Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Geralt, który nigdy nie spodziewał się ujrzeć u Calanthe głębokiego rumieńca, wilgotnych oczu i drżących warg, został zaskoczony.

— Eist — szepnęła królowa. - To co innego…

— Doprawdy?

— Ach, ty psi synu! — rozdarł się niespodziewanie Crach an Craite, zrywając się z miejsca. - Ostatni głupek, który twierdził, że coś zrobiłem nadaremnie, został oszczypany przez kraby na dnie zatoki Allenker! Nie po to przypłynąłem tu ze Skellige, żeby wracać z niczym! Znalazł się konkurent, mać jego gamratka! Hola, niech ktoś przyniesie mój miecz, i dajcie zaraz tu żelazo temu durniowi! Wnet obaczymy, kto…

— Może byś się tak zamknął, Grach? — rzekł zjadliwie Eist, opierając obie pięści o stół. - Draigu Bon-Dhu! Czynię cię odpowiedzialnym za dalsze zachowanie królewskiego siostrzeńca!

— Czy i mnie uciszysz, Tuirseach? — krzyknął Rainfam — z Attre wstając. - Kto ośmieli się powstrzymać mnie przed zmyciem krwią zniewagi, jaką wyrządzono tu mojemu księciu? I jego synowi Windhalmowi, jedynemu, który godny jest ręki i łożnicy Pavetty! Przynieście miecze! Zaraz, tu na miejscu, udowodnię temu Jeżowi, czy jak go tam zwą, jak w Attre mścimy takie obelgi! Ciekawe, czy znajdzie się ktoś lub coś, zdolne mnie przed tym powstrzymać?

— Owszem. Wzgląd na dobre obyczaje — powiedział spokojnie Eist Tuirseach. - Nie godzi się wszczynać tu bitki ani wyzwać nikogo, nie uzyskawszy wpierw zgody pani tego domu. Cóż to, czy halla tronowa Cintry to karczma, gdzie można prać się po pyskach i dźgać nożami, gdy tylko przyjdzie ochota?

Wszyscy znowu zaczęli krzyczeć jeden przez drugiego, pomstować i wymachiwać rękami. Rozgardiasz ucichł jak ucięty nożem, gdy w sali rozległ się nagle krótki, wściekły ryk rozjuszonego żubra.

— Tak — powiedział Kudkudak, odchrząkując i unosząc się z krzesła — Eist się pomylił. To już nie wygląda nawet na karczmę. To coś na kształt zwierzyńca, dlatego i żubr był na miejscu. Dostojna Calanthe, zezwól, bym wypowiedział swój pogląd na problem, jaki tu mamy.

— Mnóstwo osób, jak widzę — powiedziała przeciągle Calanthe — ma na ten problem swoje poglądy i wypowiada je, nawet bez mego zezwolenia. Dziwne, dlaczego nie ciekawi was mój własny? A wedle mojego własnego poglądu, prędzej ten cholerny zamek zawali mi się na głowę, niż oddam Pavettę temu cudakowi. Nie mam najmniejszego zamiaru…

— Przysięga Roegnera… — zaczął Jeż, ale królowa przerwała mu natychmiast, grzmotnąwszy o stół złotym pucharem.

— Przysięga Roegnera obchodzi mnie tyle co zeszłoroczny śnieg! A co do ciebie, Jeżu, to jeszcze nie zdecydowałam, czy zezwolę Crachowi lub Rainfarnowi na spotkanie z tobą na ubitej ziemi, czy po prostu rozkażę cię powiesić. Przerywając mi, gdy mówię, w znaczący sposób wpływasz na moją decyzję!

Geralt, wciąż niepokojony drganiem medalionu, rozglądając się po sali, napotkał nagle oczy Pavetty, szmaragdowozielone jak oczy matki. Królewna nie kryła ich już pod długimi rzęsami — wodziła nimi od Myszowora do wiedź-mina, nie zwracając uwagi na innych. Myszowór wiercił się, schylony, coś mamrotał.

Kudkudak, wciąż stojąc, chrząknął znacząco.

— Mów — skinęła królowa. - Aby do rzeczy i w miarę krótko.

