Jakkolwiek by było, dopóki nie nastanie ten dzień, mamy tutaj książki, jak pulsującą galaktykę, a zawarte w nich słowa są pyłem kosmicznym unoszącym się w powietrzu w oczekiwaniu na spojrzenie, które przyporządkuje im jakiś desygnat albo odnajdzie w nich jakieś nowe znaczenie, bo tak właśnie zmieniają się wyjaśnienia wszechświata, także wyroki, które wcześniej wydawały się niepodważalne, otrzymują nagle nową interpretację, możliwość zaistnienia ukrytej sprzeczności, oczywistości własnego błędu. Tutaj, w tym gabinecie, gdzie prawda nie może być niczym więcej jak twarzą nakładaną na różne nieprzeliczone maski, znajdują się zwyczajowe słowniki języka i słownictwa, Morais i Aurelio, Moreno i Torrinhe, kilka gramatyk, Podręcznik doskonałego redaktora, vademecum profesji, lecz znajdują się też historie sztuki, świata ogólnie, Rzymian, Persów, Greków, Chińczyków, Arabów, Słowian, Portugalczyków, cóż, prawie wszystkich ludów lub narodów, i historie nauki, literatur, muzyki, religii, filozofii, cywilizacji, mały Larousse, skrócony Quillet, zwięzły Robert, Encyklopedia polityki, Luzo-Brasileira, Britannica, niepełna, Słownik historii i geografii, wielki atlas tych dziedzin, atlas Joao Soaresa, dawny, Annały historyczne, Słownik współczesnych, Słownik biograficzny, Podręcznik księgarza, Słownik bajek, Biografia mitologiczna, Bibliotheca Lusitana, Słownik geografii porównawczej, starożytnej, średniowiecznej i nowożytnej, Atlas historyczny studiów współczesnych, Słownik nauk humaniatycznych, sztuk pięknych i nauk moralnych i politycznych i, aby zakończyć nie spis powszechny, lecz to, co bardziej rzuca się w oczy, Wielki słownik biografii i historii, mitologii, geografii staro- i nowożytnej, starożytności i instytucji greckich, rzymskich, francuskich i zagranicznych, by nie zapomnieć o Słowniku dziwności, rzeczy nieprawdopodobnych i ciekawostek, gdzie, zaskakujący zbieg okoliczności, który świetnie nam tu pasuje, przytacza się jako przykład błędu stwierdzenie uczonego Arystotelesa, że mucha domowa ma cztery nogi, redukcję arytmetyczną, którą następni autorzy powtarzali przez wieki wieków, kiedy już nawet dzieci wiedziały, dzięki okrucieństwu i eksperymentom, że mucha ma sześć nóg, bo wszak od czasów Arystotelesa je muchom urywały, lubieżnie licząc, jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, lecz te same dzieci, kiedy wyrosły i czytały uczoną grekę, mówiły jedno do drugiego, Mucha ma cztery nogi, tyle może zdziałać mistrzowski autorytet, tak oto cierpi prawda na skutek nauk, które nam dają.
Ta niespodziewana inwazja poza granice entomologii pokazuje nam w sposób niezbity, że źródłem błędów zarzucanych redaktorowi była jedna z tych książek, które powtarzają bez sprawdzania dzieła starsze, a skoro tak jest, żałujemy, że stał się on niewinną ofiarą własnej łatwowierności i cudzego błędu. Prawdą jest, że przejawiając taką wyrozumiałość, moglibyśmy ponownie ulec pokusie powszechnego usprawiedliwienia, czego już raz doświadczyliśmy, lecz nie zrobimy tego bez uprzedniego postawienia warunków, może redaktor, dla własnego dobra, skorzysta z nauki, jaką o błędach dał Bacon, następny uczony, w książce zatytułowanej Novum Organum. Dzieli on błędy na cztery kategorie, konkretnie idola tribus albo błędy natury ludzkiej, idola specus albo błędy osobiste, idola fori albo błędy języka i w końcu idola theatri albo błędy systemów. W pierwszym przypadku źródłem błędu jest niedoskonałość zmysłów, wpływ uprzedzeń i namiętności, przyzwyczajenie do oceniania wszystkiego za pomocą nabytych idei, nasza niezaspokajalna ciekawość, pomimo ograniczeń nałożonych na naszą duszę, skłonność, która prowadzi nas do odnalezienia większej liczby analogii pomiędzy rzeczami, niż ich jest w rzeczywistości. W drugim przypadku przyczyną błędu jest różnica pomiędzy duszami, jedne gubią się w szczegółach, inne w nadmiernym uogólnieniu, a także skłonność, jaką mamy do pewnych gałęzi wiedzy, co skłania nas do redukowania wszystkiego do nich. Co się tyczy trzeciego przypadku, przypadku błędów języka, zło polega na tym, iż często słowa nie mają żadnego znaczenia albo jest ono nieokreślone, albo można im przypisać różne znaczenia, i na koniec, w czwartym przypadku jest tyle błędów systemów, że nigdy byśmy nie skończyli ich wymieniać. Niechże więc skorzysta redaktor z tego katalogu, a osiągnie sukces, i niech też skorzysta z dobrodziejstw sentencji Seneki, przemilczanej, gdyż tak jest lepiej w dzisiejszych czasach, Onerat discentem turba, non instruit, maksyma lapidarna, którą wiele lat temu matka redaktora, nie znając łaciny i bardzo niewiele rozumiejąc z własnego języka, przekładała z nieustraszonym sceptycyzmem, Im więcej czytasz, tym mniej się uczysz.
