radziłam mu, ażeby was jutro odwiedził.
- Jak to dobrze!... - zawołała uradowana. panna Izabela.
- A widzisz!... - odpowiedziała hrabina całując ją. - Ciotka zawsze o tobie myśli.
Dla ciebie jest to wyborna partia, którą tym łatwiej będzie zrobić, że Tomasz ma
kapitalik, który powinien mu wystarczyć, a Kazio coś słyszał o zapisie ciotki
Hortensji dla ciebie. No, przypuszczam, że Starski jest trochę zadłużony. W
każdym razie to, co mu zostanie z majątku babki, z tym, co ty możesz wziąć po
Hortensji, powinno by wam na jakiś czas wystarczyć. A później zobaczymy. On
ma jeszcze stryja, ty masz mnie, więc wasze dzieci nie doznają biedy.
Panna Izabela w milczeniu ucałowała ręce ciotki. W tej chwili była tak piękna,
że hrabina schwyciwszy ją w objęcia pociągnęła do lustra i śmiejąc się rzekła:
- No, proszę cię, tylko mi jutro tak wyglądaj, a przekonasz się, że w sercu Kazia
odnowią się zabliźnione rany... Choć szkoda, żeś go wtedy odrzuciła!...
Mielibyście dziś ze sto albo i sto pięćdziesiąt tysięcy rubli więcej... Wyobrażam
sobie, że ten biedny chłopak z rozpaczy musiał bardzo wydawać pieniądze. Ale,
ale... - dodała hrabina - czy prawda, że chcecie jechać z ojcem do Paryża?..
- Mamy zamiar.
- Proszę cię, Belu - upominała ją ciotka - tego nie rób. Ja właśnie chcę wam
zaproponować, ażebyście u mnie spędzili tę resztkę lata. I musisz to zrobić,
choćby ze względu na Starskiego. Pojmujesz, że młody chłopak na wsi będzie
się nudził, będzie marzył... Możecie widywać się co dzień, a w takich
warunkach najłatwiej będzie przywiązać go, a nawet... zobowiązać...
Panna Izabela zarumieniła się mocniej niż poprzednio i spuściła piękną głowę.
- Ciociu! - szepnęła.
- Ach, moje dziecko, tylko nie baw się ze mną w dyplomatkę. Panna w twoim
wieku już powinna wyjść za mąż, a nade wszystko nie powtarzać dawnych
błędów. Kazio jest wyborną partią: nieprędko sprzykrzy ci się, no... a gdyby się
sprzykrzył, to... już będzie mężem i na wiele rzeczy musi być pobłażliwym, tak
jak i ty dla niego. Gdzież ojciec?
- Ojciec trochę niezdrów...
- Wielki Boże!... Chyba zanadto wzruszyło go niespodziewane szczęście...
- Ojciec właśnie zachorował z gniewu na tego Żyda...
- On wiecznie w złudzeniach! - odparła hrabina podnosząc się z kanapy. -
Wstąpię do niego na chwilę i pogadam o waszych wakacjach. Co zaś do ciebie,
Belu, spodziewam się, że potrafisz skorzystać z czasu.
Po półgodzinnej, poufałej konwersacji z panem Tomaszem hrabina pożegnała
siostrzenicę, jeszcze raz polecając jej Starskiego.
265
Około dziewiątej pan Tomasz, wbrew zwyczajowi, poszedł spać, a panna
Izabela wezwała do swego pokoju na rozmowę kuzynkę Florentynę.
- Wiesz, Floro - rzekła siadając w półleżącej pozycji na szezlongu - powrócił
Kazio Starski i jutro ma być u nas.
- Aaa!... - szepnęła panna Florentyna, jakby wypadek ten był już jej wiadomy. -
Wiec nie gniewa się?... - spytała akcentując ostatni frazes.
- Zapewne... Zresztą nie wiem... - uśmiechnęła się panna Izabela. - Ciotka mówi,
że jest bardzo piękny...
- I zadłużony... Ale cóż to szkodzi. Kto dzisiaj nie ma długów!
- Cóż byś powiedziała, Floro, gdybym...
- Gdybyś za niego wyszła?... Naturalnie, powinszowałabym wam obojgu. Ale co
na to powie baron, marszałek, Ochocki, a nade wszystko... Wokulski?...
Panna Izabela podniosła się gwałtownie.
- Moja droga, skądże znowu przychodzi ci do głowy ten... Wokulski?...
- Nie mnie on przychodzi do głowy - odparła panna Florentyna skubiąc taśmę
swego stanika - tylko przypominam sobie, coś mi mówiła jeszcze w kwietniu...
że ten człowiek od roku ścigał cię spojrzeniami, że osacza cię ze wszystkich
stron...
Panna Izabela roześmiała się.
