Która właśnie wchodzi i mówi, Przepraszam, że kazałam na siebie czekać, skrzypienie drzwi i słowa zaskakują Raimunda Silvę, przyłapanego tyłem do drzwi, teraz odwracającego się w pośpiechu, Nic nie szkodzi, odpowiada, przyszedłem tylko po to, żeby, nie kończy zdania, także tę twarz jakby widział po raz pierwszy, tyle razy w tych dniach myślał o pani doktor Marii Sarze, a w końcu okazuje się, że nie myślał ojej obrazie, samo imię wypełniało całą przestrzeń przeznaczoną na wspomnienie, stopniowo wymazując włosy, oczy, rysy twarzy, ruchy rąk, potrafił jedynie ledwo rozpoznać gładkość jedwabiu, nie dlatego, że go kiedyś dotknął, to już wiemy, a trzeba też wyjaśnić, że nie uciekał się do dawnych wrażeń, aby niezdrowo wyobrażać sobie, jaki też mógł być ten jedwab, może się to wydawać niemożliwe, ale Raimundo Silva wie wszystko na temat tego jedwabiu, połysku, miękkiego układania się materiału, fałd przepływających jak przesypywany piasek, chociaż dzisiejszy kolor nie jest taki sam jak poprzednio, także on wyłania się z otchłani pamięci, jeśli nie jest brakiem szacunku cytowanie ojczystego hymnu. Przyniosłem pani poprawiony tekst, tak jak się umówiliśmy, odezwał się Raimundo Silva, a pani doktor Maria Sara wzięła go od niego, przechodząc, teraz siedzi za biurkiem, poprosiła redaktora, by też usiadł, lecz on odparł, Nie warto, i odwrócił oczy w stronę białej róży, stoi tak blisko niej, że może ujrzeć jej delikatne serce, a ponieważ słowo pociąga za sobą słowo, przypomina sobie wiersz, który swego czasu poprawiał, mówiący o intymnym szepcie rozwierającym płatki róż, wydało mu się, że to piękne powiedzenie, szczęśliwy traf, który może się przydarzyć nawet miernym poetom, Intymny szept rozwierający płatki róż, powiedział sam do siebie i usłyszał, choć możemy nie uwierzyć, niewypowiedziany szmer płatków, a może było to otarcie się rękawem o krągłą pierś, mój Boże, miej litość nad ludźmi żyjącymi wyobraźnią. Pani doktor Maria Sara powiedziała, Bardzo dobrze. Zaledwie te dwa słowa wypowiedziane tonem, który nie zwiastował następnych, a Raimundo Silva, tak dobrze rozumiejący nawet półsłówka, wiedział po usłyszeniu tych dwóch słów, że nie ma tam już nic więcej do roboty, przyszedł, aby oddać tekst, oddał go, teraz pozostało mu tylko się pożegnać, Do widzenia, albo zapytać, Jeszcze mnie pani potrzebuje, bardzo częste pytanie mogące wyrażać zarówno pokorę podwładnego, jak i wstrzymywaną niecierpliwość, a co wyraża w obecnej sytuacji, przy użyciu odpowiedniego tonu zdanie to mogło stać się ironiczną uszczypliwością, złe jest to, że często odbiorca słyszy słowa, ale nie wychwytuje intencji, wystarczy, że z zawodową czujnością przegląda poprawiony tekst, zwłaszcza w przypadku wierszy wymagających szczególnej uwagi, Nie, nie potrzebuję, i wstała, w tej właśnie chwili Raimundo Silva, bez zastanowienia i premedytacji, tak daleki od samego czynu, jak od jego konsekwencji, delikatnie, dwoma palcami dotknął białej róży i pani doktor Maria Sara spojrzała mu w twarz zdumiona, nie byłaby bardziej zaskoczona, gdyby to on spowodował pojawienie się tego kwiatu w samotnym wazonie