Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Obawiam się, że nie będę miał czasu dziś odwieźć cię do Rocky Beach – powiedział pan Dalton. – Nie mam też nikogo wolnego z ciężarówką. Poczekaj lepiej parę dni.

– Ależ to zupełnie niepotrzebne, proszę pana. Proszę mnie tylko podrzucić do miasta. Pojadę stamtąd autobusem i ktoś przywiezie mnie z powrotem.

– Przygotuj się więc szybko – powiedział pan Dalton i wyszedł.

Pani Dalton spojrzała na Boba i Pete'a.

– Wy, chłopcy, też znajdźcie sobie jakieś zajęcie. Obawiam się, że mąż nie będzie miał dzisiaj czasu zająć się wami.

– Och, proszę się nie kłopotać, damy sobie radę – odparł Bob.

Chłopcy wrócili do swego pokoju. Jupiter pozbierał rzeczy potrzebne mu na drogę. Pakując je, wydawał pospieszne polecenia Bobowi i Pete'owi.

– Pojedźcie na rowerach do Santa Carla i kupcie tuzin zwykłych, dużych świec, a także trzy meksykańskie sombrera. Jest dzisiaj Fiesta w Santa Carla, więc na pewno sprzedają mnóstwo takich kapeluszy. Pani Dalton powiedzcie, że chcecie zobaczyć paradę.

– Trzy sombrera? – powtórzył Pete.

– Tak jest – odparł Jupiter bez dalszych wyjaśnień. – Bob, pójdź też w Santa Carla do biblioteki i postaraj się dowiedzieć jak najwięcej o historii Jęczącej Doliny i Diabelskiej Góry. Chodzi mi o ścisłe fakty, a nie legendy.

– Rozumiem. Po co właściwie jedziesz do Rocky Beach?

– Po ekwipunek do nurkowania, tak jak powiedziałem. Chcę także dać diament do zbadania u eksperta w Los Angeles. Z dołu rozległo się wołanie pana Daltona:

– Jupiter! Gotowy?

Zbiegli pospiesznie na dół. Jupiter wsiadł do kabiny pikapa i odjechał, nie wyjaśniwszy, co właściwie ma zamiar zrobić ze sprzętem do nurkowania.

Bob i Pete pomogli trochę pani Dalton w kuchni, po czym Bob pożyczył od niej kartę biblioteczną i ruszyli w drogę.

– Bawcie się dobrze, chłopcy! – wołała za nimi pani Dalton.

Droga do Santa Carla wiodła przez góry Południowej Kalifornii. Początkowo biegła przez rozległą dolinę, by następnie zacząć się wznosić ku górskiej przełęczy. Bob i Pete czuli miłe podekscytowanie wyprawą. Cieszyła ich perspektywa zobaczenia słynnej Fiesty. Jadąc, oddalali się od morza i słońce prażyło niemiłosiernie. Zauważyli, że wszystkie małe dopływy rzeki Santa Carla są wyschnięte. W pewnym punkcie droga przecinała szerokie koryto samej rzeki Santa Carla. Poniżej mostu rzeka wyschła zupełnie, niewielkie rośliny porastały jej spieczone słońcem dno.

Wkrótce szosa zaczęła się wznosić ku przełęczy San Mateo. Musieli zsiąść z rowerów i prowadzić je stromą serpentyną. Po prawej stronie otwierały się górskie kotliny, po lewej – wznosiła się stroma, skalista ściana gór. Chłopcy szli wolno w jaskrawym słońcu. Po długiej, żmudnej wędrówce osiągnęli wreszcie szczyt przełęczy. Przystanęli zmęczeni.

– Och! Popatrz! – wykrzyknął Pete, a Bob zawtórował mu pełnym zachwytu “Ach!”

Przed nimi rozciągała się zapierająca dech panorama. Brązowe góry opadały głęboko w dół. U ich podnóża zielona równina biegła ku błękitnym wodom oceanu. Miasto Santa Carla skryło się w słońcu, jego domy wyglądały jak białe pudełka wśród bezmiaru zieleni. Po tafli morza przesuwały się statki. W oddali zielone punkty wysp zdawały się płynąć.

Chłopcy podziwiali wciąż wspaniały widok, gdy rozległ się za nimi głuchy tętent kopyt końskich. Obrócili się gwałtownie. Zobaczyli pędzącego drogą, prosto na nich, jeźdźca na dużym, czarnym koniu, w obrzeżonej srebrem uździe. Srebro zdobiło też hiszpańskie siodło, o olbrzymim, błyszczącym w słońcu łęku.

Stali jak sparaliżowani, wpatrując się w szarżującego na nich konia. Jeździec był małym, szczupłym mężczyzną, o ciemnych oczach. Nosił czarne sombrero, krótki czarny żakiet, rozkloszowane dołem spodnie i czarną chustkę, skrywającą dolną część twarzy. Trzymał w ręce staroświecki, wycelowany wprost w chłopców pistolet.

El Diablo!

13
{"b":"91790","o":1}