Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Miała podobno siedemnaście lat.

– A, to może. Poznałyśmy się, jak już miała osiemnaście.

– Zauważ, że sama mi przypomniałaś o tej scenie przed lustrem w kawami. Renuś i jakiś drugi, podobny. Bez komentarzy na razie. Renuś, mówisz, kombinuje z Nowakowskim, otóż może o tym nie wiesz, ale Nowakowski stanowił niejako warstwę wierzchnią, jawną, za plecami miał Sprzęgieła. Sprzęgieł robił swoje świństwa jako tajemnicza twarz, nigdy osobiście, zawsze przez posły. Mnie niszczył przeważnie Nowakowskim, dlatego ugruntowało się mniemanie, że to Nowakowski świni, a ja wolałem nie dementować z hukiem. Ze Sprzęgiełem rozmawiałem ze dwa razy przez telefon, niechętnie te konwersacje wspominam, a na własne oczy w życiu go nie widziałem.

– I nawet nie wiesz, jak wygląda?

– Pojęcia nie mam. Chyba sama rozumiesz, że nie rwałem się do oglądania wrednej mordy? Podejrzewam, że jedyną osobą, która z pewnością zna go z aparycji bardzo dokładnie, jest Halina. Nie sądzę, żeby ją pieprzył wyłącznie w ciemnościach.

– I siedział w MSW – wtrąciłam w zadumie. – O ile wiem, oni sobie nie wybierali panienek jak popadnie, musieli się ograniczać do takich specjalnie przydzielanych. No owszem, eks-twoja Halusia miała prawo budzić wielkie namiętności…

Grzegorz spojrzał na mnie z niedowierzaniem i wzruszył ramionami.

– W duchy wierzysz? Namiętnościom nie przeczę, tym bardziej, jaki normalny facet nie potrafi wyskoczyć z przepisów? Musiał trąbić na rynku, że za Halusią lata?

– A jednak przyjaciółki wiedziały. Co najmniej jedna.

– Z donosem do UB nie poleciała. Może Halusia była jedynym wypaczeniem Sprzęgieła. Słuchaj, czy musimy akurat to rozważać? Sprzęgieł stanowi w tej chwili tylko jedno ogniwo z łańcucha moich skojarzeń. Na wszelki wypadek chciałbym wiedzieć, co się z nim dzieje obecnie?

– Tego ci powiedzieć nie potrafię. Ale może doszłabym jakoś drogą żmudnych dociekań i znęcania się nad ludźmi.

– Spróbuj.

– A pewnie, że spróbuję. Też mnie to ciekawi.

– Wracając do baranów… Skąd właściwie ty w tej imprezie?

Skupiłam się i postarałam powtórzyć wszystko, co od początku ględziłam do niego nieco chaotycznie. Nie musiał w końcu pamiętać każdego mojego słowa, szczególnie w sytuacji nietypowo skomplikowanej.

– Z dwóch źródeł. Jedno oficjalne, mówiłam ci, w prasie spaskudziłam im parszywy biznes, nie wiedząc wcale, o kim piszę. Kontynuują, zatem spaskudziłam bardzo miernie, ale mogą się obawiać dalszego ciągu. Może ktoś tam z tej całej odgórnej sitwy wystraszył się i zaczął stwarzać trudności, co podwyższyło koszty. Były kontrole, mogły nieco nabruździć, należało zamknąć mi gębę. Drugie źródło, chyba raczej prywatne, to ta cholerna Helena, świeć Panie nad jej duszą. Ciągle słyszę gadanie o zbrodni, wiąże się ściśle z Renusiem i Miziutkiem, a Helena, na moje oko, weszła w komitywę z tym eks-moim, może wysnuła własne wnioski, kłapnęła gębą i wystawiła mnie na strzał. Tak to widzę. Papiery… Papiery mogą przybrać rozmaitą postać, na przykład zdjęcie, na którym Renuś podrzyna komuś gardło, albo odwrotnie, a to zdjęcie, ich zdaniem, powinnam trzymać przy piersi. Sypiam na nim. Leży u mnie w piwnicy. A może zeznanie, podpisane przez wiarygodnych świadków. W każdym razie ja to mam i coś z tym fantem muszą zrobić. Możliwości jest zatrzęsienie, chociażby takie coś, facet z kliki chce się zwinąć z majątkiem, ktoś tam nabrał podejrzeń, utrudni mu przez zwykłą zawiść, ktoś coś odgadł i wystartował z szantażem. Do interesów nadaję się jak szafa gdańska do roweru.

– Sprzęgieł ma za sobą wesołe wydarzenia – mruknął Grzegorz z lekką irytacją.

– O ile wiem, rąbnął ze trzy osoby w ramach obowiązków służbowych. Jak one były służbowe, to ja jestem kardynał.

– Może by warto dociec…?

– Nie rozśmieszaj mnie. Coś tu się działo dużego z aktami MSW i UB…? Kto to odnajdzie? A w ogóle oszalałaś chyba, masz zamiar wdawać się w takie rzeczy?! Mam cię przemocą wywlec z tego kraju i ulokować we Francji? W zamknięciu? Nie wygłupiaj się, nie mam jeszcze zamku z wieżą i lochami!