lub gdyby popełnił jakiś temu podobny wyczyn, w każdym razie nikt by się nie spodziewał, że kobieta tak pewna siebie nagle zmiesza się do tego stopnia, iż jej twarz obleje się rumieńcem, co prawda na jedną sekundę, lecz w sposób widoczny, rzeczywiście wydaje się niemożliwe takie spąso-wienie w dzisiejszych czasach, co też ona pomyślała, jeśli w ogóle cokolwiek pomyślała, wyglądało to tak, jakby mężczyzna, dotykając róży, tknął w kobiecie czegoś intymnego i głęboko skrywanego, w duszy, a nie w ciele. Ale najbardziej zdumiewające ze wszystkiego było to, że Raimundo Silva także się zaczerwienił i pozostał w tym stanie znacznie dłużej niż ona, podwójnie zmieszany, dlatego, że poczuł się żałosny do bólu, Co za wstyd, powiedział do samego siebie albo dopiero tak powie. W sytuacjach takich jak ta, gdy brak odwagi, nie pytajmy do czego, jedynym ratunkiem jest ucieczka, a dobrym doradcą instynkt samozachowawczy, najgorsze przychodzi potem, kiedy powtarzamy okropne słowa, Co za wstyd, wszystkim nam się przytrafiły koszmary tego rodzaju, z wściekłości i upokorzenia walimy w poduszkę, Jak mogłem być tak głupi, i nie potrafimy odpowiedzieć, prawdopodobnie dlatego, że potrzeba wielkiej mądrości, aby zdołać wyjaśnić głupotę, dobrze, że jesteśmy spowici ciemnością pokoju, nikt nas nie widzi, chociaż noc posiada tę magiczną moc nadawania cech nieodwracalności i monstrualności nawet najmniejszym rzeczom, nie mówiąc już o takim nieszczęściu jak to teraz, i dlatego tak bardzo się jej boimy. Raimundo Silva gwałtownie odwrócił się plecami z niejasnym uczuciem, że wszystko w jego życiu zostało stracone i że już nigdy więcej nie będzie mógł wrócić w to miejsce, To absurd, absurd, powtarzał w ciszy i zdawało mu się, że powiedział to tysiąc razy, podczas gdy zmierzał do drzwi, Za dwie sekundy wyjdę, znajdę się na zewnątrz, daleko, gdy w ostatniej chwili zatrzymał go głos Marii Sary, nadspodziewanie spokojny, będący w tak wielkiej sprzeczności z tym, co się tu stało, że zdawało się, jakby znaczenie słów rozpłynęło się w powietrzu, gdyby nie ostateczna pewność swej śmieszności, Raimundo Silva uznałby, że źle usłyszał, dlatego nie było innego wyjścia, jak uwierzyć, że ona rzeczywiście powiedziała, Wychodzę za pięć minut, muszę tylko zakończyć jedną sprawę w dyrekcji literackiej, mogę pana podwieźć, jeśli pan chce. Z dłonią zaciśniętą na klamce, desperacko starał się zachowywać swobodnie, choć wiele go to kosztowało, jedna jego część nakazywała, Wyjdź, druga mierzyła go wzrokiem jak sędzia i orzekała, Nie będziesz miał następnej okazji, wszystkie rumieńce i zaskoczenia straciły znaczenie w obliczu wielkiego kroku naprzód poczynionego przez Marię Sarę, jednakże w którym kierunku, mój Boże, w którym kierunku, i proszę, oto widzimy tu, jak my, ludzie, jesteśmy stworzeni, bo mimo zamieszania, w jakie był uwikłany, uczuciowego, co widać, wystarczyło mu jeszcze zimnej krwi, aby zauważyć irytację, jaką spowodowało w nim słowo podwieźć, zupełnie nieodpowiednie w tej sytuacji z powodu swej bezdusznej pospolitości, skojarzenie było nieodparte i natychmiastowe, podwiezienie, drynda, przeznaczenie, Zawiozę