Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Niemniej, gdyby sytuacja stała się zupełnie dramatyczna, Robert jest gotów przerwać studia i zająć się pracą. Ma widoki na pracę, owszem, w branży komputerowej, mógłby też nadal robić fuchy jako zdolny kreślarz, oczywiście, też komputerowy, i jako dekorator wystaw, i jeszcze parę rzeczy…

Eulalia poczuła pewien podziw dla zaradności łysego młodziana. Jednocześnie odnosiła wrażenie, że szkoda by było, żeby taki zdolny człowiek przerywał studia. Z powodu dziecka ukochanej, które to dziecko ona ma z kim zupełnie innym.

Dziecko.

Coś jej wpadło do głowy.

– Słuchajcie, kochani. To nie to, żebym była patologicznie wścibska, ale chciałabym wiedzieć, jaki jest status pana Szermickiego w tej sprawie.

– Żaden – powiedział obojętnym tonem Robert. – Ten pan dla nas nie istnieje.

Pola popatrzyła na swojego rycerza z uwielbieniem. Eulalia z ulgą skonstatowała, że Robertowi udało się sprawić, iż sobowtór Pierce’a Brosnana przestał istnieć dla jego wybranki.

– Dobrze – powiedziała. – On sobie może dla was nie istnieć, ale przecież to jest jego dziecko. Czy tak?

– Tak – szepnęła Paulina.

– Czy on się w ogóle nie zainteresował tym, że ma zostać tatusiem?

– On ma rodzinę – szepnęła jeszcze ciszej uwiedziona i porzucona. – Ma dzieci.

– A ty się, Paulinko, uniosłaś honorem?

– Niech pani jej nie męczy – poprosił Robert miękko.

– Nie traktujcie tego jak męczenie, dzieci. Zastanawiam się tylko, czy stać was na takie unoszenie się honorem. Pan Szermicki, o ile wiem, nie należy do źle sytuowanych. Stale zbiera nagrody na jakichś konkursach, stale coś tam realizuje, głównie zresztą za granicą…

– Nie pójdę do niego po pieniądze – żachnęła się Paulina, czerwona jak piwonia.

– Ty nie.

– Ja też nie, proszę wybaczyć – żachnął się Robert.

– Ty też nie. Ja.

– Pani? – Jednobrzmiący okrzyk wyrwał się z dwojga wzburzonych piersi.

– Ja. Pola nie pójdzie, ja ją rozumiem, ona była zaangażowana uczuciowo, poza tym nie będzie się upokarzać. Robert powinien w ogóle pozostać w cieniu i proszę mi tu nie opowiadać, że to tchórzostwo czy coś w tym rodzaju. Ty masz skończyć studia, żeby ci się talent nie zmarnował, bo to by już zupełnie nie miało sensu. Ja nie jestem zaangażowana w żaden sposób, nie mam nic do stracenia, nic złego mnie nie może spotkać.

– Ale czy on w ogóle będzie chciał z panią rozmawiać?

– A dlaczego miałby nie chcieć?

– Bo jest pani osobą postronną.

– Do pewnego stopnia masz rację, Robercie. Ale ja nie pójdę do niego jako osoba postronna. Paulinko, czy zgodziłabyś się, że bym została twoją matką?

– O Boże – powiedziała Paulina. Robert nie powiedział nic, tylko oczy mu błysnęły. Nadzwyczajne, jak on wyprzystojniał bez tych kłaków. Dopóki mu spadały na czoło w strąkach, nie było widać ani tego, że to czoło jest inteligentne, ani tych jasno błyszczących oczu.

– To znaczy, że się zgadzasz. Bardzo dobrze. Postaram się porozmawiać z nim w przyszłym tygodniu. Jak to miło, że pozmywaliście.

W tym momencie do kuchni zajrzał Kuba i zaraportował, że Sławka wraca.

Wróciła bardzo zadowolona z życia. W ręce trzymała przepiękną czerwoną różę.

– Matka! Co ty od niego chcesz? – zapytała od progu. – To jest bardzo sympatyczny człowiek. Oraz przystojny. Nie mówiłaś, że on jest przystojny!

– Albowiem nie miało to dla mnie znaczenia – powiedziała Eulalia wyniośle. – Poza tym widziałam w życiu przystojniejszych. A on tyle że nieobrzydliwy. Poderwał cię na czerwoną różę?

– Nie, coś ty. Ta róża jest zresztą dla ciebie. Prosił, żeby ci ją przekazać z wyrazami uszanowania. Rosła u niego w ogrodzie. Ona jest z tego krzaka koło ganku, kojarzysz? Ostatnia. Cała reszta przekwitła, a w ogóle ma w ogrodzie straszne śmietnisko, ale mówił, że teraz będzie miał trochę czasu i będzie chciał zrobić jaki taki porządek. Od jutra zaczyna. Od kiedy się Berybojki wyprowadziły, nikt tam palcem nie ruszył i jest obraz nędzy i rozpaczy. On, to znaczy pan Janusz, nie zna się na tym za bardzo, bo całe życie mieszkał w blokach, ale mówi, że kupił sobie stosowne podręczniki. Pytał, czy możemy mu pożyczyć kosiarkę. Powiedziałam, że oczywiście. Podkaszarkę też. On sobie wszystkie narzędzia i sprzęty ogrodnicze kupi, tylko na razie wyprztykał się na dom i przeprowadzkę.

