– Bardzo pani dziękuję – powiedziałam fałszywie, ale ze szczerą wdzięcznością. – Rzadko kto postawi sprawę tak uczciwie, na ogół każdy usiłuje swojego wychowanka wybielić i w rezultacie nic się z tego nie wie. On, ten Ksawery, na oko dobre wrażenie robi…
– A robi – wyrwało się pani Natalii. – I stąd wszystko…
– Rozumiem, że już paru dziewczynom przykrości przyczynił?
– Dziewczynom…!
Rwało się z niej ciągle i tłamsiła to rwące, ile tylko zdołała. Pancerz lojalności pękał, nie nadążała cementować szpar, błysnęło mi zrozumienie.
– Oj, musiał siostrzeniec i panu Józefowi kłopotów narobić…
Przez jedną szparę chlusnęły okoliczności towarzyszące, sedno rzeczy zostało gdzieś na dnie, opadło widocznie własnym ciężarem.
– Kłopotów…! – wybuchnęła. – Mało pan Józef ciężko nie odchorował! Nic świętego dla tego chłopaka nie ma, a ja go dzieckiem hołubiłam, na porządnego człowieka chowałam! Warto było…?! Strachem go tylko wziąć można, a w panu Józefie miękkie serce, jakby nożem w to serce dziabał! Sam sobie pan Józef nie chce wierzyć, a ja wiem swoje, to jak ten rak, co zżera, a pozbyć się go nijak! Co pani myśli, to przez niego pan Józef zarządzenie wydał, nikogo nie wpuszczać, nie nikogo, tylko Ksawusia! I Ksawuś o tym dobrze wie, a sama pani widzi, jaki bezczelny! A ja nie wpuszczę, chociaż i mnie samej aż coś się w środku przewraca!
– Jezus Mario – powiedziałam z przejęciem. – I cóż on takiego zrobił?!
Pani Natalia wyrzuciła z siebie najgorsze, a resztę zdołała opanować. Napiła się kawy i zacisnęła wargi.
– Co zrobił, to zrobił, już nie ode mnie świat się dowie. Dla tej paninej przyjaciółki już i tyle wystarczy.
Dla przyjaciółki niewątpliwie wystarczało całkowicie, dla mnie osobiście wręcz przeciwnie. Jak, u diabła, wyrwać z niej konkrety? Nie da rady, beznadziejna sprawa.
Wolniej już tej kawy pić nie mogłam. Pan Pietrzak ciągle nie wracał, w kwestii brakteatu Jaksy wiedziałam tyleż, co i przedtem, ale wnioski nasuwały się same. Może nawet za daleko mi te wnioski leciały, jakoś powinnam je uporządkować. Jedno pytanie wydało mi się jeszcze bezpieczne.
– Ksawery to rzadkie imię, trudne do zdrobnienia. Zawsze go wszyscy nazywali Ksawusiem? Ja bym raczej mówiła Kubuś albo coś podobnego.
– To i mówili – przyznała pani Natalia niechętnie. – Sam się nawet tak nazwał, Kubuś. W szkole różnie wołali, jak to dzieci, Ksywek mu nawet wymyślili, a jak teraz, to nie wiem. Dla mnie Ksawuś został.
– A dla pana Józefa?
– Pan Józef zgodny. Kubuś na niego mówi. Albo Kuba.
War mnie oblał. Znalazłam Kubę…?
Widać było, że więcej z niej nie wydoję, zmroczniała i zamknęła się w sobie. Dokończyłam kawę, pochwaliłam napój entuzjastycznie, podniosłam się.
– Nie będę pani dłużej głowy zawracać, utwierdziła mnie pani w poglądach i jestem pani bardzo wdzięczna. Do pana Pietrzaka też mam interes, ale to przyjdę kiedy indziej, umówię się z nim telefonicznie. Dziękuję pani.
Pani Natalia pożegnała mnie miło i życzliwie, chociaż w nastroju raczej minorowym. Wyszłam na ulicę.
Do samochodu miałam tyle, co przez chodnik, ale nie dotarłam do drzwiczek. Skądś pojawiła się ta druga, sąsiadka z przeciwka, tak jakby właśnie wybierała się, na przykład, do sklepu, i zatrzymała się na mój widok.
– U Natalii pani była, co? – powiedziała konfidencjonalnie. – A widziała pani przedtem tego Ksawusia, nie? Zna go pani? I w ogóle ich wszystkich?
Pokochałam facetkę od tego drugiego wejrzenia.
– Nie wiem czy wszystkich – odparłam żywiutko. – Pana Pietrzaka owszem, teraz panią Natalię, pana Przecinaka słabo, ale znam. Jest ktoś jeszcze?
– Mało pani…? Od Natalii nic się pani nie dowie, zamurowało ją. Ksawuś pani jakie świństwo zrobił albo co?
Spróbowałam ukryć uczucia.