– Jeśli już, to raczej na wieży – poprosiłam z roztargnieniem – W lochach źle się czuję. Czekaj, to może być właśnie to. Mam na myśli dokumenty, mogą sobie głupio wyobrażać, że ten eks-mój dopadł czegoś tam z tych zniszczonych czy ukrytych rzeczy…

Zaraz, ale to by dotyczyło ewentualnie Sprzęgieła, bo Nowakowski nie zdradza objawów nerwicy, co ma Sprzęgieł do Renusia z Miziutkiem?! A, może biznes… Ty masz rację, trzeba znaleźć Sprzęgieła!

– Jeżeli z moich subtelnych rozważań wysnułaś taki wniosek… – powiedział Grzegorz ze zgrozą.

– No jak to, sam mówiłeś przed chwilą…

– Miałem na myśli dyplomatyczne uzyskanie wiedzy. Gdyby w grę miały wchodzić czyny energiczne, wolałbym raczej spotkać się z Renusiem, najlepiej przypadkowo.

Szczerze mówiąc, żywiłem taki zamiar. Nie wiesz przypadkiem, gdzie oni mieszkają?

Wypiłam resztę szprycera i poczułam, że zaczynam być głodna.

– Zdaje się, że na terenie wyścigów – wyjawiłam ponuro. – Jego ukochana centrala spółki tam się mieści, co jest dla mnie osobiście źródłem zgryzoty. Ale znów z drugiej strony, było gadanie o dużym ogrodzie na peryferiach miasta, więc do reszty przestaję cokolwiek rozumieć. Nikt stajni i roboczego toru nie określi mianem ogrodu, coś tu… Zaraz!

Mignęło mi wspomnienie, mgliste i przywalone pokładami niechęci i braku zainteresowania. Zaczęłam w nim grzebać, ale Grzegorz mi przeszkodził, bo też myślał twórczo.

– Co oni właściwie robią, w tej jego firmie? Jak jej tam, Rebus…?

– REBAS. Zdaje się, że wszystko. Handel samochodami, import, handel końmi, aukcje, licytacje, wykupują atrakcyjne tereny dla przyszłego podziału na działki budowlane, własne banki, jakieś spółki akcyjne, kasyna, hazard w ogóle…

– Burdele też mają?

– Jeśli tak, to nieoficjalnie, o tym akurat nic nie wiem. Ale możliwe. Chcą wykupić wyścigi na własność prywatną. Czekaj, poza wszystkim, muszą być gdzieś zameldowani, gliny powinny wiedzieć gdzie, znać adres Libasza. Zapytam ich wieczorem, jak wrócę do domu.

– Można wiedzieć, po jaką cholerę chcesz wracać do domu?

Zamurowało mnie nagle. Rzeczywiście, po jaką cholerę miałabym wracać do domu…?

Cała afera z Renusiem w roli głównej znikła, jakby jej wcale nie było. Z trzaskiem oddzieliła ją ode mnie żelazna kurtyna. Na palcach jednej ręki mogłabym policzyć pełne doby które udało mi się spędzić z Grzegorzem, teraz, cudownym zrządzeniem losu, miałam szansę co najmniej na dwie, a może nawet trzy, nie byłam w stanie na poczekaniu ocenić, ile to wypadnie. Kretynka skończona, nie pomyślałam o tym wcześniej, nie przygotowałam się, nie nastawiłam, nie zabrałam ze sobą podstawowych rzeczy! No, szczotkę do zębów można kupić byle gdzie…

– Nie jestem pewna, czy pani tego domu zostawiła elementarne kosmetyki – powiedziałam z wahaniem.

– Nie uwierzę, że nie masz przy sobie przedmiotów zasadniczych. Każda kobieta nosi to w torebce.

Każda kobieta może, ale nie ja. Puder mi wyszedł i zapomniałam dosypać, do oczu nie miałam niczego, perfumy mi zostały i grzebień. O mleczku kosmetycznym nie było co marzyć, uczesanie może do jutra wytrzyma… W jednym błysku postanowiłam nie przyznawać mu się do zaniedbań, zarazem wybuchł we mnie chaos myślowy. Do jakiego wieku można się prezentować mężczyźnie o poranku, prosto ze snu, bez żadnych zabiegów?! Do końca życia, jeśli jest to stały mąż, z właściwą mężczyznom tępotą nie dostrzegający powolnych zmian, do trzydziestego roku może partnerowi sporadycznemu.

No, miałam szczęście, mogłam dłużej, ale teraz…? Jeszcze twarz, jak twarz, niech będzie, że zostawię makijaż, nawet nieco rozmazany bardzo mi nie szkodzi, ale te włosy cholerne…!

Gwałtownie, zgoła eksplozywnie, przypomniała mi się jedna facetka, przyjaciółka mojej ciotki, bliska pięćdziesiątki. Twarz miała niczym róży kwiat, cerę brzoskwiniową, oczy przepastne, wiadomo było, że to makijaż, ale jaki! Istne cudo! Nikt jej nigdy nie widział au naturel, do tego stopnia, że sypiając w towarzystwie, w jakichś wyjątkowych okolicznościach, w ogóle nie myła twarzy. Kosmetyki musiała mieć znakomite, bo wstawała równie piękna, jak się kładła, leciała do łazienki i tam, w zamknięciu, na nowo odwalała całą robotę, moja ciotka wyznała mi kiedyś, że nawet po dwutygodniowych wczasach, spędzonych we wspólnym pokoju, nie ma pojęcia, jak jej przyjaciółka naprawdę wygląda. No tak, ale włosów ta baba miała obfitość i same jej się doskonale układały… A mnie…?

36
{"b":"100571","o":1}