Литмир - Электронная Библиотека
A
A

“Angel i logos… Angelologia. W końcu to też jakaś nauka, nawet jeśli dziwaczna”, pomyślał. Zapewne nie tak precyzyjna jak matematyka, fizyka czy chemia, lecz jednak nauka! Jan zdecydowanie wolał szperać w Internecie, niż szukać ptasiego pióra, które nie mogło mieć żadnego znaczenia dla choroby jego córki. Niechże jednak go szukają, skoro ma to odwrócić uwagę od budzących grozę faktów.

– Znajdźmy je tylko, a zaniosę je do ornitologa. Znam jednego – powiedziała Anna.

– Ornitologa? – zdziwiła się Ewa. – Czy to znawca anielskich piór?

– Nie, znawca ptaków – odparła speszona Anna. – Lecz jeśli on uzna, że nie jest to ptasie pióro, no to… wtedy istnieje możliwość, że… Rozumiecie?

Rozumiały i niemal równocześnie kiwnęły głowami. Jasne, że najpierw trzeba sprawdzić, czy nie jest to najzwyklejsze ptasie pióro.

– Mamo, a czy istnieje choć cień szansy, że przypomnisz sobie, gdzie ono jest? Po tylu latach? – niepokoiła się Anna.

– Cień szansy? Chyba tak. Gdy już zaczniemy go szukać, to może mi się coś przypomni – powiedziała ostrożnie babcia. Rzeczywiście, nigdy niczego nie wyrzucała, więc możliwe, że zapomniane pióro leży sobie gdzieś w domu. Tylko co komu z ptasiego pióra? Wprawdzie cuda się zdarzają, babcia o tym wiedziała – ale nie takie. Nie takie.

Najdziwniejsze było to, że pierwszą osobą, która niemal natychmiast i bez zastrzeżeń uwierzyła w istnienie anielskiego pióra, była chłodna, racjonalna Anna. Babcia pomyślała, że jest to ucieczka zrozpaczonej matki od straszliwej prawdy o chorobie córki. Ucieczka w marzenie o Aniele Stróżu, który wszystko może. A tymczasem Anioły – myślała starsza pani – nawet jeśli istnieją, chyba nie są aż tak wszechmogące. Gdyby były, to przecież ten świat byłby lepszy, a ludzkie życie łatwiejsze.

Światełko, malutkie i wątłe, promieniujące od ludzkiej Istoty, wciąż słabło. Ave pogrążał się w ciemności. Jego ciało traciło wewnętrzny blask. Ale to przynajmniej nie bolało. “Bolesne jest tylko to, że tam nie ma Miłości. Tam nie ma nic”, myślał.

Ave wiedział, że Światłość poczęła się z Miłości i nie wiedząc, co uczynić z jej ogromem, zaczęła szukać, kogo by nią obdarzyć. Szukała rozpaczliwie, bluzgając gigantyczną energią, a z tego ognia, ciepła i energii powstał Wszechświat. Jednak puste i zimne planety trudno było obdarzyć Miłością, gorące gwiazdy zaś nie potrzebowały jej, gdyż kochały same siebie i to im wystarczało. Wówczas zrozpaczona Światłość stworzyła Anioły, dzieląc się z nimi częścią swego Blasku.

Anioły były więc do niej podobne. Lecz mijał czas i Światłość pojęła, że ukochanie istot podobnych sobie jest jałowe i grozi wyczerpaniem się uczucia. Wtedy powołała do życia człowieka, osadzając go na błękitnozielonej planecie, Ziemi. I człowiek stał się jej bliższy niż wszystko. Światłość ofiarowała mu całą Miłość, choć nie potrafiła uchronić go przed Złem. A Zło zalęgło się na Ziemi za sprawą lekkomyślnie strąconych z Drabiny Aniołów, które zbuntowały się przeciw Światłości, zazdrosne o jej uczucie do człowieka…

– …to nie tak, mój braciszku, to nie tak – zaświdrował głos Vei, który przemienił się w zardzewiały gwóźdź, podtrzymujący więźbę dachu. – Wy tam, na Drabinie, znacie upiększoną wersję Prawdy. Nasza Prawda brzmi inaczej. Otóż człowiek, mój braciszku, okazał się tak słaby i uległy, że Światłość po pewnym czasie zaczęła zastanawiać się, jak go wzbogacić. I wymyśliła. Strąciła na Ziemię część anielskich zastępów, by towarzysząc człowiekowi, wystawiały go na wieczne pokusy i zmuszały do nieustającej walki z sobą. Wówczas człowiek stał się słaby, a zarazem silny, gotowy do kochania, ale i nienawiści, uległy, a równocześnie zbuntowany, brzydki, ale w tej brzydocie piękny, zły i zarazem dobry. Jego muzyka rozbrzmiała wszystkimi tonami. Miłość Światła do ludzi nabrała nowych barw i Mocy.

– Moja Prawda nie wyklucza twojej – odciął się Ave, broniąc prawdy rządzącej Drabiną.