— Na rozkaz, królowo. Dostojna Calanthe i wy, rycerze! Zaiste, dziwne żądanie postawił Jeż z Erlenwaldu królowi Roegnerowi, dziwnej nagrody zażądał, gdy król zadeklarował mu spełnienie każdego życzenia. Ale nie udawajmy, że nie słyszeliśmy już o takich żądaniach, o starym jak ludzkość Prawie Niespodzianki. O cenie, której może żądać ten, kto ratuje czyjeś życie w beznadziejnej, zdawałoby się, sytuacji, kto spełnia niemożliwe, zdawałoby się, życzenie. "Oddasz mi to, co pierwsze wyjdzie, aby cię powitać". Powiecie, to może być pies, halabardnik przy bramie, nawet teściowa, niecierpliwiąca się, by na-pyskować wracającemu do domu zięciowi. Albo: "Oddasz mi to, co w domu zastaniesz, a czego się nie spodziewasz". Po długiej podróży, mości panowie, i niespodziewanym powrocie będzie to zazwyczaj gach w łóżku żony. Ale bywa, że będzie to dziecko. Dziecko wskazane przez przeznaczenie.

— Streszczaj się, Kudkudak — zmarszczyła brwi Calanthe.

— Na rozkaz. Panowie! Czy nie słyszeliście o dzieciach wskazywanych przez przeznaczenie? Czy legendarny bohater Zatret Voruta nie został jako dziecko oddany kras-noludom, bo był tym, kogo ojciec spotkał jako pierwszego, wracając do warowni? A Szalony Dei, który wymógł na podróżnym oddanie tego, co w domu zostawił, a o czym nie wie? Tą niespodzianką był sławny Supree, który później wyzwolił Szalonego Dei od ciążącej na nim klątwy. Przypomnijcie sobie także Zivelenę, która została królową Metinny za sprawą gnoma Rumplestelta, a w zamian obiecała swoje pierwsze dziecko. Zivelena nie dotrzymała obietnicy, gdy Rumplestelt przybył po nagrodę, czarami zmusiła go do ucieczki. W niedługi czas potem ona i dziecko zmarli na zarazę. Nie igra się bezkarnie z przeznaczeniem!

— Nie strasz mnie, Kudkudaku — wykrzywiła się Calanthe. - Zbliża się północ, pora strachów. Czy pamiętasz jeszcze jakieś legendy z twojego niewątpliwie trudnego dzieciństwa? Jeśli nie, to siadaj.

— Dopraszam się łaski — baron podkręcił długi wąs — by jeszcze móc postać. Chciałbym przypomnieć wszystkim jeszcze jedną legendę. To stara, zapomniana legenda, wszyscyśmy ją chyba słyszeli w naszym trudnym dzieciństwie. W tej legendzie królowie dotrzymywali danych obietnic. A nas, biednych wasali, z królami łączy jedynie królewskie słowo: na nim oparte są traktaty, przymierza, — nasze przywileje, nasze lenna. I co? Mamy w to wszystko zwątpić? Zwątpić w nienaruszalność królewskiego słowa? Doczekać się, że będzie ono znaczyło tyle co zeszłoroczny śnieg? Zaiste, jeżeli tak ma być, to po trudnym dzieciństwie czeka nas trudna starość!

— Po czyjej ty stronie stoisz, Kudkudak? — wrzasnął Rainfam z Attre.

— Cicho! Niech mówi!

— Ten zapowietrzony gdakacz obraża majestat!

— Baron z Tigg ma rację!

— Cisza — powiedziała nagle Calanthe wstając. - Pozwólcie mu skończyć.

— Pięknie dziękuję — skłonił się Kudkudak. - Alem właśnie skończył.

Zapadła cisza, dziwna po wrzawie, jaką dopiero co wywołały słowa barona. Calanthe stała nadal. Geralt nie sądził, żeby ktokolwiek oprócz niego dostrzegł drżenie dłoni, którą potarła czoło.

— Moi panowie — powiedziała wreszcie — należy się wam wyjaśnienie. Tak, ten… Jeż… mówi prawdę. Roegner rzeczywiście zaprzysiągł mu to, czego się nie spodziewał. Wygląda, że nasz nieodżałowany król był cymbałem w sprawach niewieścich i nie umiał liczyć do dziewięciu.. A mnie wyznał prawdę dopiero na łożu śmierci. Bo wiedział, co bym mu zrobiła, gdyby wcześniej przyznał się do tej przysięgi. Wiedział, do czego zdolna jest matka, której dzieckiem rozporządza się tak lekkomyślnie.

Rycerze i wielmoże milczeli. Jeż stał nieruchomo jak żelazny, kolczasty posąg.

