– Pamiętam.
– No właśnie. On wszystko przewidział i zaplanował dokładnie, nie sądzisz?
– Przejdźmy do innych szczegółów. M-ski jest taki, jaki był, prawdziwy. Ale na pewno nie popełniał błędów przyrodniczych. Nigdy nie pomylił się w nazwie rośliny, owada, motyla ani w klasyfikacji, a ty…
– Więc to nie był pomornik górski?
– Oczywiście, że to był Arnica montana, kwiat pomornika górskiego, nazywany kupalnikiem pospolitym. Ale napisałeś, że M-ski zakwalifikował go do podrodziny pierwszej – Liguliflorae, czyli języczkokwiatowych. A M-ski nie popełniał błędów w systematyce, nigdy. Do podrodziny pierwszej należy na przykład Scorzonera hispanica albo Taraxacum officinale, lecz…
– Chryste, a co to takiego?
– Scorzonera hispanica? Wężymord hiszpański. A Taraxacum officinale to po prostu lekarski mniszek, czyli dmuchawiec, one należą do podrodziny Liguliflorae, ale nigdy Arnica montana!!!
– Oszaleję, skąd u ciebie znajomość tych nazw? M-ski tego nie uczył.
– Tymczasem Arnica montana należy do podrodziny drugiej – rurkokwiatowych, po łacinie Tubuliflorae, do tej samej, co powiedzmy, Achillea millefolium, to znaczy krwawnik pospolity.
– Czy to aż takie ważne?
– Jeżeli pisałeś o M-skim, to bardzo ważne. Ale mam jeszcze coś – Horst Meller. Czy dowiedziałeś się, co to za jeden?
– Zlituj się, kogo dziś może obchodzić, kim był jakiś Horst Meller?
– Zgoda, tylko że czasami piszesz o jakimś mało ważnym szczególe i główna akcja jest wtedy zawieszona. Z mrówkami przesadziłeś. Mrówki nikogo nie obchodzą. Albo to, jaki zapach unosił się nad masarnią za sklepem Cyrsona. Czy to nie przesada?
– Myślę, że nie. Skoro wywlekasz podrodzinę Arnica montana, to mrówki i masarnia są tak samo ważne.
– Zaraz dojdziemy do tego, że wszystko jest ważne.
– Żebyś wiedział. Bo albo nic, albo wszystko.
– To dlaczego nie napisałeś, że zawsze bałem się ciemności? Korytarzy i nie oświetlonych piwnic? Nawet nad Strzyżą nie wszedłem do tego cholernego tunelu. Czekałem na nich i liczyłem, ale nie zaglądałem do środka. Dlaczego tego nie opisałeś?
– Przecież byłem z drugiej strony, jak miałem to zrobić?
– Nie widziałeś mojej sylwetki?
– Nie. Widziałem plecy Elki, jak szła w tamtym kierunku, nic więcej.
– Jeszcze jedno, co ci przyszło do głowy z dyrektorem? W podstawowej szkole byli wtedy kierownicy.
– Tak, dopiero jak cię nie było, przemianowali ich na dyrektorów.
No więc?
– Jeżeli myślisz, że to ważne, przyjmę go z powrotem na kierownika. Nie będzie się chyba złościł, dawno jest na emeryturze.
– Poza tym wszystko jest tak, jak było. – I nic więcej mi nie powiesz?
– A czego oczekiwałeś? Przeczytałem i mówię, co zauważyłem.
– A Weiser?
– Co – Weiser?
– Co byś powiedział o nim? Przecież nie chciał zostać cyrkowym artystą. Oszukiwał nas. Gdzie on teraz jest?
– Napisałeś i nie wiesz?
– Wiem więcej, niż wiedziałem, ale nie wszystko. Dlatego przychodzę do ciebie. Muszę znać prawdę.
– Dotrzymałem obietnicy, a ty znowu swoje.
– Co się z nim stało?
– Już i tak rozmawiamy za długo.
– Co się z nim stało? Dlaczego nic nie mówisz? Dlaczego przestałeś odpowiadać, Piotrze?
Tak. Pójdziesz znów tą samą ścieżką od cmentarza najpierw w dół, później do góry, a później raz jeszcze w dół. Staniesz nad umykającą wodą potoku, gdzie wpada do nisko sklepionej niszy tunelu. Wejdziesz do zimnej wody i staniesz u samego wylotu, dłonie opierając o wilgotny beton, Nabierzesz tchu w płuca i jak w górach zakrzykniesz: – Weiser! – Echo odpowie ci stłumionymi sylabami, ale tylko ono, nic więcej. Ta sama woda, co przed laty będzie huczała na cementowych progach i gdyby nie zachmurzone niebo, pomyślałbyś, że teraz jest wtedy. – Weiser – krzykniesz – Weiser, wiem, że tam jesteś! – i ciśniesz kamieniem w czarny otwór. Odpowie ci tylko plusk wody. – Weiser – krzykniesz znowu – wiem, że tam jesteś, wyłaź zaraz! – W szumie i bulgotaniu nie będzie odpowiedzi. – Weiser, bydlaku, wyłaź – krzyczeć będziesz coraz głośniej – słyszysz mnie? – Głowę wsadzisz w ciemny otwór i coraz bardziej zanurzając się w wodzie, posuwać się będziesz na kolanach pośród szlamu, oślizłych badyli i kamieni w kierunku jaśniejącego punktu po drugiej stronie. – Weiser – zakrzykniesz – nie oszukuj mnie, skurwysynu, wiem, że tu jesteś! -
Dudniący pogłos przetoczy się nad tobą, jakby w górze nasypu bił werbel lokomotywy, ale nikt nie odpowie na twoje wołanie. Wyjdziesz wreszcie z tunelu. Ociekający wodą, zabłocony siądziesz na brzegu potoku i dygocąc z zimna przypomnisz sobie słowa tamtej piosenki: „Weiser Dawidek nie chodzi na religię". Popatrzysz w niebo, gdzie zza ołowianych chmur niewidoczny samolot buczeć będzie silnikami. I zamiast mówić cokolwiek, zamiast złorzeczyć i przeklinać, pomyślisz, że wszystko, co oglądały twoje oczy i wszystko, czego dotykały twoje ręce, dawno już rozsypało się w proch. Patrzeć będziesz przed siebie tępym, nieruchomym spojrzeniem, nie słysząc już wody, ani wiatru, który targać będzie twoje zlepione włosy.
Gdańsk 1984