Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Przecież ci dałam mój numer!

– Zgubiłem gdzieś kalendarz. Nie szkodzi. No, do zobaczenia, moja miła!

Oddalił się, a Tereska została w furtce. Na rogu ulicy obejrzał się i pomachał jej ręką.

Zupełnie zielona – myślał pobłażliwie, idąc do przystanku autobusowego. – Niewyrobiona szczeniara i trochę histeryczka. Żeby nie te oczy i ta figura, noga moja by tam więcej nie postała…

Moja miła… – myślała w upojeniu Tereska, wracając powoli ścieżką od furtki. – Powiedział: moja miła… Do zobaczenia… Moja miła…

Weszła do domu, zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie.

Nie chciał oglądać zdjęć. Powiedział, że następnym razem. To znaczy, że przyjdzie następnym razem. Nie przychodził, bo myślał, że jeszcze jej nie ma. A teraz już przyjdzie, przyjdzie, przyjdzie. Nie obejmuje się byle kogo na ulicy. Powiedział: moja miła.

Stała oparta o drzwi i napawała się swoim szczęściem. Po bardzo długiej chwili upojenia w jej sercu zaczęło przygasać. Najpierw zmąciło się lekko, potem jakby pękło, a potem zamieniło się w wulkan niepokoju. Mrok padł na jej duszę i na oświetlony zachodzącym słońcem przedpokój, na który patrzyła niewidzącym wzrokiem. Dlaczego właściwie tak się śpieszył? Skoro już przyszedł, skoro ją zastał, skoro ciągle trwa ciche, niedzielne popołudnie… Dlaczego nie chciał zostać dłużej? Nie wykazywał entuzjazmu, był wręcz niezadowolony, patrzył na nią jakoś krytycznie… Pewnie zraził się! No pewnie, zachowała się jak skończona kretynka!

Poczuła, że jest jej zwyczajnie niedobrze, wielka dynia zaczęła dławić ją w gardle i ogarnął ją wstręt do samej siebie. Poczuła, że się niechybnie udusi, jeśli natychmiast nie podzieli się z kimś tym okropnym, cudownym, tak przerażająco skomplikowanym przeżyciem. Zemdleje, pęknie albo zacznie tłuc głową o ścianę.

Jedyną osobą na świecie, z którą można się było podzielić zarówno tym, jak i innymi przeżyciami, była Okrętka, ukochana przyjaciółka Tereski. Okrętka chyba jeszcze nie wróciła ze wsi…

Okrętka – nie było to oczywiście imię nadane z okazji chrztu, lecz zdrobnienie imienia Alina. Rzecz została załatwiona w szkole, gdzie drogą naturalnych skojarzeń do pospolitego zdrobnienia Linka, Lina dodano „okrętowa”. Imię „Lina okrętowa” było zbyt długie i niewygodne, i w skrócie wyszła z tego Okrętka. Nastąpiło to tak dawno temu, że sama Okrętka zapominała niekiedy, jak ma naprawdę na imię.

Okrętka miała wrócić z wakacji w ostatnich dniach miesiąca i na dobrą sprawę powinna była jeszcze siedzieć na wsi. Można było spodziewać się jej pojutrze. Tereska wiedziała o tym, wiedziała, że Okrętki nie ma, że nikogo nie zastanie, ale pchająca ją do zwierzeń siła była tak przemożna, że wbrew oczywistości postanowiła sprawdzić. Określenie „postanowiła” jest niewłaściwe. Nic nie postanawiała, tylko zwyczajnie nie myśląc i nie zastanawiając się odwróciła się i wybiegła z domu, zatrzaskując za sobą frontowe drzwi.

Okrętka mieszkała na peryferiach miasta w prowizorycznym, murowanym baraku, stanowiącym coś w rodzaju dwupokojowych domków jednorodzinnych, przeznaczonych do rozbiórki. Mieszkańcy baraku już od trzech lat lada tydzień mieli dostać prawdziwe mieszkania i już od trzech lat żyli w atmosferze tymczasowości.

Oczekiwanie na tramwaj czy autobus było w tej chwili absolutnie ponad siły Tereski. Popędziła do przyjaciółki drogą na przełaj, przez pola, bezdroża i ogródki działkowe, w okolice dworca kolejowego na Służewie. Była tak pewna, że Okrętka jeszcze nie wróciła i że wizyta u niej jest całkowicie pozbawiona sensu, że na widok otwartych drzwi i nie rozpakowanych bagaży Tereska osłupiała ze zdumienia i niemal zapomniała, po co przyszła.

– Co za szczęście, że jesteś! – wykrzyknęła z bezgraniczną ulgą. – Myślałam, że cię nie ma! Kiedy przyjechałaś? Okrętka, widząc Tereskę, ucieszyła się nadzwyczajnie i pomyślała, że przywiodła ją chyba telepatia.

– Przed chwilą – odparła. – Widzisz, co się tu dzieje. Dobrze, że jesteś, bo inaczej musiałabym jeszcze do ciebie lecieć z kiszką. Pomóż mi!

Spośród paczek, tobołów i walizek wywlokła z wysiłkiem jakiś wielki wór. Uszczęśliwiona i zachwycona radosną niespodzianką Tereska nie zrozumiała wprawdzie jej wypowiedzi, ale natychmiast przyszła z pomocą.

