Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Śniadanie przekształciło się w wielką ucztę. Co prawda wygląd i smak nędznego posiłku każdemu mógł odebrać apetyt, lecz ogarnięci radosnym uniesieniem biesiadnicy nie zwracali uwagi na takie drobiazgi. Wiadomo, że głód zabija wielkie wzruszenia, ale tą symboliczną biesiadą wszyscy pragnęli uczcić niezapomnianą chwilę. Nikt się nie skarżył, nawet ci, którzy jeszcze nie odzyskali wzroku radowali się, jakby sami już przejrzeli. Po śniadaniu dziewczyna w ciemnych okularach wpadła na pomysł, by zostawić na drzwiach swego mieszkania kartkę dla rodziców. Napiszę, gdzie jestem, by wiedzieli, gdzie mnie szukać, Pójdę z tobą, odezwał się stary człowiek z czarną opaską na oku, Chcę wiedzieć, co dzieje się na ulicach, My też pójdziemy, zwrócił się do żony mężczyzna, który był pierwszą ofiarą epidemii, Kto wie, może nasz pisarz też przejrzał i zdecydował się wrócić do swego domu, a przy okazji może znajdziemy coś do jedzenia, Ja też się rozejrzę, powiedziała dziewczyna w ciemnych okularach. Kiedy wszyscy wyszli, a zezowaty chłopiec usnął na kanapie, lekarz usiadł obok żony. Pies pocieszyciel ułożył pysk na skrzyżowanych łapach i co pewien czas otwierał sennie oczy, by pokazać swej pani, że wciąż czuwa. Choć znajdowali się na piątym piętrze, przez okno słychać było radosne okrzyki świętującego tłumu, jak echo powtarzało się jedno jedyne słowo, Widzę. Widzę. Powtarzali je ci, którzy już przejrzeli, i ci, którzy właśnie odzyskiwali wzrok. I tak rozpaczliwe wołanie ślepnących stało się już tylko widmem przeszłości. Zezowaty chłopiec szeptał przez sen, Widzisz mnie, widzisz. Może śniła mu się matka. Co się z nim stanie, spytała żona lekarza, Myślę, że kiedy się obudzi, będzie już widział, z czasem wszyscy odzyskają wzrok, tylko naszego biednego staruszka spotka rozczarowanie. Dlaczego, Ponieważ ma zaćmę, a od czasu ostatniego badania bielmo na pewno przesłoniło mu całe oko, Będzie ślepy, Nie, za kilka tygodni, gdy wszystko wróci do normy, postaram się go zoperować, Dlaczego oślepliśmy, Nie mam pojęcia, być może kiedyś się dowiemy, Chcesz wiedzieć, co ja o tym myślę, Oczywiście, Uważam, że my nie oślepliśmy, lecz jesteśmy ślepi, Jesteśmy ślepcami, którzy widzą, Ślepcami, którzy patrzą i nie widzą.

Żona lekarza wstała i podeszła do okna, spojrzała na zaśmiecone ulice, na rozśpiewany, radujący się tłum, po czym podniosła głowę i ujrzała nad sobą białe niebo. Teraz na mnie kolej, pomyślała i ze ściśniętym sercem opuściła wzrok. Miasto nadal tam było.

54
{"b":"100420","o":1}