Jednak zachowując coś z tych pytań i odpowiedzi, proszę potwierdzić, iż nie było błędem napisanie tego wszystkiego, bo w końcu zostało odnotowane tylko, że almuadem był niewidomy. Historyk, który mówi jedynie o minarecie i muezinie, może nie wiedzieć, że niemal wszyscy muezini w owym czasie i jeszcze długo potem byli niewidomi. A jeśli o tym wie, może wyobraża sobie, że powołaniem inwalidów jest śpiew modlitewny albo że społeczności mauretańskie rozwiązywały w ten sposób, częściowo, jak zawsze robiono i dalej będzie się robić, problem zatrudniania ludzi, którym brakowało cennego zmysłu wzroku. Jego to błąd tym razem, na każdego przychodzi kolej. Zgodnie z prawdą historyczną, proszę zapamiętać, almuademów wybierano spomiędzy niewidomych nie ze względu na humanitarną politykę zatrudnienia albo dzięki skierowaniu do pracy zgodnej z fizycznymi preferencjami, ale dlatego, żeby nie mogli mieć wglądu w intymność patio i tarasów, nad którymi z wysokości almadeny górowali. Redaktor nie wie już, skąd się tego dowiedział, z pewnością przeczytał w książce godnej zaufania, której czas nie poprawił, dlatego może teraz się upierać, że almuadenowie byli niewidomi, tak, proszę pana. Niemal wszyscy. Dopiero kiedy zdarzyło mu się o tym pomyśleć, nie potrafi powstrzymać wątpliwości, czy tym mężczyznom nie wykłuwano jaśniejących oczu, jak to robiono, a może nadal się robi słowikom, aby światło pozostało dla nich tylko głosem usłyszanym w mroku, ich własnym głosem, albo może tego drugiego, który potrafi tylko powtarzać wymyślane przez nas słowa, którymi staramy się wyrazić wszystko, dziękczynienie i przekleństwo, nawet to, na co nigdy nie będzie słowa, nienazwane.
Redaktor ma imię, brzmi ono Raimundo. Już czas najwyższy, byśmy poznali osobę, o której tak niedyskretnie mówiliśmy, jeżeli imię i nazwisko kiedykolwiek mogły wnieść coś nowego do znanych elementów opisu, wieku, wzrostu, wagi, budowy ciała, odcienia skóry, koloru oczu i włosów oraz ich rodzaju, czy są proste, kędzierzawe i kręcone, czy w ogóle już ich nie ma, tembru głosu, czystego czy chropawego, charakterystycznej gestykulacji, sposobu chodzenia, zważywszy na to, że jeśli nawet wiemy to wszystko, a czasem znacznie więcej, i tak nam to nie wystarcza, nie potrafimy nawet wyobrazić sobie, czego nam brakuje. Może tylko jednej zmarszczki albo kształtu paznokci lub grubości nadgarstka, może zarysu brwi albo dawnej i niewidocznej blizny lub nazwiska, które nie zostało wypowiedziane, w tym wypadku Silva, pełne imię i nazwisko brzmi Raimundo Silva, w ten sposób przedstawia się, kiedy musi to zrobić, pomijając Benvindo, którego nie lubi. Nikt nie jest zadowolony z tego, co przynosi mu los, taka jest ogólna prawda i Raimundo Silva, który nade wszystko powinien doceniać imię Benvindo, znaczące dokładnie to, co obwieszcza, witaj w życiu, mój synu, ale nie, drogi panie, nie lubi tego imienia, mawia, że na szczęście zanikła już tradycja, zgodnie z którą rodzice chrzestni decydowali o delikatnych kwestiach onomastyki, chociaż przyznaje, iż podoba mu się bardzo bycie Raimundem z powodu jakiegoś uroczystego czy pradawnego brzmienia tego słowa. Rodzice Raimunda spodziewali się otrzymać dla dziecka część dóbr pani, która została jego matką chrzestną, dlatego to, uchybiając tradycji każącej nadać chłopcu imię ojca chrzestnego, dodano imię kumy zmienione na rodzaj męski. Przeznaczenie nie zajmuje się wszystkimi sprawami w taki sam sposób, doskonale o tym wiemy, lecz w tym wypadku można rozpoznać pewną zbieżność pomiędzy dobrami, które nigdy nie przyniosły nic dobrego, i tak zdecydowanie odrzucanym imieniem, nie należy jednak podejrzewać istnienia związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy zawodem i odrzuceniem. W przypadku Raimunda Benvinda Silvy powody, które w pewnych momentach jego życia były przyczyną gorzkiej frustracji, dzisiaj są natury czysto estetycznej, bo niezbyt dobrze brzmią mu dwa gerundia obok siebie, oraz, by tak rzec, etycznej i ontologicznej, bo zgodnie z jego pozbawionym złudzeń rozumieniem jedynie bardzo czarna ironia mogłaby pozwolić wierzyć, że ktokolwiek jest rzeczywiście mile widziany na tym świecie, co nie zmienia faktu, że niektórzy są na nim doskonale ustawieni.