– Ksawuś mnie…? Skąd! Ja mam interesy, tak się składa, do pana Pietrzaka i do pani Natalii, każdy na inny temat, ale pan Ksawery…? Dotychczas nic mi złego nie zrobił, a co? Powinien? Znam go z całkiem innej strony, dopiero od wczoraj wiem, że to siostrzeniec pana Pietrzaka. Dlaczego panią Natalię zamurowało? Rozmawiała ze mną normalnie.
– Iiiii tam, nie uwierzę. Tam cała afera była, mówiła co o tym?
– Jaka afera? O aferze nie, ani słowa. A co się stało?
Baba podjechała wózeczkiem na zakupy pod koło mojego samochodu.
– Dużo się stało, ale wiedzieć, to ja nic nie wiem, tylko wszystkiego się domyślam. Jakie pani ma te interesy z nimi?
W mgnieniu oka zdecydowałam się zaspokoić jej ciekawość.
– Jeden to numizmatyczny, z panem Pietrzakiem, ja też się tym trochę zajmuję, różne monety chcę zobaczyć, a drugi całkiem prywatny, o dziewczynę idzie, żeby się nie wplątała w Ksawerego…
– A ta cała kradzież pani nie obchodzi?
– Jaka kradzież?
– A monety. Że Ksawuś okradł wuja, to pewno Natalia słowem jednym nie pisnęła?
– Nie pisnęła, istotnie, i w ogóle pierwsze słyszę. Bardzo mnie to interesuje.
– No i nie panią jedną. Wszystko ugnietli, cicho sza, ale Pietrzak o mało wariactwa nie dostał. Pogotowie przyjeżdżało. Do policji nie zgłosili, żeby zostało w rodzinie, Natalia wody w gębę nabrała, ale ja przecież nie ślepa i nie głucha. Złote pieniądze Ksawuś wujowi podgrandził, na bazarze sprzedał albo gdzieś tam, odkupić mu kazali, jak z pieprzem latał. I odkupił chyba albo może komu innemu ukradł, bo teraz całkiem zadowolony chodzi, ale tak mi się widzi, że mu wujaszek nie przebaczył. Doigra się w końcu ten łobuz.
Zaintrygowała mnie zaciętość, brzmiąca w jej głosie. Najwyraźniej w świecie nie lubiła Ksawusia z całej siły, też jej zrobił coś złego czy jak…?
– Musiał chyba ten Ksawery i pani się jakoś narazić? – zaryzykowałam.
– A pewnie, że się naraził – sapnęła gniewnie i wyszarpnęła wózeczek spod samochodu. – Moją wnuczkę otumanił, głupia gówniara, bo głupia, ale nie będzie przez takiego złodzieja życia sobie marnowała! A już prawie truć się chciała! Rozumu to nie ma za grosz, wykołował ją jak chciał, dobrze chociaż, że prędko na jaw wyszło i jakoś tam się tego oleju do głowy jej nalało. Co się napłakała, to napłakała, już ja mu tego płaczu tak zaraz nie daruję.
– A zdawałoby się, że całkiem sympatyczny chłopiec…
– Dla siebie może i sympatyczny, ale to taki lisek chytrusek, dla siebie każdemu z gardła wydrze i nawet się nie obróci…
Brzmiało to wszystko tak interesująco, że sama nie wiedziałam, co z tym fantem zrobić. Naradzić się z Januszem? Czy może przedtem z Tym Panem…? Materiału do rozmowy z panem Pietrzakiem miałam już ilość przytłaczającą, złote pieniądze złotymi pieniędzmi, ale czy to przypadkiem nie siostrzeniec podwędził wujowi brakteat Jaksy z Kopanicy…?
I jest to w końcu piegowaty Kuba czy nie…?!
* * *
– Prędzej bym ukradła podobiznę Ksawusia panu Józefowi niż pani Natalii – powiedziałam gniewnie, kiedy Janusz zdziwił się, że nie dokonałam tak prostego czynu. – Nawet nie mogłam jej namawiać, żeby mnie wpuściła na salony. Nie wypadało. Poza tym z pewnością kochany siostrzeniec nie stoi na środku biurka, oprawiony w ramki, to niby co? Miałam grzebać po szufladach?
– Nic się nie stało – pocieszył mnie kochający mężczyzna. – Najwyżej sprawdzenie trochę się opóźni, jeden dzień nikogo nie zbawi. Zgadzałoby się o tyle, że ten cały Przecinak był w Bolesławcu.
– A, to już go w hotelowym spisie wyłapali?
– Jest na liście do sprawdzenia. Zostało im wszystkiego czterdziestu siedmiu, większość w Warszawie. Czekaj, zaraz zadzwonię, to może przyśpieszyć… Jego adresu nie znasz?
Skrucha mnie ogarnęła wielka, co za idiotka, że też nie spytałam, gdzie ten anielski chłopiec mieszka! A okazję miałam, jak rzadko! Ale, zaraz, może Anita wie…?
Gwałtownie sięgnęłam po słuchawkę.
Anita dała się złapać od razu, z miejsca tylko wykrzykując, że siedzi w redakcji i nie ma ani chwili czasu, na żadne okrężne drogi nie mogłam sobie zatem pozwalać.