– Co to jest? Słuchaj, muszę z tobą zaraz porozmawiać! To miękkie? Co ty masz zamiar z tym zrobić? Zostaw to, musisz się z tym szarpać? Chodźmy stąd!

Nie mogę, muszę pomóc mamusi. Zabierz ten koszyk… Ostrożnie, to jajka! Czekaj, pomożesz mi to zanieść.

– A co to w ogóle jest?

– Pierze. Dla jednej pani. Ona tu mieszka niedaleko. Pomogę mamusi rozpakować i potem pójdziemy z tym pierzem. I z jajkami. I ze śmietaną. I z masłem.

Tereska z powątpiewaniem przyjrzała się tobołom, a potem Okrętce. Proza życia wdzierała się brutalnie i obrzydliwie w poezję uczuć.

– I z czym jeszcze? – spytała zgryźliwie. – Z mlekiem, z serwatką, ze słoniną, z kiełbasą? Całego wołu dla tej pani nie przywiozłaś?

– Z kiełbasą, tak – przyświadczyła Okrętka półprzytomnie, usiłując rozplątać gruby sznur. – Cholera, jak ten głupi Zygmunt to zaplątał… Daj mi coś! Złamałam sobie paznokieć!

– Przetnij – poradziła niecierpliwie Tereska.

– Wykluczone, to sznur od bielizny.

– No to co? Zawiążesz potem supeł.

– Nie można, przecież ci mówię, że to sznur od bielizny!

– To co z tego, na litość boską?! Sznur od bielizny nie może mieć supła?!

– Nie może.

– Dlaczego?

– Nie wiem. Ale nie może. Daj coś sztywnego. Gwóźdź, drut, cokolwiek.

– Linka, przełóż tu nasze jajka – powiedziała pani Bukatowa, zaglądając do sieni z kobiałką w raku.- O, Tereska! Skąd się tu wzięłaś? Dobry wieczór. Znalazłaś się jak na zawołanie, przywiozłam kaszankę ze wsi, weźmiesz dla twojej mamy.

Okrętka wydarła swojej matce kobiałkę z ręki i wepchnęła ją Teresce, której udało się wreszcie rozplatać sznur od bielizny.

– Przełóż tu jajka. Czterdzieści… nie, pięćdziesiąt, nie, mamusiu, ile dla nas?

– Pięćdziesiąt. Walizkę zostaw, ja rozpakuję.

Tereska poczuła się zniecierpliwiona.

– Święta Madonno, czyście ograbiły bogatego chłopa?! Po jakiego diabła tyle tego?! Całe gospodarstwo rolne! Cóżeś taka schetana, piechotą szłaś całą drogą z tym wszystkim, czy co?!

– A co ty myślisz? Wyobrażasz sobie tę podróż? Z tymi tobołami! I z przesiadką! Wszyscy ludzie jadą do Warszawy, w pociągu piekło nie z tej ziemi! Nie było innego, tylko osobowy!

– To po co to było wozić?

– Bo wszystko świeże – powiedziała Okrętka stanowczo. – W mieście tego nie dostaniesz. Taka kaszanka to bywała przed wojną, a jajka prosto od krowy. A pierze z prawdziwych gęsi. Czekaj, trzeba wyjąć śmietanę dla tej pani…

Tereska z rezygnacją uznała, że musi się poddać. Okrętka nie oprzytomnieje, dopóki nie skończy się to pandemonium z bagażami. Nie pozostało jej nic innego, jak tylko wziąć w tym udział, żeby krócej trwało. Rozpierające ją uczucia nie chciały jednakże czekać i musiały się zacząć uzewnętrzniać.

– Był Boguś – powiedziała z pozorną obojętnością, przytrzymując dużą torbę.

Okrętka, która na obozie była świadkiem początków romansu, upuściła paczkę z kiełbasą.

– Co? O Boże, zdenerwowałam się! – powiedziała niespokojnie. – I co?

– Właśnie nie wiem – odparła Tereska, równocześnie promienna i zgnębiona.

– Muszę z tobą o tym porozmawiać. Dzisiaj był. Dopiero co poszedł.

– Jak to, dopiero dzisiaj? Myślałam, że już dawno! Czekaj, to pierze do góry nogami, bo inaczej się rozleci…

Nawet najgorsze udręki miewają jakiś kres. Obarczone tobołami Okrętka i Tereska udały się do mieszkającej w pobliżu sąsiadki. Przekazały produkty. Wróciły. Tereska dostała wielki kawał kaszanki, który przyjęła z najdoskonalszą obojętnością, wyłącznie dla świętego spokoju. Okrętka postanowiła odprowadzić przyjaciółkę. Następnie Tereska odprowadziła Okrętkę. Następnie znów Okrętka Tereskę…

– Bo ty jesteś dziwnie głupia – powiedziała z niezadowoleniem, usłyszawszy relację z wydarzeń. – Nie wiem, co to jest, ale jak ci się ktoś kompletnie nie podoba i w ogóle masz go w nosie, to jesteś taka zachwycająca, że aż się niedobrze robi. Inteligentna i uwodzicielska, i Bóg wie co. A przy Bogusiu wyraźnie idiociejesz. Już na obozie to zauważyłam, tylko nie zdążyłam ci powiedzieć. Na początku byłaś do rzeczy, a potem wyraźnie zgłupiałaś.

4
{"b":"100513","o":1}