Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Podczas śniadania żona lekarza przedstawiła obecnym swój plan. Musimy zadecydować, co robimy dalej, myślę, że wszyscy mieszkańcy miasta są ślepi, a przynajmniej ślepi są ci, których widziałam, nie ma wody, prądu, nie ma niczego, wszystko stoi na głowie, Czy działa jeszcze rząd, spytał pierwszy ślepiec, Nie sądzę, a jeśli nawet, jest to rząd ślepców, którzy kierują innymi ślepcami, czyli nie ma co liczyć na dobrą organizację, Nie mamy przed sobą żadnej przyszłości, powiedział ze smutkiem stary człowiek z czarną opaską na oku, Tego nie wiem, żyć jakoś trzeba, Bez przyszłości teraźniejszość staje się bez znaczenia, to tak, jakby jej nie było, Może ludzie nauczą się żyć bez oczu, ale prawdopodobnie przestaną być ludźmi, myślę, że nikt z nas nie może nazwać się człowiekiem w takim znaczeniu, jakiego używaliśmy dawniej, ja na przykład zabiłam człowieka, Co takiego, przeraził się pierwszy ślepiec, Tak, herszta bandytów z lewego skrzydła, wbiłam mu nożyczki w gardło, Zabiłaś, żeby nas pomścić, kobiety może pomścić tylko inna kobieta, powiedziała dziewczyna w ciemnych okularach, Usprawiedliwiona zemsta jest rzeczą ludzką, gdyby ofiara nie mogła bronić się przed katem, nie byłoby na tym świecie sprawiedliwości, Ani ludzkości, dodała żona pierwszego ślepca, Wróćmy do rzeczy, przerwała te rozważania żona lekarza, Jeśli będziemy trzymać się razem, mamy szansę przetrwać, ale gdy się rozdzielimy, wchłonie nas ogromna masa ludzka i niechybnie zginiemy, Mówiłaś, że po ulicach chodzą zorganizowane grupy ślepców, zauważył lekarz, To znaczy, że pojawiła się nowa forma życia, nie musimy więc zginąć wchłonięci przez bezwolny tłum, Nie jestem pewna, czy rzeczywiście są zorganizowani, widziałam jedynie, jak razem szukali żywności i schronienia, Wróciliśmy do czasów jaskiniowców, powiedział stary człowiek z czarną opaską na oku i dodał, Z tą różnicą, że jest nas więcej, a wokół nie ma bujnej, nieokiełznanej przyrody, miliony ludzi żyją na jałowej, zniszczonej ziemi, I wszyscy są ślepi, przypomniała żona lekarza, Zorganizowane grupy rozpadną się, kiedy zabraknie wody i jedzenia, każdy uzna, że w pojedynkę ma większe szansę na przetrwanie, nie będzie musiał dzielić się z innymi, co upoluje, to jego, Przecież te grupy muszą mieć swoich przywódców, kogoś, kto wydaje rozkazy, zauważył pierwszy ślepiec, Być może, ale ci przywódcy widzą tyle samo co ich podwładni, Ty rządzisz nami dlatego, że nie jesteś ślepa, przypomniała dziewczyna w ciemnych okularach, Ja nie rządzę, tylko kieruję, jestem waszą ostatnią parą oczu, Naturalny przywódca, widzący władca w świecie niewidomych, zauważył ze smutkiem stary człowiek z czarną opaską na oku, Jeśli rzeczywiście tak uważacie, pozwólcie się nadal prowadzić moim oczom, póki jeszcze mi służą, dlatego powtarzam, że zamiast rozdzielić się i rozejść do swych domów, ona zostanie tutaj, ty pójdziesz tam, oni tam, lepiej trzymać się razem, Możecie zamieszkać u mnie, zaproponowała dziewczyna w ciemnych okularach, Nasze mieszkanie jest większe, zauważyła żona lekarza, Pod warunkiem, że nikt go jeszcze nie zajął, przypomniała żona pierwszego ślepca, Sami musimy się o tym przekonać, jeśli mieszkanie będzie zajęte, wrócimy tutaj albo zamieszkamy u kogoś innego, może u was, może u ciebie, zwróciła się do starego człowieka z czarną opaską, Ja nie mam mieszkania, wynajmowałem pokój, Nie masz rodziny, spytała dziewczyna w ciemnych okularach, Nie, Ani żony, ani dzieci, ani rodzeństwa, Nikogo, Jeśli nie odszukam moich rodziców, też będę sama jak palec, Nieprawda, ja zostanę z tobą, odezwał się nieoczekiwanie zezowaty chłopiec. Nawet nie dodał, Jeśli nie znajdę mamy, nie przyszło mu do głowy, że może istnieć jakiś warunek spełnienia tej obietnicy. Na pierwszy rzut oka jego zachowanie mogło wydawać się dziwne, ale po dłuższym namyśle należy uznać je za całkiem naturalne, młodzi ludzie łatwo przystosowują się do nowych warunków, mają przed sobą całe życie. No więc na co się decydujecie, spytała żona lekarza, Idę z wami, powiedziała dziewczyna w ciemnych okularach, Proszę tylko, byś raz na tydzień przyprowadziła mnie do domu, kto wie, może wrócą moi rodzice, Chcesz zostawić klucze u sąsiadki, Nie mam wyjścia, i tak zabrała już wszystko, co mogła, Zniszczy