Литмир - Электронная Библиотека
A
A

A przecież powieściowy debiut Lema da się lubić z kilku niebłahych powodów. Przede wszystkim jest to utwór naprawdę ciekawy, który świetnie się czyta. Historia badań nad mechaniczno — biologiczną istotą wydobytą z marsjańskiego pojazdu trzyma w napięciu, bo obiecuje niebezpieczną i pasjonującą przygodę z Innością, a przy tym nie podsuwa żadnych łatwych rozwiązań. W istocie o tytułowym „człowieku” niemal niczego nie możemy się definitywnie dowiedzieć. Uczeni biorący udział w badaniach dziwnego cyborga zostają wprawdzie na koniec (w niejednakowym stopniu) wprowadzeni w marsjańską rzeczywistość, ale niewiele mogą lub chcą nam z tego przekazać. Sama istota — hybryda próbuje raczej rzucić piaskiem w oczy Ziemianom — i w samej rzeczy trudno jej się dziwić: badacze chcieliby w niej mieć raz partnera przyjaznych rozmów i porozumień, innym znów razem — posłuszny obiekt podtruwań i wiwisekcji. W podstępnych i groźnych działaniach samotnego przecie i nie w pełni sprawnego „potwora” należałoby zatem dostrzec nie mniejszą dozę heroizmu, niż w wysiłkach walczących z nim ludzi.

Słowo „heroizm” jest tu na miejscu, ponieważ zetknięcie dwu planetarnych cywilizacji Lem przedstawia — pewnie na wzór Wellsa — w kategoriach walki, pełnej poświęceń i bohaterstwa machii, w której stawką jest istnienie i tożsamość człowieka i jego kultury. Człowiek z Marsa jest bez wątpienia jednym z całej plejady utworów napisanych podług wzorca Wojny światów; powstało takich bardzo wiele w latach dwudziestych i trzydziestych naszego wieku. Kolejne dziesięciolecia wzbogaciły klasyczną „powieść o inwazji z kosmosu” o aluzje do hitlerowskiego czy komunistycznego zagrożenia. W krajach imperium Stalina powstawała odpowiednia wersja takiej fantastyki przepuszczonej przez polityczne pryzmaty i zapewne już trzy lata później Lem nie mógłby swej powieści napisać, nie przenosząc akcji w środowisko bohaterskich obrońców skomunizowanej ludzkości, nie czyniąc też z najeźdźców karykatury amerykańskich imperialistów (podług tego przepisu powstawali już Astronauci). W Człowieku z Marsa nie znajdziemy jeszcze śladu takich obowiązkowych koncesji na rzecz propagandy. Rzecz dzieje się wprawdzie w Ameryce, ale chyba tylko dlatego, że stanowiła ona wdzięczne tło dla akcji po części sensacyjnej, po części zaś wprowadzającej elementy najbardziej naówczas zaawansowanej techniki i nauki. Nic dziwnego: w świadomości potocznego czytelnika wszystko, co „amerykańskie”, było wówczas nie tylko fascynujące, ale też — „najlepsze”, „najnowocześniejsze” (Tyrmand i Hłasko — każdy w swych wspomnieniach — pokazują, jak groteskowo bezskuteczne były próby komunistycznej władzy, aby ów stan rzeczy odmienić).

Ze stereotypu „inwazyjnego” — co należałoby może zapisać na plus książce — Człowiek z Marsa wyłamuje się jako dzieło znacznie bardziej kameralne od Wellsowskiego pierwowzoru, przenoszące akcję w wąskie środowisko uczonych i techników — owej awangardy współczesnej ludzkości, awangardy przyjmującej na siebie ciężar spotkania z Innością i sprostania jej w bezpośrednim kontakcie. Nie znajdziemy więc tutaj efektownej batalistyki — raczej próbę inteligencji i charakterów. Pod tym względem powieść przypomina nieco Solaris — a scena bezpośredniej, pozajęzykowej „komunikacji” człowieka z zaziemską istotą w obu książkach wygląda analogicznie. Oczywiście Solaris jest powieścią nieporównanie głębszą intelektualnie, niepokojącą poznawczo, niejednoznaczną w interpretacji. Przesłanie Człowieka z Marsa znacznie łatwiej zrekonstruować: pisarz zdaje się opowiadać po prostu za integralnością ludzkiej natury — wraz z jej emocjami, etyką miłości i solidarności. „Potworowi” z innej planety nie oddaje się tu sprawiedliwości, przeciwnie — trochę na wiarę przyjąć musimy, że jest istotą diaboliczną i właściwie niegodną poznania. Inaczej niż w książkach późniejszych, Lem w Człowieku z Marsa występuje jako bezwzględny apologeta ludzkości, przestrzegający przed jakimikolwiek koncesjami na rzecz Obcych. Wygląda to na tle późniejszych książek tego autora dość zaskakująco, warto więc zastanowić się głębiej, dlaczego książka jest taka, jaka jest.

