Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Łatwiej byłoby powiedzieć, kto nie chciał…

– Żożo nie chciał – powiedziała z namysłem Maltanka. – Otmuchowscy nie chcieli, w życiu im tak dobrze nie było. Jolka sekretarka nie chciała. Kto jeszcze?

– Filip? Ona go chwaliła publicznie…

– Ona wszystkich chwaliła publicznie. A Filipa musiała, bo „Goniec” dostał nagrodę w Barcelonie na tym konkursie newsowym! Ale też go szykowała do zdjęcia. Żożo miał wejść na jego miejsce, tak się w każdym razie chwalił na ostatnim Balu Dziennikarza!

– Żożo tak tylko gadał, jemu by się redakcja informacji nie opłacała. W marketingu ma więcej możliwości, a programy i tak robi, z doskoku.

– Kasia Papracka nie chciała. Magazyn Międzynarodowy nie chciał…

– No i to chyba wszyscy. Ja pierniczę! Niedużo tego!

Komisarz i aspirant, udając że ich w ogóle nie ma, powtórzyli bezgłośnie – każdy na swój użytek: Żożo, Otmuchowscy, Jolka, Filip, Magazyn Międzynarodowy, Kasia Papracka. Usiedli cichutko w kąciku i czekali na kelnerkę.

Mieli pecha. Bar Jar okazał się barem samoobsługowym. Aspirant Brzeczny zorientował się pierwszy i spróbował jakoś chyłkiem zamówić coś do jedzenia. Niestety, kunsztowny chyłek na nic się nie zdał, bo wysokiemu operatorowi wystarczył jeden rzut oka, aby policjanta rozpoznać.

– Ooo, pan aspirant, co to, dalszy ciąg śledztwa? Tak nieoficjalnie?

Wszyscy obecni w barze natychmiast jak na sprężynie obrócili się w ich stronę. Ku zdziwieniu policjantów nie było w tym ani odrobiny niechęci. Twarze tych cholernych telewizorów wręcz promieniały życzliwością. Komisarz był skłonny uważać to za skutek spożytych przed chwilą napojów wyskokowych. O tej porze!

– I co, wiedzą już panowie, kto nam załatwił szefową? – Oczy pogodynki zwanej powszechnie Maltanka płonęły blaskiem zdrowej ciekawości.

– Nie, nie wiemy. Państwo uważają, że się ociągamy?

– Ojoj, czemu pan od razu taki agresywny? To chyba normalne, że jesteśmy ciekawi, nie uważa pan?

Komisarz zacisnął zęby, ale musiał jej przyznać rację. Tylko co on ma w tej sytuacji odpowiedzieć”?

Na wszelki wypadek nie odpowiedział nic.

Aspirant był w tych nietypowych dla śledztwa warunkach bardziej komunikatywny.

– Skoro już tak się spotkaliśmy przypadkiem na neutralnym gruncie, powiedzcie nam państwo, proszę, kim są ci ludzie, o których mówiliście? Ci przyjaciele pani dyrektor Proszkowskiej?

– No właśnie. Sam pan sobie odpowiedział. – Montażystka z warkoczem miała oczy bez mała piękniejsze niż Małgosia Brzeczna. Aspirant postarał się jak najszybciej przejść nad tym faktem do porządku dziennego. – To byli przyjaciele pani dyrektor. Latali za nią, włazili jej… no, przepraszam, sam pan rozumie, to dostawali programy i wysokie honoraria.

– Pan chce, żeby te ksywy rozszyfrować – okazała domyślność Maltanka. – Słuchajcie. O kim to mówiliśmy? O Otmuchowskich. To małżeństwo, Klaudia i Borys. Są na miejscu, łatwo ich znaleźć.

– Kaśka Papracka – podpowiedział wysoki operator. – Ona się naprawdę nazywa Rapacka i pracuje w promocji. Pijar, kontakty z prasą, imprezki i takie tam. Też jest na miejscu.

– Jolka Maciąg, sekretarka, chyba ją panowie znają. Chociaż Jolki bym nie była pewna z uwagi na Żoża…

– Żożo? To jest nazwisko?

– Nie, to imię, Jerzy. On się nazywa Jerzy Buczek, a jak się przypadkiem sepleni, to wychodzi Bucek. U nas dużo osób sepleni. Przyjechał za szefową z Rzeszowa, on jest singiel, to mu łatwo było…

– Za nią? To jej bliski przyjaciel?

