Литмир - Электронная Библиотека

A ci marynarze moi, co uszy mają pełne szumu wielkich mórz, oni też słuchali mnie cierpliwie;

ale nie będą czekać już dłużej.

Jestem gotów.

Strumień dosięgnął morza; raz jeszcze wielka Macierz trzyma syna w swoich ramionach.

Zegnaj, ludu Orfalezu.

Dzień ten się skończył.

Zamyka się oto nad nami, jako nad własnym jutrem stula się lilia wodna.

Co było nam tutaj dane, przechowamy skrzętnie;

a jeśli to nie wystarczy, tedy znów razem musimy się zejść i razem dłonie nasze ku Dawcy wyciągnąć.

Pamiętajcie że do was powrócę,

Maluczko, a tęsknota moja zgarnie pianę i proch, by nowe stworzyć ciało.

Żegnajcie wszyscy i żegnaj młodości, którą spędziłem wśród was.

Zaledwie wczoraj spotkaliśmy się we śnie.

Śpiewaliście mi pieśń w mej samotności, a jam z tęsknot waszych wzniósł wieżę w błękitach.

Lecz dziś sen nasz się prześnił, marzenie skończyło, a poranna jutrzenka już nie świeci.

Południe podniosło się nad nami, półsen nasz rozkwitł w pełnię dnia.

I chwila rozstania nadeszła.

Jeśli kiedyś, o zmierzchu pamięci, spotkamy się raz jeszcze, będziemy znów razem gawędy prowadzić, a pieśń którą mi zaśpiewacie jeszcze głębiej sięgnie.

A jeśliby dłonie nasze miały się spotkać w innym śnie, tedy nową wieżę wzniesiemy w błękitach.

Z tym słowem na ustach dał znak marynarzom, a oni w mig podnieśli kotwicę i okręt zwolniony z uwięzi, ruszył na wschód.

I płacz wielki, jakby z jednego idący serca, wyrwał się z piersi ludu i wzniósł się w zmierzch, i wybiegł na morze, jakoby dźwięk surmy.

Tylko Almitra stała w milczeniu, zapatrzona w oddalający się statek, aż zniknął we mgle.

I gdy rozproszył się już wszystek lud ona wciąż jeszcze stała na murach przystani, a w sercu słyszała jego słowa:

„Maluczko, maluczko, chwila wytchnienia na skrzydłach wiatru, a inna kobieta uniesie mnie w łonie.”

11
{"b":"122384","o":1}