pana, dokąd pan zechce, mogła powiedzieć Maria Sara, ale prawdopodobnie nie przyszło jej to do głowy albo pomyślała, że powinna unikać dwuznaczności takiego zdania, Zawiozę pana, dokąd pan zechce, zawiozę pana, dokąd ja zechcę, to prawda, że wyczucie stylu zawodzi w momencie, kiedy najbardziej jest nam potrzebne. Raimundo Silva zdołał odczepić się od drzwi i stał sztywno, wyrażenie to mogłoby się wydawać w kiepskim guście, gdyby nie to, że jest wyrazem przyjaznej ironii, podczas gdy czekamy, aż odpowie, Bardzo dziękuję, ale nie chciałbym, by musiała pani zboczyć z drogi, i tutaj bardzo na miejscu będzie spostrzeżenie, że trzeba uważać, chcąc wybrnąć z niezręcznej sytuacji, by nie pogorszyć jeszcze bardziej, i że nieszczęsnemu redaktorowi nie pozostało nic innego, jak ugryźć się w język, gdyby spóźnione poświęcenie mogło czemuś służyć, szczęśliwie Maria Sara niczego nie zauważyła albo udała, że nie zauważyła złośliwej dwuznaczności w zdaniu, przynajmniej nie drżał jej głos, kiedy powiedziała, Zaraz wracam, proszę usiąść, a on zrobił, co mógł, aby jego głos też nie drżał, Nie warto, lubię stać, poprzednie słowa mogły oznaczać, że nie przyjął propozycji, teraz widać, że ją zaakceptował. Ona wychodzi, wróci, zanim upłynie pięć minut, tymczasem oczekuje się, że oboje odzyskają właściwy rytm oddechu, zdolność oceny odległości, regularność pulsu, co z pewnością będzie niemałym cudem po tak niebezpiecznym zbliżeniu. Raimundo Silva spogląda na różę, nie tylko ludzie nie wiedzą, po co się rodzą.
Pewnego dnia, może z powodu światła, które przypomni to czyste i zimne, gasnące już popołudnie, powie się, Pamiętasz, najpierw cisza w samochodzie, trudne słowa, spojrzenie napięte i wyczekujące, protesty i naleganie, Proszę wysadzić mnie w Baixy, dalej pojadę tramwajem, Co też pan, zawiozę pana do domu, nic mnie to nie kosztuje, Ale zbacza pani z drogi, Ja nie, samochód, Nie jest łatwo dojechać do miejsca, w którym mieszkam, Tuż przy zamku, Wie pani, gdzie mieszkam, Na ulicy Cudu Świętego Antoniego, widziałam w pana teczce, po chwili jeszcze wątpliwe odprężenie, ciało i dusza na wpół rozluźnione, ale słowa jeszcze ostrożne, aż do chwili, kiedy Maria Sara powiedziała, I pomyśleć, że znajdujemy się w miejscu, gdzie było miasto Maurów, a Raimundo Silva udał, że nie zrozumiał intencji, Tak, to tutaj, i chciał zmienić temat, lecz ona, Czasem wyobrażam sobie, jak to wyglądało, ludzie, domy, życie, a on milczy, teraz uporczywie milczy, czując, że nienawidzi jej, jak się nienawidzi najeźdźcy, do tego stopnia, że powiedział, Wysiądę tutaj, jestem blisko, ale ona nie zatrzymała samochodu ani nie odpowiedziała, resztę drogi odbyli w milczeniu. Kiedy samochód zatrzymał się u drzwi, Raimundo Silva, choć nie miał pewności, czy tego wymaga dobre wychowanie, pomyślał, że powinien zaprosić ją, by weszła, i natychmiast tego pożałował, To niedelikatne, przemknęło mu przez myśl, poza tym nie powinienem zapominać, że jestem jej podwładnym, ale w tej chwili ona powiedziała, Może kiedy indziej, dzisiaj już jest późno. Na temat tego historycznego zdania szeroko się będzie jeszcze dyskutować, bo Raimundo Silva przysiągłby, że wypowiedziano wtedy inne słowa, i nie mniej historyczne, Jeszcze nie nadszedł czas.