– A remontowców masz?

– Mam, zapisał mi na karteczce. Słuchajcie, on ma bibliotekę w całym pokoju. To znaczy w jednym pokoju ma same regały. W tym, gdzie Berybojki miały pokój gościnny. A on ma regały i fotele. I takie cudne stare biurko. Po ojcu. Bo całą resztę mebli ma dosyć byle jaką. To znaczy, porządne, ale nic wielkiego.

– Zwiedzałaś posiadłość?

– Tak. A jeszcze w tej bibliotece ma sprzęt stereo. Bardzo wypasiony. Mama, podobałoby ci się u niego.

Eulalia poczuła, że gbur osaczają niebezpiecznie przy pomocy jej własnej córki. Po co ona ją tam wysyłała? Prawda. Helenka. Atanazy. Remont na Jagiellońskiej.

– Sławeczko, już ci mówiłam, że ten pan mnie nie interesuje. W najmniejszym stopniu. Kiedy ja się chciałam z nim zaprzyjaźniać, to on nie chciał ze mną gadać i traktował mnie obelżywie. A ja nie chcę więcej żadnych afrontów.

– On się chyba czuje winny za coś. Czy mówi się winny za coś?

– Winny czegoś – poprawiła mechanicznie Eulalia. – Daj ten telefon.

– Masz. A kwiatka nie chcesz? Ach, słuchaj, pan Janusz przewidział, że możesz go nie chcieć przyjąć od niego, i prosił, żebyś go potraktowała jako prezent od Berybojków, bo to przecież jeszcze oni sadzili te róże. Ja go wstawię do wazonu, bo bardzo jest ładny.

– Wstaw. Możesz go sobie wziąć do pokoju.

– O nie, mamunia. Postawię ci go na oczach, żebyś myślała pozytywnie o panu Januszu. On mi się podoba.

– To sama sobie o nim myśl pozytywnie. Ja teraz muszę pomyśleć negatywnie o jeszcze jednym panu…

Zrobiła sobie dużą szklankę orzeźwiającego napoju z sokiem grejpfrutowym, cytryną i lodem i poszła myśleć do ogrodu. W istocie, jeżeli to, co zamierzała zrobić, miało przynieść rezultaty, musiała sprawę przemyśleć dogłębnie.

Usiadła zatem ze swoim pucharem w cieniu orzecha i zaczęła rozmyślać.

Po pierwsze – należy dotrzeć do pana Szermickiego, niecnego uwodziciela panienek. To nie powinno być trudne, na pewno ktoś ze znajomych wie, w jakiej pracowni projektowej go szukać. Ostatecznie dopadnie go na politechnice.

Po drugie – chyba niekorzystnie będzie umawiać się z nim telefonicznie, w każdym razie w charakterze matki Pauliny. Chyba że podstępnie umówi się z nim pod byle pretekstem jako obojętna interesantka, a przyjdzie w wyznaczonym terminie już jako zbolała matka.

Zaraz. Zbolała czy raczej rozwścieczona?

A to zależy. Jeżeli będzie prosić, to zbolała. Prosić takiego typka? O nie! Prawdopodobnie jest bezwzględny. A zatem rozwścieczona. Jeśli rozwścieczona, to od razu z żądaniami.

Najprawdopodobniej on nie będzie chciał żadnych żądań spełniać.

A, w takim razie trzeba będzie go łagodnie zaszantażować. Najlepiej, oczywiście, skandalem. Będzie się bał, że szlag trafi jego karierę na politechnice, fama się rozniesie, w środowisku też straci wizerunek.

Wizerunek. Właśnie. Trzeba będzie zmienić własny, bo on ją przecież zna. Robiła z nim kiedyś wywiad. Może ją kojarzyć z ekranu, chociaż ostatnio rzadko się na nim pojawia.

Charakteryzacja. Zrobi z siebie starą wiedźmę. Najlepiej hrabinę. Paulina nazywa się Lubecka. To nawet można zdecydować się na księżnę… Świetnie. Będzie grasejować. Zmieni wymowę.

I napaść na niego od razu! Od wejścia. Zażądać… Właśnie, czego? Stałego alimentowania czy jednorazowej dotacji? Uznania dziecka? Trzeba skonsultować to jeszcze z Połą i Robertem. Może jednak korzystniejsza będzie jednorazowa kwota. Jaka? To też trzeba wyliczyć.

Dotarło do niej, że ktoś coś mówi. Podniosła oczy, niezbyt przytomna, wciąż widząc przed sobą jędzowatą księżnę Lubecką z siwym kokiem, wielkimi zębami (ma się znajomych charakteryzatorów) i grasejującą wytwornie.

39
{"b":"100444","o":1}