- Ach, pamiętam!... Rzeczywiście, tak mi się wówczas zdawało... Dziś jednak,
kiedym go poznała trochę lepiej, widzę, że nie należy do tej kategorii ludzi,
których można się lękać. Uwielbia mię po cichu, to prawda! ależ tak samo
będzie mnie uwielbiał nawet wówczas, gdybym wyszła za... za mąż...
Wielbicielom tego, co Wokulski, gatunku wystarcza spojrzenie, uścisk ręki...
- Czy jesteś tego pewna?
- Najzupełniej. Zresztą przekonałam się, że to, co wydawało mi się sidłami z
jego strony, jest tylko interesem. Ojciec pożycza mu trzydzieści tysięcy rubli i
kto wie, czy wszystkie jego zabiegi nie do tego były skierowane...
- A jeżeli jest inaczej? - zapytała panna Florentyna, ciągle bawiąc się obszyciem
swego stanika. - Moja droga, dajże spokój! - oburzyła się panna Izabela. - Co ci
na tym zależy, ażeby psuć mi humor?
- Tyś to powiedziała, że c i ludzie umieją cierpliwie czekać, usidlać, nawet
wszystko ryzykować i łamać...
- Ale nie Wokulski.
- Przypomnij sobie barona.
- Baron obraził go publicznie.
- A ciebie przeprosił.
- Ach, Floro, proszę cię, nie dręcz mnie!... - wybuchnęła panna Izabela. -
Gwałtem chcesz zrobić demona z kupczyka, może dlatego, że... tyle straciliśmy
na kamienicy... że ojciec jest chory i że... Starski wrócił....
Panna Florentyna zrobiła gest, jakby chcąc jeszcze coś powiedzieć, ale
pohamowała się.
- Dobranoc, Belu - rzekła. - Może teraz masz rację...
266
I wyszła.
Przez całą noc śnił się pannie Izabeli Starski jako mąż, Rossi jako pierwszy
platoniczny kochanek, Ochocki jako drugi, a Wokulski jako plenipotent ich
majątku. Dopiero około dziesiątej rano obudziła ją panna Florentyna donosząc,
że przyszedł Szpigelman i jeszcze jeden Żyd.
- Szpigelman?... Ach, prawda!... Zapomniałam o nim. Powiedz mu, niech
przyjdzie później... Czy papo wstał?
- Wstał od godziny. Mówiłam mu właśnie o Żydach, a on prosi cię, ażebyś
napisała list do Wokulskiego....
- Po co?...
- Żeby był łaskaw przyjść do nas w południe i uregulować rachunki tych Żydów.
- Prawda, że Wokulski ma nasze pieniądze - rzekła panna Izabela. - Ale mnie
pisać o tym do niego nie wypada. Napisz ty, Floro, w imieniu ojca... O, tu jest
papier, na moim biurku...
Panna Florentyna napisała żądany list, a tymczasem panna Izabela zaczęła się
ubierać. Wiadomość o Żydach zrobiła na niej wrażenie zimnej wody, a myśl o
Wokulskim zaniepokoiła ją.
„Więc my naprawdę nie możemy obejść się bez tego człowieka?... mówiła w
duszy. - No, jeżeli ma nasze pieniądze, to naturalnie musi spłacać nasze długi...”
- Bardzo go proś - rzekła do panny Florentyny - ażeby przyjechał jak
najśpieszniej... Bo gdyby tych obrzydliwych Żydów zastał u nas Starski...
- Zna on ich dawniej aniżeli my - szepnęła Flora.
- W każdym razie byłoby to okropne. Ty nie wiesz, jakim tonem przemawiał do
mnie wczoraj ten... ten...
- Szpigelman - wtrąciła panna Florentyna. - O, to zuchwały Żyd...
Zapieczętowała list i wyszła z nim do przedpokoju, ażeby wyprawić
czekających tam Żydów. Panna Izabela uklękła przed alabastrowym posążkiem
Matki Boskiej błagając ją, ażeby posłaniec zastał Wokulskiego w domu i ażeby
Starski nie spotkał się u nich z Żydami. Alabastrowa Matka Boska wysłuchała
próśb panny Izabeli; w godzinę bowiem, przy śniadaniu, Mikołaj doręczył jej
trzy listy. Jeden był od ciotki hrabiny. Zawiadamiała w nim, że dziś między
drugą i trzecią przyjdą do jej ojca lekarze na konsylium, że Kazio Starski
wyjeżdża przed wieczorem i że może wpaść do nich lada chwilę.
„Pamiętajże; droga Belciu - kończyła ciotka - postępować tak, ażeby chłopiec
myślał o tobie przez drogę i na wsi, dokąd wy z ojcem za kilka dni musicie
przyjechać. Ja już urządziłam się w ten sposób, że ani w Warszawie nie widział
żadnej panny, ani na wsi nie spotka (prócz ciebie, duszko) żadnej innej kobiety.