— A Kudkudak — podjęła Calanthe — cóż, Kudkudak przypomniał mi, że nie jestem matką, ale królową. Dobrze więc. Jako królowa, jutro zwołam radę. Cintra nie jest tyranią. Rada zadecyduje, czy przysięga nieżyjącego już króla ma przesądzić los następczyni tronu. Orzeknie, czy należy ją i tron Cintry oddać przybłędzie, czy też postąpić zgodnie z interesem królestwa.

Calanthe zamilkła na chwilę, spojrzała koso na Geralta.

— A co się tyczy szlachetnych rycerzy, którzy przybyli do Cintry z nadzieją na rękę królewny… Pozostaje mi tylko wyrazić ubolewanie z powodu srogiego despektu i ujmy na honorze, jakich tu doznali. Śmieszności, jaką się okryli. Nie ja jestem temu winna.

Wśród szmeru głosów, jaki przetoczył się pomiędzy gośćmi, wiedźmin ułowił szept Eista Tuirseach.

— Na wszystkich bogów morza — dyszał wyspiarz. - To się nie godzi. To jawne podżeganie do rozlewu krwi. Calanthe, ty ich po prostu szczujesz…

— Zamilcz, Eist — syknęła wściekle królowa. - Bo się

rozgniewam.

Czarne oczy Myszowora błysnęły, gdy druid wskazał nimi Rainfarna z Attre, który sposobił się, by wstać, z ponurą, skrzywioną twarzą. Geralt zareagował natychmiast, wyprzedził go, wstał pierwszy, hałaśliwie trzasnąwszy krzesłem.

— Może niepotrzebne okaże się zwoływanie rady — powiedział głośno i dźwięcznie.

Wszyscy zamilkli, patrząc na niego zdziwieni. Geralt czuł na sobie szmaragdowe spojrzenie Pavetty, wzrok Jeża zza krat czarnej przyłbicy, czuł też wzbierającą jak fala powodzi Moc, tężejącą w powietrzu. Widział, jak pod wpływem tej Mocy dym z pochodni i kaganków zaczyna przybierać fantastyczne kształty. Wiedział, że Myszowór też to widzi. Wiedział też, że nie widzi tego nikt inny.

— Powiedziałem — powtórzył spokojnie — że zwoływanie rady może okazać się niepotrzebne. Rozumiesz, co mam na myśli, Jeżu z Erlenwaldu?

Kolczasty rycerz postąpił dwa chrzęszczące kroki do przodu.

— Rozumiem — powiedział głucho zza zasłony hełmu. -Głupi by nie zrozumiał. Słyszałem, co przed chwilą powiedziała miłościwa i szlachetna pani Calanthe. Znalazła świetny sposób na pozbycie się mnie. Przyjmuję twoje wyzwanie, nie znany mi rycerzu!

— Nie przypominam sobie — rzekł Geralt — abym cię wyzywał. Nie zamierzam pojedynkować się z tobą, Jeżu z Erlenwaldu.

— Geralt! — zawołała Calanthe, krzywiąc usta i zapominając o tytułowaniu wiedźmina "szlachetnym Ravixem". - Nie przeciągaj struny! Nie wystawiaj na próbę mojej cierpliwości!

— Ani mojej — dodał złowrogo Rainfarn. Zaś Crach an Craite tylko zawarczał. Eist Tuirseach pokazał mu zaciśniętą pięść wymownym gestem. Crach zawarczał jeszcze głośniej.

— Wszyscy słyszeli — przemówił Geralt — jak baron z Tigg opowiadał o sławnych bohaterach odebranych rodzicom na mocy takich samych przysiąg, jaką wymógł Jeż na królu Roegnerze. Dlaczego jednak, w jakim celu, ktoś żąda takich przysiąg? Znasz odpowiedź, Jeżu z Erlenwaldu. Taka przysięga zdolna jest stworzyć potężną, nierozerwalną więź przeznaczenia pomiędzy żądającym przysięgi a obiektem tejże, dzieckiem-niespodzianką. Dziecko takie, wskazane przez ślepy los, przeznaczone może być do rzeczy niezwykłych. Zdolne może być do odegrania niesłychanie ważnej roli w życiu tego, z kim zwiąże je los. Właśnie dlatego, Jeżu, zażądałeś od Roegnera ceny, której się dzisiaj domagasz. Ty nie chcesz tronu Cintry. Chcegz zabrać królewnę.

30
{"b":"88164","o":1}