W ostatnich dniach almuadem sypiał twardo, z pewnością musiał go obudzić, jeśli w ogóle pozwolił mu zasnąć, zgiełk miasta żyjącego w stanie pogotowia, z uzbrojonymi ludźmi wspinającymi się na wieże i blanki, podczas gdy zgromadzony na ulicach i rynkach lud nie milknie, pyta, czy już nadciągają Frankowie i Galisyjczycy. Drżą o swoje życie i dobra, to oczywiste, ale najbardziej strapieni są ci, którzy musieli porzucić swoje domy po tamtej stronie murów, na razie bronione przez żołnierzy, ale niechybnie właśnie tam rozpoczną się pierwsze potyczki, jeśli taka będzie wola Allacha, niech będzie pochwalony, a nawet jeśli zwycięży Lizbona, z dostatniego i kwitnącego przedmieścia pozostaną tylko ruiny. Z wysokości almadeny głównego meczetu jak co dzień almuadem wydał swój dojmujący krzyk, wiedząc, że nikogo już nie obudzi, co najwyżej będą spać niewinne dzieci, i inaczej niż zwykle, kiedy w powietrzu jeszcze rozbrzmiewa ostatnie echo wezwania do modlitwy, natychmiast jego uszu dobiega szmer modlącego się miasta, rzeczywiście nie musiał budzić się ze snu ten, kto ledwie zmrużył oczy. Jest przepiękny lipcowy poranek, wieje lekka i delikatna bryza, a jeśli doświadczenie nie wprowadza nas w błąd, będzie dziś gorący dzień. Po modlitwie almuadem przygotowuje się do zejścia, gdy nagle z dołu podnosi się zgiełk tak bezładny i straszliwy, że almuadem w jednej chwili myśli, że wieża wali się w gruzy, w drugiej, że przeklęci chrześcijanie przypuszczają szturm na mury, żeby na koniec zrozumieć, że to okrzyki radości wybuchają ze wszystkich stron i tworzą nad miastem jakby aureolę, teraz może powiedzieć, iż poznał światło, jeśli powoduje ono w oczach tego, który widzi, efekt, jaki powstał w jego uszach na skutek tych euforycznych dźwięków. Jaki jest jednak ich powód? Może Allach poruszony płomiennymi modlitwami ludu wysłał swe anioły śmierci, Munkara i Nakira, żeby zniszczyli chrześcijan, może zrzucił na flotę krzyżowców niemożliwy do ugaszenia niebieski ogień, może ziemski król Ewory powiadomiony o niebezpieczeństwie grożącym jego braciom w Lizbonie wysłał umyślnego z wiadomością, Wytrzymajcie przeklętych, bo moje alentejańskie wojska już są w drodze, mówi tak, bo wojsko przychodzi zza Tagu [4] , co przy okazji dowodzi, że zanim pojawili się Portugalczycy, istnieli już Alentejanos. Ryzykując obicie kruchych kości na schodach, almuadem żwawo schodzi po ciasnej spirali i kiedy pojawia się na dole, zwala go z nóg zawrót głowy, to biedny starzec, który znowu chce się zapaść pod ziemię lub tylko nam się tak zdaje, bo opieramy się na znanych faktach z przeszłości, teraz widać, że cały jego wysiłek jest skierowany raczej na powstanie, pyta ciemności dookoła, Co się stało, powiedzcie mi, co się stało. W następnej chwili jakieś ramiona pomagają mu wstać, młody i silny głos niemal krzyczy, Krzyżowcy odpływają, krzyżowcy odpływają. Wiara i wzruszenie zginają kolana almuadema, ale wszystko w swoim czasie, Allach nie będzie miał mu