ci mieszkanie, Wie, że żyję, wiec może tego nie zrobi, My też idziemy z wami, odezwał się pierwszy ślepiec, Chcielibyśmy tylko jak najszybciej sprawdzić, co się dzieje w naszym domu, Oczywiście, Do mnie nie warto wstępować, już wam mówiłem, że mieszkam skromnie, Pójdziesz z nami, Tak, ale pod pewnym warunkiem, powiedział stary człowiek z czarną opaską. Jego słowa mogły wydawać się niestosowne w sytuacji, gdy ktoś wyświadcza mu przysługę, ale starość taka już jest, gdy godziny są policzone, człowiek próbuje przeżyć je najgodniej, jak potrafi. Pod jakim warunkiem, spytał lekarz, Powiecie mi, kiedy stanę się dla was ciężarem, a jeśli w imię przyjaźni lub z litości będziecie milczeć, mam nadzieję, że sam to w porę zauważę i zrobię, co do mnie należy, Co masz na myśli, spytała zaniepokojona dziewczyna w ciemnych okularach, Odejdę, ucieknę, zniknę, jak robiły to kiedyś stare słonie, słyszałem, że obecnie nie dożywają sędziwego wieku, Przecież nie jesteś słoniem, Nie jestem również mężczyzną, Nie możesz być mężczyzną, skoro zachowujesz się jak dziecko, zdenerwowała się dziewczyna w ciemnych okularach i w ten sposób ucięła rozmowę.

Plastikowe torby były teraz o wiele lżejsze, nic dziwnego, sąsiadka z pierwszego piętra dwa razy korzystała z zapasów, raz wieczorem, drugi rano, kiedy poprosili ją, by przechowała klucze do czasu, gdy pojawią się prawowici właściciele mieszkania. Należało ją jakoś przekupić, wiemy już, jaki miała wredny charakter. Nie zapominajmy też o psie pocieszycielu, który również korzystał z ludzkiej hojności, tylko człowiek o kamiennym sercu mógłby oprzeć się jego błagalnym spojrzeniom. Ale, ale, gdzie się podział pies, nie ma go w mieszkaniu, nie wychodził również na ulicę, pewnie jest w ogrodzie. Żona lekarza zbiegła na dół i przyłapała czworonoga, jak pożerał kurę, Rzucił się na nią tak szybko, że nie zdążyła nawet zagdakać. Gdyby staruszka z pierwszego piętra nie była ślepa i codziennie liczyła swój dobytek, lepiej nie myśleć, jak by na to zareagowała i jaki los spotkałby powierzone jej klucze. Pies rozdarty pomiędzy możliwością zakończenia zbrodniczej uczty a groźbą utraty swej pani, nie zastanawiał się długo. Zanim staruszka zdążyła zejść schodami ewakuacyjnymi do ogrodu, zaniepokojona dziwnymi odgłosami dobiegającymi z dworu, zwierzę zdążyło zakopać w pulchnej ziemi resztki kury, zacierając ślady zbrodni i odkładając na później wyrzuty sumienia, po czym radośnie pobiegło na górę za swoją panią, owiewając ciepłym oddechem fałdy spódnicy staruszki, która nawet nie domyśliła się, jak blisko był jej wróg, następnie ułożyło się u stóp żony lekarza i głośnym szczekaniem przyznało się do popełnionej zbrodni. Jego głośne ujadanie wystraszyło sąsiadkę, która dopiero teraz zdała sobie sprawę z niebezpieczeństwa, na jakie narażony został jej stan posiadania, i zadzierając głowę, krzyknęła ze schodów, Zamknijcie tego psa, inaczej zadusi mi wszystkie kury, Proszę się nie obawiać, zawołała z góry żona lekarza, Nie jest głodny, dostał swoją porcję, a poza tym zaraz wychodzimy, Wychodzicie, spytała zdziwiona staruszka, a w jej głosie zabrzmiała nuta żalu, jakby chciała powiedzieć, Jak możecie zostawić mnie tu samą, ale zamilkła urażona, czując, że jej skarga nikogo nie wzruszy. Nawet najbardziej zatwardziałe serca potrafi ścisnąć żal i stara kobieta nie była w tym wyjątkiem. Urażona nie chciała nawet otworzyć drzwi, by pożegnać się z niewdzięcznikami, którym wspaniałomyślnie pozwoliła przejść przez swoje mieszkanie. Słyszała ich kroki i rozmowy, ktoś mówił, Uważaj, nie potknij się, ktoś prosił, Połóż rękę na moim ramieniu, trzymaj się poręczy, słowa, które pobrzmiewały echem w całym mieście. Zdziwiła ją tylko uwaga kobiety, która skarżyła się, że w korytarzu jest zbyt ciemno i nie widać stopni. Podejrzane było nie tylko to, że kobieta widziała ciemność zamiast jasności, ale również uwaga, że nie widzi stopni. Co to wszystko ma znaczyć, zastanawiała się, próbując skupić myśli, ale czuła taką pustkę w głowie, że w końcu wzruszyła ramionami i powiedziała głośno, Pewnie się przesłyszałam. Kiedy żona lekarza wyszła na ulicę, zdała sobie sprawę ze swej nieostrożności, musi bardziej uważać na to, co mówi, Nie poruszam się jak ślepcy, ale przynajmniej muszę mówić jak oni, pomyślała.