– Zaczyna docierać do ciebie względność Prawdy – zaśmiał się bezlitośnie Vea, lecz zaraz mówił dalej. – To nie wszystko, braciszku. Światłość strącała na Ziemię po jednym bliźniaku z każdej anielskiej pary, a jej wybór był przypadkowy. Nie była to bowiem kara za naszą pychę, jak sądzicie tam na Drabinie i co wmówiliście ludziom. My nie zbuntowaliśmy się przeciw Światłości. Wszystkie bliźniacze anielskie pary kochały Ją jednakowo mocno i wiernie. Ona jednak potrzebowała, by połowa z nas znalazła się wśród ludzi, i, jak to Ona, dokładnie zrealizowała swój plan. Światłość jest bowiem, jak wiesz, a może nie wiesz? nieskończona w swej dobroci i miłości, ale też bezwzględna. Człowiek stał się jej bliższy niż wszyscy Aniołowie razem wzięci, niż wszystkie planety, gwiazdy i cały kosmos. Postanowiła zatem z każdej bliźniaczej pary posłać na ziemię jedną połowę. Baliśmy się, braciszku, baliśmy się potwornie i właśnie z tego strachu zalęgło się w nas Zło. Strach potęguje Zło, i to jest najgorsze – zazgrzytał Vea, a półanioł wzdrygnął się. – Niektórzy z nas do tego stopnia bali się chłodu i obcości tej planety, do której nie przywykli po bytowaniu w doskonałości na Drabinie, że łączyli się w gromady, by dodać sobie odwagi. W ten sposób sumowali swój potencjał Zła. Inni, podobni do mnie, wybierali samotność, a cienka jak pajęczyna pępowina wciąż łączyła nas z naszymi braćmi bliźniakami. Nie czułeś jej, Ave, i nie czujesz nadal, lecz ona była i jest. Czy mógłbyś mnie polubić, braciszku?

Ave, wstrząśnięty tą wiedzą, słuchał z niedowierzaniem. Mimo kalectwa wciąż jeszcze czuł w sobie nieskończoność i doskonałość anielskiego istnienia. Wiedział, że Anioły, obdarzone miłością Światła, poniosły ją niegdyś dalej i niżej: ku chronionemu przez siebie życiu w każdej postaci, niezależnie od tego, czy była to roślina, zwierzę, czy też człowiek. Miłość była największym, najważniejszym darem Światłości, i wydawało się, że wszystkie Anioły wiedzą, do czego służy: do dawania, do dzielenia się nią z innymi; nie wolno jej było zatrzymać tylko dla siebie. To było nie tylko złe, lecz nawet niebezpieczne.

Ave wierzył w to, że Czarne były niegdyś Aniołami, lecz takimi, które kochały siebie bardziej niż ludzkie Istoty. Najcenniejszy dar, jaki otrzymały od Światłości, pozostawiły dla siebie. I właśnie dlatego Światłość je ukarała i zepchnęła z Drabiny. A gdy z niej spadały – przyjął je Mrok. Zanim Czarne Anioły spadły w objęcia Mroku, był on tak słaby, że wystarczał jeden drobny gest Światłości, by zaczął obumierać, rozpraszając się w świetle. Rozproszenie się w Świetle nie było Śmiercią, lecz Życiem. Rozproszenie się w Mroku było Nicością. To Czarne dodały Mrokowi Mocy, on zaś, w podzięce, przydał im własnej. Od tej pory Mroczne Moce unicestwiały Światło; potrafiły je nawet pochłonąć, gdy występowało w pojedynczej słabej formie, jak teraz Ave.

Taką Prawdę znał Ave. Gdy usłyszał Prawdę Vei, doszedł do wniosku, że przeczyły sobie wzajem. Czy jest możliwe, żeby były dwie Prawdy? obie prawdziwe? A może żadna z nich nie jest prawdziwa. Może tylko Światłość zna Prawdę i nie zamierza dzielić się nią z nikim, ani z Aniołami, ani z człowiekiem? A może Światłość ma wiele twarzy, ukazuje wiele prawd i wiele natur, i właśnie dlatego stworzony przez nią człowiek jest istotą tak dziwną i niepojętą? podobną swemu nieobliczalnemu, skomplikowanemu Stwórcy?

Prawda Vei potwierdzała ciche, nieśmiałe szepty młodych Aniołów o skrywanej tęsknocie Archanioła Gabriela za bratem bliźniakiem strąconym z Drabiny. Może Gabriel, jeden z najstarszych hierarchów, jeszcze pamiętał ów straszliwy moment, gdy Światłość rozdzielała braci, nie zważając na ich rozpacz, gdyż wówczas już człowiek, nie Aniołowie, był jej miłością? A może owe krótkie i niepojęte chwile smutku, jaki Ave odczuwał niekiedy wśród najweselszych anielskich zabaw, były nieuświadomioną tęsknotą za bratem bliźniakiem, o którego istnieniu nie wiedział, lecz je przeczuwał?

“…i wreszcie spotkaliśmy się, lecz tylko po to, by on mnie pokonał”, pomyślał z bólem Ave. “Widocznie chciał, bym i ja zaznał cierpienia i strachu, jakiego on doświadczył wówczas, gdy odrywano go ode mnie i zrzucano w otchłań Ziemi? Może rzeczywiście mnie kochał, a Drabina wydawała mu się jedyną bezpieczną przystanią? Może wiele wycierpiał i dlatego mówi, że Zło bywa samotne i nieszczęśliwe?”

21
{"b":"100388","o":1}