za złe, jeśli należne podziękowania odwloką się odrobinę, najpierw niech się szerzy radość. Dobry samarytanin podniósł starca z ziemi i ostatecznie postawił go na nogi, poprawił mu turban, który rozwiązał się z powodu wstrząsów przy schodzeniu i upadku i powiedział, Niech pan przestanie, chodźmy na mury zobaczyć, jak uciekają niewierni, to ci dopiero słowa, nie są świadomie złośliwe, można je wyjaśnić tylko tym, że ślepota almuadema nie rzuca się w oczy, proszę zwrócić uwagę, patrzy na nas, to znaczy ma oczy zwrócone w naszym kierunku, a nie może nas zobaczyć, jakie to smutne, trudno uwierzyć, że taka czystość i przejrzystość źrenic jest zewnętrzną powłoką absolutnej ciemności. Almuadem unosi ręce i dotyka nimi oczu, Aleja nie widzę, w tej chwili mężczyzna rozpoznaje go, Ach, jesteś almuademem, i lekko się od niego odsuwa, a jednak po chwili zmienia zdanie, To nie ma znaczenia, chodź ze mną na mury, wszystko ci opowiem, tak piękne przykłady zachowania jak ten zwykliśmy nazywać chrześcijańskim miłosierdziem, co po raz kolejny dowodzi, jak bardzo słowa są ideologicznie zdezorientowane. Mężczyzna utorował sobie przejście pomiędzy ciżbą tłoczącą się przy schodach prowadzących na blanki, Zróbcie przejście almuademowi, zróbcie przejście, bracia, prosił, i ludzie odsuwali się i uśmiechali z czystej miłości braterskiej, ale żeby nie wszystko było różowe albo dlatego, że nie wszystko jest różowe, znalazł się tam niedowiarek, który zakwestionował dobry uczynek, oczywiście nie miał odwagi pokazać twarzy, ale rzucił z tyłu, Patrzcie, jaki cwaniaczek, chce się wcisnąć, a almuadem świadom tego, że tak nie jest, odezwał się w kierunku głosu, Niech Allach ukarze cię za twą potwarz, i Allach musiał na serio zająć się tą sprawą, bo oszczerca zginie jako pierwszy w oblężeniu Lizbony, wcześniej jeszcze niż którykolwiek z chrześcijan, co wiele mówi o gniewie Najwyższego. Weszli więc na górę starzec i jego opiekun, tak samo ostrzegając i prosząc, zawsze dobrze przyjmowani, mogli zająć miejsce w najlepszej loży, z widokiem na zatokę, szeroką rzekę, ogromne morze, ale to nie wielkość sprawiła, że mężczyzna wykrzyknął, Och, jak wspaniale, a zaraz potem dodał, Almuademie, użyczę ci moich oczu, abyś mógł zobaczyć to, co ja widzę, flota krzyżowców odpływa w dół rzeki, woda jest taka gładka i błyszcząca, jaką tylko ona może być, i cała błękitna, w kolorze przykrywającego ją nieba, wiosła rytmicznie wznoszą się i opadają, okręty wyglądają jak stado ptaków, które piją, przelatując nisko nad wodą, dwieście wędrownych ptaków, które nazywają się galerami, pinasami, galliotami i nie wiem, jak jeszcze, bo jestem człowiekiem lądu, nie morza, i płyną szybko, gdyż niosą je wiosła i odpływ, z jego to powodu wcześnie wstali i już są w drodze, teraz te z przodu pewnie wyczuły wiatr, stawiają żagle, ach, jakże wspaniale by to wyglądało, gdyby były białe, dziś jest święto, almuademie, tam, po drugiej stronie, machają nasi bracia z Almady, są tak radośni jak my, także ocaleni z woli Allacha, Najwyższego, Miłościwego, Wiecznego, Żywego, Pocieszyciela, Łaskawcy, dzięki Jego łasce oddalone