Kiedy wyszli na ulicę, ustawiła swych podopiecznych w dwóch rzędach po trzy osoby. W pierwszym stał jej mąż, dziewczyna w ciemnych okularach, a pomiędzy nimi zezowaty chłopiec. W drugim rzędzie znaleźli się stary człowiek z czarną opaską na oku i pierwszy ślepiec, a między nimi jego żona. Chciała mieć ich blisko siebie, nie tak jak przedtem, kiedy szli gęsiego i w każdej chwili mogli się zgubić, wystarczyło, by minęli liczniejszą lub bardziej agresywną grupę ślepców, którzy niczym wielki parowiec na morzu przecięliby na pół tę niepozorną barkę, historia zna wiele takich przypadków, kiedy tonęły roztrzaskane statki, ginęli ludzie, ich rozpaczliwe krzyki zagłuszał szum fal, a niewzruszony parowiec płynął dalej, nieświadom dokonanych zniszczeń. Podobnie rzecz miała się ze ślepcami, którzy mogli się zgubić przy lada okazji, jeden tu, drugi tam, zatonąć w morzu niewidomych lub odpłynąć jak fala nie znająca celu swej podróży. Żona lekarza nie wiedziała, komu najpierw podać rękę, mężowi czy zezowatemu chłopcu, a może dziewczynie w ciemnych okularach albo ślepym małżonkom, Stary człowiek z czarną opaską na oku był już daleko na drodze do cmentarzyska słoni. Przede wszystkim musi jednak obwiązać całą grupę liną z prześcieradeł, którą przygotowała w nocy, kiedy wszyscy spali. Nie trzymajcie się liny zbyt kurczowo, cokolwiek się stanie, nie puszczajcie jej, pamiętajcie, że nie możecie puścić liny. Musieli zachować między sobą odstępy, ale jednocześnie iść tak, by czuć bliskość drugiej osoby i mieć z nią stały kontakt. Tylko jeden ślepiec nie musiał przejmować się tymi nowymi problemami związanymi z taktyką przemarszu. Był nim zezowaty chłopiec, którego dorośli chronili ze wszystkich stron. Żaden ze ślepców nie zapytał, jak pływają po bezkresnym morzu inni ludzie, czy także obwiązują się liną lub stosują równie wymyślne sztuczki, by nie wypaść z grupy. Odpowiedź byłaby prosta, poza nielicznymi przypadkami, kiedy z nie znanych nam powodów ślepcy stosowali bardziej przemyślne metody przemieszczania się, większość poruszała się po mieście bezładnie, zdając się na łaskę i niełaskę morskich prądów. Dlatego wciąż ktoś się gubił, bezradni ludzie dawali się porwać wielkiej fali, niepewni, czy masa wody ich pochłonie czy odrzuci. Ulegając sile sentymentalnych przyzwyczajeń sąsiadka z pierwszego piętra ukradkiem uchyliła okno, lecz na ulicy panowała cisza, widocznie intruzi opuścili już ten bezludny zaułek. Należało przypuszczać, że staruszce kamień spadnie z serca, bo nie będzie musiała się z nikim dzielić żywym inwentarzem, ale o dziwo z jej ślepych oczu spłynęły dwie łzy i po raz pierwszy zadała sobie pytanie, czy warto dalej żyć. Nie umiała na nie odpowiedzieć, ale przecież odpowiedź nie przychodzi na zawołanie, jedynym rozwiązaniem jest cierpliwie czekać.

36
{"b":"88121","o":1}