Cóż kształtowało Człowieka z Marsa? Po pierwsze, na pewno konwencja. Nie zrozumie Lema właściwie ten, kto owego „współczynnika konwencjonalności” nie weźmie pod uwagę. Nawet w najdojrzalszych swych dziełach Lem jako punkt wyjścia bierze jakieś gatunkowe schematy, z których rodem są często różne „nieprawdopodobne” elementy przedstawianych światów (Kosmos rojący się od żyjących istot w Dziennikach gwiazdowych, baśniowe królestwa planetarne w Cyberiadzie, sztuczny mózg pragnący władzy nad światem w Przyjacielu i Rozprawie itd.). W Człowieku z Marsa rodem z konwencji jest samo zderzenie ludzkości z nieludzkością, w którym ta pierwsza musi wziąć górę, przeszedłszy jednak po drodze oczyszczającą próbę prawdy. Tak właśnie konstruował swe powieści Wells, który nie tyle interesował się pozaziemskimi stworami, ile samymi ludźmi: to oni przecie, z Biblią w ręku, zbrojni w proste zasady moralne, mieli zwyciężyć Zło i odrodzić się w nowym, lepszym świecie. W pierwszych „powieściach o inwazji” Obcy pojawiają się jak trzęsienie ziemi czy inny tego rodzaju kataklizm, któremu trzeba stawić czoła, nie deliberując o racjach i nie próbując dystansować się od ludzkiej gatunkowej istoty — chyba po to tylko, by powrócić do najgłębszych jej korzeni, odcinając się od wszystkiego, co niegodne człowieka.

Ale powieści Wellsowskie z ducha są także apoteozą nauki i to nauki jeszcze nie zinstytucjonalizowanej, bliskiej indywidualnemu doświadczeniu. I choć Lem tylko w konwencjonalnym cudzysłowie pozwala sobie na wizje samotnych uczonych — dziwaków, konstruujących w domowym warsztaciku urządzenia, o których nie śniło się w instytutach i uniwersytetach, to jednak zawsze chętnie pokazuje sytuacje wymagające od uczonego natychmiastowej reakcji intelektualnej, sprawdzenia swej wiedzy i umiejętności decydowania w warunkach ekstremalnych i doraźnych. Oto kolejna nić wiążąca go z angielskim mistrzem science fiction i skłaniająca do konstruowania fabuły wbrew życiowemu prawdopodobieństwu: ostatecznie trudno sobie wyobrazić, by nawet w Ameryce udało się tak radykalnie „sprywatyzować” przybysza z obcej planety, zamknąć go w hermetycznym laboratorium z dala od rządowych agencji, prasy, FBI itp. Tymczasem taka izolacja potrzebna jest pisarzowi jak gdyby po to, by ludzkie indywidualności bohaterów zagrać mogły pełnym blaskiem.

Ale Człowiek z Marsa to także utwór należący do literatury tuż powojennej, napisany równolegle z innymi sensacyjnymi opowieściami Lema, odpowiadający też na szczególne zapotrzebowania ówczesnej publiczności. Widzę tu kilka istotnych konsekwencji tego stanu rzeczy. Pierwsza wiąże się z najogólniej pojmowaną sytuacją militarnego zagrożenia. Społeczeństwa mające za sobą doświadczenie wojny przywykły do tego, że ich spokój może zostać raptownie zburzony, przy czym groźba przyjść może z najmniej spodziewanej strony: atak na Pearl Harbour, wybuch bomby w Hiroszimie, nalot na Drezno — to typowe dla ostatniej wojny sytuacje, gdy grom spada z jasnego nieba na nie przygotowanych mieszkańców spokojnego dotąd skrawka ziemi. Przy tym nowe, nieznane często środki techniki bojowej mogą kompletnie zaskoczyć obrońców, oczekujących konwencjonalnych zagrożeń. Człowiek z Marsa zdaje się być odpowiedzią na tego typu nastroje, wywołane zresztą przez dwudziestowieczne, błyskawiczne zmiany w dziedzinie techniki bojowej, które przenoszą nacisk ze zwykłych starć orężnych na nie ustającą nigdy walkę uczonych w laboratoriach poza linią frontu. Stąd rodem jest także spowijająca całą awanturę obsesja tajności: uczeni chronią się przed najściem postronnych osób niczym konstruktorzy nowej, nieznanej broni. Akcja utworu stylizowana jest po trosze na sensacyjne powieści o działaniach wywiadu, a opisy ukrytego przed ciekawskimi laboratorium przypominają nieco strony innej Lemowej opowieści z tamtych czasów — drukowanego w odcinkach w „Żołnierzu PolskimMiasta atomowego. Cóż się dziwić: zaraz po wojnie podwoje tajnych ośrodków techniki wojennej uchyliły się nieco, ekscytując publiczność, która dopiero co dowiedziała się, jakie nowe apokalipsy gotują ludziom uczeni.

26
{"b":"115715","o":1}