zostało zagrożenie ze strony tych psów właśnie wychodzących w morze, są krzyżowcami, a więc niech zostaną ukrzyżowani, oby zginęło razem z nimi i poszło w zapomnienie piękno ich odejścia i niech Malik, strażnik piekła, zawsze już ich karze. Uderzyli w dłonie słuchający tego ostatniego przekleństwa, wszyscy oprócz almuadema, nie żeby się nie zgadzał, ale dlatego, że za pierwszym razem spełnił już swą funkcję strażnika moralności, kiedy poprosił o karę dla nieufnego i bezczelnego, źle by wyglądało, gdyby ponownie zaczął rozdzielać przekleństwa ktoś, kto zawodowo zajmuje się zwoływaniem na modlitwę bratniej społeczności, poza tym karanie raz dziennie to i tak za dużo dla zwykłego śmiertelnika, a nie wiemy, czy sam Bóg uniesie tak wielką odpowiedzialność przez całą wieczność. Z tego powodu almuadem nie odezwał się słowem, ale też z innego, bo był ślepy i nie wiedział, czy były powody do bezgranicznej radości, Wszyscy odpłynęli, zapytał, a kompan, po chwili potrzebnej na sprawdzenie, odpowiedział, Okręty odpłynęły, tak, Lepiej powiedz, co jeszcze widzisz oprócz okrętów, Na brzegu, nad zatoką jest jakichś stu, którzy zeszli na ląd, idą w stronę obozu Galisyjczyka, niosą ze sobą broń i bagaże, stąd niełatwo ich policzyć, ale nie ma ich więcej niż stu. Jeśli ci zostali, powiedział almuadem, to znaczy, że albo zrezygnowali z wyprawy ot tak sobie i zamienili swoje ziemie na te, albo skoro szykuje się oblężenie i wojna, będą z Ibn Arrinque, kiedy stanie przeciw nam, Myślisz almuademie, że z tak niewielkim wojskiem i z tymi nieznacznymi posiłkami Ibn Arrinque, niech będzie przeklęty on i wszyscy, którzy zrodzą się z jego krwi, będzie oblegał Lizbonę, Raz już próbował i nie powiodło mu się, teraz pewnie chce pokazać, że ich nie potrzebuje, a ci będą mu służyć za świadków, Powiadają szpiedzy, że Galisyjczyk nie ma nawet dwunastu tysięcy wojska, nie wystarczy, żeby otoczyć miasto i nacierać na nie, Może nie, chyba że weźmie nas głodem, Czarno widzisz przyszłość, almuademie, To prawda, jestem ślepy. W tej samej chwili jakiś inny człowiek, który tam z nimi stał, wyciągnął rękę, wskazał coś, Jest jakiś ruch w obozie, odchodzą Galisyjczycy, A jednak się pomyliłeś, powiedział towarzysz almuadema, Będę wiedział, że się pomyliłem, kiedy mi powiesz, że w całej okolicy nie widać ani jednego chrześcijańskiego żołnierza, Zostanę tu, żeby patrzeć, a później przyjdę do meczetu, by ci o tym powiedzieć, Jesteś dobrym muzułmaninem, niech Allach da ci w tym i w wiecznym życiu nagrodę, na którą zasłużyłeś. Powiedzmy z wyprzedzeniem, że raz jeszcze Allach wysłuchał prośby almuadema, bo co się tyczy życia na tym świecie, wiemy, że ten, którego niezbyt szczęśliwie nazwaliśmy dobrym samarytaninem, będzie przedostatnim Maurem poległym podczas oblężenia, a co do życia wiecznego, możemy jedynie mieć nadzieję, że ktoś lepiej poinformowany przyjdzie nam powiedzieć o tym, jaka to była nagroda i za co. My natomiast wykorzystamy okazję, żeby udowodnić, iż nie jesteśmy gorsi w spełnianiu dobrych uczynków, filantropii i braterstwie, teraz, gdy almuadem zapytał, Kto mi pomoże zejść po schodach.