No, można tak powiedzieć. Zatrudniła go w marketingu, na miejscu Jolki. Ale Jolka chyba tam się za dobrze nie czuła, tam powinno się mieć łeb na karku, a u niej z głową średnio. Poza tym ona lubi być sekretarką, Euglena była niewymagająca pod tym względem, byle trzymać wszystkich z daleka od niej.

– Euglena?

– Euglena Paproszkowska, tak ją kiedyś nazwała nasza jedna prezenterka i częściowo się przyjęło.

Komisarz poczuł, że zaczyna go boleć głowa.

– A Magazyn Międzynarodowy?

– To redaguje taka para z Koszalina, Mania i Piotr Kaszyńscy, ich na pewno w środę nie było, bo mieli montaż u siebie. Ale kochali szefową chyba najbardziej, bo im bez protestów podpisywała zagraniczne delegacje. Z dietami. A poziom magazynu bardzo jej odpowiadał. Druga klasa liceum, góra trzecia.

Ciekawe, czy oni bez drinków też tacy złośliwi?…

– Filip?

– Lewańczyk, szef informacji. Ale on jej chyba jednak nie kochał… Panowie nas tu wszystkich będziecie przesłuchiwać?

Spojrzenie Maltanki skierowane w stronę komisarza Ogińskiego wyraźnie sygnalizowało, że owszem, chętnie pozwoliłaby się przesłuchać. Niekoniecznie aspirantowi.

Komisarz uprzytomnił sobie, ilu jeszcze stukniętych i nadmiernie komunikatywnych pracowników telewizji musi odpytać, i stracił cały apetyt na kotlet schabowy zakwitający przed nim wykwintnym garnirunkiem z zielonej sałaty i czerwonego pomidorka.

Ilonka nakarmiła swojego gremlina i bez mała powłócząc nogami, udała się do montażowni. Niestety, godzina, która teraz nastąpiła, pozbawiła ją woli walki w jeszcze większym stopniu. Na kasecie tak kunsztownie ukrytej przed komisarzem Ogińskim, tak podstępnie skopiowanej, ani ona, ani montażysta Piterek nie zauważyli niczego podejrzanego. Przejrzeli materiał kilka razy – nic, po prostu nic. Ilonce nie chciało się nawet komentować tej porażki. Zostawiła kasetę w Piterkowej szafce i bez entuzjazmu skierowała kroki w stronę newsroomu. Powinna teraz odbyć kilka rozmów telefonicznych, poumawiać się na różne zdjęcia, wywiady i montaże, ale jakoś nie miała serca do uprawiania pracy zawodowej. Siadła przy swoim biurku i zamyśliła się ponuro. Stanu, w którym się pogrążyła, nie powinno się właściwie nazywać zamyśleniem, bowiem z myślami nie miał wiele wspólnego. Był to raczej rodzaj letargu. Na małą chwilkę przerwał go Ilonce gwałtowny okrzyk jednego z kolegów, któremu Gizmo w ataku swojego ADHD nadgryzł nowiutki telefon komórkowy z wszystkimi bajerami, na skutek czego telefon stracił bezpowrotnie część tych bajerów.

– I czego się drzesz na biednego małego mopsika, co on może złego zrobić?

Kolega Michał Grapś spojrzał na Ilonkę, która najwyraźniej straciła właśnie kontakt z rzeczywistością i zaniechał podtykania jej poszkodowanej komórki pod nos. Czołowy damski pistolet redakcyjny nie nadawał się do kontaktów międzyludzkich.

– Ilonka, znowu masz deprechę? – Krysia weszła do newsroomu i skierowała się prosto w stronę boksu z załamaną redaktorką.

– Nie, skąd. Jestem w najlepszej formie.

Ton Ilonki przeczył jej własnym słowom. Podniosła mopsa z podłogi i posadziła przed sobą na biurku. Początkowo trochę się wiercił, ale ostatecznie usiadł na stercie konspektów Magazynu Motoryzacyjnego i wpatrzył się wiernie w swoją panią. Wyglądał jak nieduży kosmita.

