Z rozmysłem zostawiam trochę tego zapachu w pokoju 228.
Zamykam drzwi i idę do kanciapy. Chowam odkurzacz, pudełko z przyborami, a potem zdejmuję różowo-biały mundurek i przez chwilę stoję naga, bez właściwości. Żeby Przemiana mogła się odbyć w drugą stronę, muszę włożyć kolczyki, kolorową sukienkę, zmierzwić włosy i zrobić makijaż.
Gdy wychodzę na zalaną słońcem ulicę, mijam przebierającego się w bramie Szkota. Kraciasta spódniczka leży na kobzie, a on zapina modne dziurawe dżinsy.
– Wiedziałam, że jesteś fałszywy – mówię.
Uśmiecha się tajemniczo i robi do mnie oko.
1989