zbliżyli się do otworu w północno-zachodniej ścianie. Jakby na powitanie rozległo się przeciągłe:
– Aaaaa-uuuu-uuu-uu!
– Jęk – szepnął Pete.
– Słychać go było przez cały czas, Pete. Po prostu przywykliśmy do niego.
– Wydaje się teraz bliższy.
– Ponieważ dochodzi z tego tunelu! – Jupiter wyciągnął rękę, w której trzymał świecę. Silny prąd powietrza dobiegający z tunelu zdmuchnął płomień i równocześnie rozległo się głośne:
– Aaaaa-uuuuu-uuuu-uu!
Skoczyli w głąb tunelu. Po kilkunastu metrach otworzył się na małą grotę.
– Wiem, gdzie jesteśmy – powiedział Pete przyciszonym głosem.
– Osłoń światło latarki – szepnął Jupiter.
Okryli dłońmi światło latarek, tak że tylko lekka poświata wskazywała im drogę. Pete prowadził. Wszedł do tego samego tunelu, z którego zawrócił ich wcześniej rzekomy El Diablo. W miarę, jak posuwali się do przodu, jęk był coraz głośniejszy:
– Aaaaa-uuuuu-uuuu-uu!
Gdy zbliżyli się do poprzecznego tunelu, rozległ się odgłos kopania.
– O rany – szepnął Pete – chyba rzeczywiście ktoś kopie.
– Pewnie, że kopie. Chodź.
Skręcili w tunel o wyglądzie szybu kopalnianego. Poruszali się ostrożnie, jak mogli najciszej. Szyb był długi i prosty. W oddali dostrzegli łunę światła. Jupiter gestem dał znak Pete'owi, by zwolnił.
Źródło światła znajdowało się w otworze w bocznej ścianie szybu. Duża sterta większych i mniejszych kamieni leżała wokół otworu. Odgłos kopania był coraz wyraźniejszy.
Chłopcy przycupnęli za zwałowiskiem kamieni i ostrożnie zajrzeli do otworu. Ostre światło zmusiło ich do zmrużenia oczu. W tym samym momencie rozległ się znowu jęk, tak głośny, że odruchowo zatkali uszy. Rozniósł się echem wokół nich i powoli zamarł w oddali.
– O rany – szepnął Pete – aż mnie uszy rozbolały.
– Patrz! – syknął Jupiter, łapiąc Pete'a za ramię.
Ich wzrok przystosował się już do jasnego światła. W niewielkiej odległości zobaczyli pochyloną sylwetkę z szuflą w ręce. Pete wstrzymał oddech.
Człowiek wyprostował się nagle, odrzucił szuflę i ujął kilof. Przez moment jego twarz była widoczna w świetle latarni, a także białe włosy i długa, siwa broda – stary Ben Jackson.