– Nasza koleżanka ma cyklofrenię. – Michał specjalizował się w materiałach o służbie zdrowia i miał nieźle opanowaną terminologię fachową. – Fazy pobudzenia na zmianę z fazami… no właśnie, wystarczy na nią popatrzeć. Z tymi drugimi. Teraz ma tę drugą.

Zaraz ją pobudzimy. – Krysia machnęła Ilonce przed nosem jakimś papierkiem. Nie zareagowała, natomiast Gizmo zawarczał i fuknął przez nos. – Nie śpij, koleżanko. Dostałam mejla w twojej sprawie. Od pani dyrektor nieodżałowanej pamięci!

– Zza grobu ci przysłała? – spytała apatycznie Ilonka. – Pokaż.

– Wysłała w środę po naszej wiekopomnej próbie, ale wczoraj byłam zajęta programem, a potem tym całym cyrkiem z policją i dopiero teraz otworzyłam pocztę. No i co ty na to?

Ilonka, której oczy pod wpływem lektury Krysinego wydruku otwierały się coraz szerzej, wypowiedziała bardzo głośno kilka słów absolutnie niestosownych w ustach kobiety. Uczciwie mówiąc w ustach majstra budowlanego również brzmiałyby nieprzystojnie. Faza depresji znalazła się w odwrocie.

Misterna wiącha zaintrygowała obecnych. Redakcja informacji uniosła głowy znad komputerów i jednym głosem zażądała wyjaśnień.

Ilonka jak eksplodowała, tak zamilkła.

– Kryśka, co jest w tym kwicie?

– Pani dyrektor prosi mnie, żebym załatwiła wszystkie formalności związane z przejęciem Magazynu Motoryzacyjnego przez Żoża. Od następnego wydania. I żebym zawiadomiła o tym panią redaktor Kopeć. Patrzcie, ona nawet nie zauważyła, że Ilonka zmieniła nazwisko…

W newsroomie rozbrzmiał tym razem niecenzuralny wielogłos. Magazyn Motoryzacyjny wymyśliła Ilonka, załatwiła sobie sponsora, niezwykle starannie opracowała formułę i od trzech lat realizowała program wspólnie z policją drogową. Zebrała za niego mnóstwo pochwał i nagród, i właśnie niedawno udało jej się sprzedać go ogólnopolskiej Trójce.

– Jestem bardzo ciekawa, czy to był jej własny pomysł, czy Żożo ją poprosił… w ramach rewanżu!

– Rewanżu za co? Za interesy, czy wprost przeciwnie, życie prywatne?

– Za jedno i drugie. Ciekawe, czy już ktoś podkablował policji, żeby się zajęła Żożem…

– Słuchajcie, a kto z was go ostatnio widział? – Depresja Ilonki chwilowo znikła. – Bo ja bym go chętnie zapytała…

Zwariowałaś, Bucka chcesz pytać? A co on ci odpowie? Że pani dyrektor mu zaproponowała, a on nie zamierza się jej sprzeciwiać.

– Przecież baba zeszła!

– No i jeszcze gorzej. Kolega Bucek przez nieodżałowaną pamięć nieboszczki poleci do Eugeniusza i zaklepie sobie twój magazyn. Jeżeli już tego nie zrobił…

– O cholera! Niedoczekanie!

Ilonka zdecydowanym gestem przesunęła Gizma, który zdążył przysnąć na jej biurku i złapała za telefon.

– Halo, halo! Pani Jolu, niesłychanie pitna sprawa do szefa!… No, mówię przecież, że pilna! Oczywiście, że w sprawie morderstwa!

Newsroom słuchał z dużym zaciekawieniem.

– Geniusz! To ja. Ilona. Muszę do ciebie natychmiast przyjść. Masz teraz jakichś gości? Nie, nie zajmę ci dużo czasu. Chyba Jola ci już powiedziała? Oczywiście, że sprawa morderstwa! Lecę!

Rzuciła słuchawką, poderwała się z miejsca, chwyciła opierającego się mopsa, umieściła sobie pod pachą i wybiegła.

Newsroom nie krył rozczarowania. Wszyscy chętnie posłuchaliby wymiany zdań między rozjuszoną Ilonką a szefem, a tak, niestety, będą musieli zadowolić się ustną relacją. To zdecydowanie nie to samo. Westchnęli zbiorowo i wrócili do przerwanej pracy nad dzisiejszym wydaniem codziennego programu informacyjnego.

13
{"b":"88017","o":1}